5.11.2013

- rozdział 5

 Jesień zaczęła dawać się we znaki. Mury zamku przesiąkały już zimnem. Pokój Wspólny Gryffindoru wrzał z przejęcia.
- O rany! To już za dwie godziny, a wichura nie ustaje! - denerwował się James.
- O tak. Jak nie przestanie, to będzie ciężko. Przecież na pewno nie odwołają meczu. - przytaknęła Lily
- Ja mam tylko nadzieję, że Krukoni też się tak denerwują. - oznajmił Syriusz.
- Syriusz! - upomniała go Elise.
- No co? Nie wolno mi? Mam nadzieję, że rozgnieciecie ich na boisku. Ale ty James musisz uważać. W takiej wichurze będzie ci ciężko dostrzec znicza. 
- Wiem.
 Rozmawiali tak razem, aż Camille nie oznajmiła:
- No, nie chcę was wyganiać... albo nie, chcę was wyganiać. Marsz na boisko! My tam dojdziemy. 
- Już idziemy, idziemy. Chodź, Lily.
- Idę.
 Udali się na boisko. Wiatr wcale nie ustał, a tylko wiał z większą siłą. Wydawało się, że przyroda płata im jakiegoś figla. Przebrali się w stroje do Quidditcha i weszli na boisko. Z trybun widać było duży transparent przedstawiający lwa i napis: "Lwy straszą ptaki!" , który trzymali Remus, Elise, Syriusz, Camille i Peter. Dosiedli miótł, rozległ się gwizdek i wzbili się w powietrze. 
- Krukoni złapali kafla, ale Margarett skutecznie im go odebrała. Podała do Davida, który rzuca... gol! - krzyczał komentator - Krukoni mają kafla i... strzelają bramkę! Linda Spinnet łapie kafla, podlatuje do bramek Gryfonów, ale... to musiało boleć! - Krukonka dostała tłuczkiem prosto w brzuch. - Kafel w rękach Davida... nie! Krukoni znów w posiadaniu piłki! Lecą do bramek Gryfonów... gol! 
 Zawodnicy podawali sobie kafla z rąk do rąk, ale gdy wynik wynosił 120 do 80 dla Krukonów, James poderwał się na miotle i ruszył przez smagający z wielką siłą wiatr przed siebie. Za nim poleciał Gerard Stonky, szukający Krukonów. Mierzyli się łeb w łeb, próbując złapać malutką piłeczkę, jednak...
- Jest! James Potter złapał znicza! James Potter ma znicza! Gryffindor wygrywa 230 do 120! - zagrzmiał głos komentatora.
 Wszyscy zawodnicy lunęli na ziemię. Gryfoni otoczyli James'a i chcieli go ponieść do szatni, ale ten nie pozwolił im na to. 
- Nie, może lepiej nie.
 Lily przebrała się w spokoju ucieszona w duchu z drugiego zwycięstwa. Jeżeli teraz wygrają z Puchonami, Puchar Quidditcha mają w kieszeni. Wyszła z szatni i ruszyła do zamku wzdłuż jeziora.
- Lily! Zaczekaj!
 Rudowłosa odwróciła się i zobaczyła, jak biegnie w jej stronę James.
- Hej, James. Świetnie zagrałeś.
- Nie tak jak ty. Strzeliłaś połowę bramek.
- Bez przesady. Na pewno nie połowę.
- Wiesz, chciałem ci życzyć powodzenia. W końcu jutro drugi etap Zawodów.
- Tak, dzięki.
- Wiesz, jakbyś chciała... jakbym mógł jakoś pomóc, to mów.
- Jasne, jeśli zdarzy się taka okazja, do ciebie pierwszego się zwrócę.
- To super. 
 Rozmawiali razem, aż rozdzielili się przy schodach do dormitoriów. Zielonooka nie dawała tego po sobie poznać, ale bardzo się denerwowała. Z nerwów nie mogła zasnąć, więc postanowiła, że zejdzie do Pokoju Wspólnego i jeszcze raz przećwiczy zaklęcie patronusa - ćwiczyła go już, jednak było za słabe, a z różdżki wylatywał tylko mały, niebieski obłok - po cichu zeszła po schodach, odsunęła kilka krzeseł, żeby mieć wolne miejsce do ćwiczeń i zastanowiła się nad odpowiednim wspomnieniem "Gryfoni wygrywają z Puchonami. Niosę Puchar Quidditcha." 
- Expecto Patronum! - wykrzyknęła, jednak z jej różdżki wyleciał tylko mały, niebieski obłok.
 "Nie, to nie to... a może... tak, list z Hogwartu."
- Expecto Patronum! - wyrzuciła z siebie zaklęcie i ku jej zaskoczeniu z różdżki wyleciał już tym razem duży obłok niebieskiego dymu, mający delikatne zarysy jakiegoś zwierzęcia.
***
 Zdenerwowanie kłębiło się w rudowłosej tak, że nie mogła już nawet zjeść śniadania. O 13 miało się zacząć drugie zadanie.
- No dawaj. Musisz coś zjeść. - powtarzał jej Remus.
- Nie chcę. - odpowiadała ciągle tak samo.
***
- Już po 12, może powinnaś już iść? - spytała Camille
- A, no tak, jasne. - odpowiedziała Lily
- No to pa. Będziemy trzymać za ciebie kciuki. Huncwoci też. - przytuliła dziewczynę Elise
 Rudowłosa udała się do Sali Wejściowej. Jej kroki dudniły na korytarzach i odbijały się echem po zamku. Wydawało jej się, jakby wszędzie było pusto. Nie minęła ani jednego ucznia. Dotarła na miejsce jako pierwsza, ale niedługo potem przyszedł Ivan, a później Jovite.
- Skoro już wszyscy jesteście, wytłumaczę wam wszystko... - zaczął profesor Dumbledore - no więc, w poprzednim etapie zaprezentowaliście przeciwzaklęcia. Teraz waszym zadaniem będzie zaprezentowanie zaklęć. - tu zaakcentował ostatnie słowo. 
- Ali co to znaci? - zapytała Jovite
- To znaczy, panno Aucoin, że będziecie się zajmować tylko zaklęciami. Więcej nie mogę wam powiedzieć. Proszę, abyście udali się za mną.
 Dyrektor wyprowadził wszystkich uczestników na błonia i skierował do chatki gajowego - Hagrida.
- Tu musicie poczekać, aż damy wam znak. Kiedy się dowiecie, że już czas, każdy z was wyjdzie z chatki, dostanie instrukcje i wystartuje.
***
 Minęło może 10 minut, gdy Dumbledore wrócił.
- Chodźcie.
- Powodzenia. - życzył Hagrid
 Wszyscy wyszli z chatki i ku ich zaskoczeniu, ujrzeli trybuny, podobne do tych na boisku do Quidditcha, tyle, że te były niżej. Lecz Lily zdziwiło to, że były zwrócone w kierunku... Zakazanego Lasu.
- Więc tak, każdy z was ma oddzieloną murem część lasu. Lily - środkową, Jovite - lewą i Ivan - prawą. Macie się choćby nie wiem co, trzymać ścieżki. Po drodze musicie wykonywać Różne zaklęcia, do których zostaniecie zmuszeni, przez opiekuna. Z każdym z was bowiem iść będzie jeden z nauczycieli. Z Ivanem - profesor Slughorn, z Jovite - profesor Binns, a z Lily - profesor McGonnagall. Pod uwagę weźmiemy, kto z was wyjdzie wcześniej, oraz ile zaklęć wykonacie poprawnie. Powodzenia.
 Ruszyli.
***
 "Wreszcie. Skończyło się. Na pewno będę ostatnia." Mówiła sobie w duchu Lily, gdy zauważyła, że ścieżka się kończy. Zdążyła już wykonać dużo zaklęć. 
- Patronus.
- Proszę? - zdziwiła się zielonooka.
- Wykonaj zaklęcie Patronusa. - powtórzyła profesor McGonnagall
- A, tak... Już. - "Otrzymuję list z Hogwartu." pomyślała - Expecto Patronum! - wykrzyknęła, a z jej różdżki wypłynęła duża, niebieska mgiełka, przypominająca lekko kształtem jakieś zwierzę.
- Bardzo dobrze. - zachwyciła się McGonnagall
 Wybiegła z lasu i ku jej zdziwieniu nie zauważyła jeszcze tylko Jovite, która nadbiegła po chwili.
- Proszę, możecie teraz udać się do przyjaciół. - oznajmił Dumbledore
***
- Byłaś wspaniała! - wykrzykiwała Elise, a Camille przytulała Lily tak, że ta z trudem łapała powietrze.
- Dajcie jej spokój, dziewczyna wystarczająco się zmęczyła. - uśmiechał się Peter
- Dzięki wam. - uśmiechnęła się Lily i przytuliła każdego z Huncwotów po kolei.
- Ale za co? - zapytał Syriusz
- Za to, że mnie wspieraliście.
- Po podliczeniu głosów... - dało się słyszeć głos dyrektora, magicznie podgłośniony. - punktacja przedstawia się następująco: Lily Evans - miejsce pierwsze - z widowni zabrzmiała burza oklasków - Ivan Matiszkov - miejsce drugie - oklaski nie przestawały na sile - i Jovite Aucoin - miejsce trzecie, co oznacza, że z przykrością muszę stwierdzić, że Jovite odpada z rozgrywek. W piątek odbędzie się ostatnie zadanie, decydujące o wygranym. - skończył Dumbledore.
- Brawo! - wykrzyknął James
- Dziękuję.
- No dobrze, więc zaprowadźmy naszą celebrytkę do dormitorium. Na pewno jest zmęczona. - dodał
- Nie mów tak. - zarumieniła się rudowłosa
- No dobrze. Chodźcie już.

1 komentarz: