29.11.2013

- rozdział 12

 Maj. Ostatni mecz Quidditcha w tym roku szkolnym w Hogwarcie, rozgrywany między drużyną Gryfonów i drużyną Puchonów. Od tego meczu zależy Puchar Quidditcha, ponieważ Gryfoni mają już na koncie dwie wygrane, Ślizgoni także, za to Krukoni jedną. Jeżeli teraz Gryffindor nie wygra z przewagą co najmniej 150 punktów, Puchar Quidditcha wygra Slytherin.
***
- Spokojnie. Wszystko będzie dobrze. Nie denerwuj się tylko. - uspokajały zdenerwowaną Lily przyjaciółki podczas śniadania.
- Wcale się nie denerwuję. - zaperzyła się rudowłosa, nakładając sobie gofry.
- Widzimy. - uśmiechnęły się do siebie Camille i Elise, spoglądając na trzęsącą się rękę zielonookiej.
 Zjadły śniadanie, a właściwie zjadły blond- i czarnowłosa, ponieważ Lily tylko skubnęła swoich gofrów i odstawiła talerz. Siedziały razem w Wieży Gryffindoru i gawędziły, lecz o godzinie dwunastej Lily zabrała miotłę i zeszła na dół.
 Szła przez błonia, ciesząc się ciepłym słońcem. Dzięki tej pogodzie będzie jej o wiele lepiej grać. Doszła do boiska i poszła do szatni przebrać się do gry. Założyła szkarłatny strój i podeszła do reszty drużyny. David Dounty jak zwykle rozpoczął swoje krótkie ostrzeżenie:
- Posłuchajcie. Wiem, że jak na razie szczęście nam dopisywało, ale nie to znaczy, że teraz też tak będzie. Musimy wziąć się w garść i dać z siebie wszystko, na co nas stać! Gotowi? Na boisko! 
 Wszyscy wyszli na boisko, wokół którego na trybunach siedzieli już wszyscy uczniowie i większość nauczycieli. Pani Hooch zagwizdała w gwizdek i podrzuciła kafla. Gra się zaczęła.
 James, jak zawsze, wzbił się ponad wszystkich, żeby móc obserwować całe boisko. Bracia Tlinch odbijali tłuczek w stronę drużyny Hufflepuffu, Rupert Heyes bronił słupków bramkowych, a Lily, David Dounty i Margarett Johnson podawali sobie kafla i atakowali bramki przeciwników. 
- Piłka w posiadaniu Margarett! - poniósł się głos po trybunach. - Podaje do Dounty'ego... kafel w posiadaniu Evans... Evans będzie strzelać... Jest! 10 do 0  dla Gryffindoru! 
 Gra toczyła się jakąś godzinę. Wynik głosił: 230 do 70 dla Gryffindoru, gdy James przyspieszył i runął w dół. Publiczność zaparła dech, a szukający Hufflepuffu ruszył za Potterem. Ścigali się w wyścigu po małą, złotą piłeczkę, śmigającą przed końcami ich mioteł.
- James Potter sięga ręką po znicza... nie! Znicz złapany przez Hufflepuff! Gra się zakończyła, ale to nie Hufflepuff wygrywa! To Gryffindor z wynikiem 230 do 220 punktów!
 Trybuny Gryfonów oszalały. Zawodnicy zlecieli na ziemię. Jednemu Puchonowi leciała krew z nosa, a Margarett trzymała się za bolące ramię. Wszyscy poszli do szatni, przebrali się i wrócili do zamku, żeby coś zjeść. Mimo wygranej, stół Gryfonów nie wykazywał większego entuzjazmu. To było przesądzone. Slytherin wygrał Puchar Quidditcha.
 Lily usiadła koło przyjaciółek. Nie odzywały się do siebie, aż do stołu dosiedli się Syriusz, Lupin i Peter. 
- Gdzie James? - spytała Lily, nakładając sobie kawałek ciasta z rabarbaru.
- W dormitorium. Nie chce wyjść. Mówi, że nie jest głodny. - powiedział szybko Syriusz i zajął się obiadem.
 Po tej krótkiej rozmowie, gdy Lily, Camille i Elise zjadły, poszły do pokoju. Nikt więcej się nie odzywał. Każdy członek drużyny winił siebie za przegraną. Ale nikt nie robił tego tak, jak James. 
***
 Wszedł do pokoju i trzasnął drzwiami. Podszedł do biurka, złapał pierwszą książkę z wierzchu i cisnął nią o ziemię.
- Spokojnie, Rogaczu. To nie twoja wina. - pocieszał przyjaciela Syriusz.
- Właśnie, że moja! Gdybym złapał tego znicza wygralibyśmy Puchar. A teraz Ślizgoni będą się pławić zwycięstwem. - rzucił przez zaciśnięte zęby James, poszedł do łazienki i zamknął drzwi na klucz.
- Idziesz na obiad, czy zostajesz? - spytał Remus, przyciskając jedno ucho do drzwi. 
- Zostaję.
 Po tym słowie Syriusz, Remus i Peter wyszli. James oparł ręce o umywalkę i spojrzał na swoją brudną od ziemi i potu twarz. "Dlaczego nie złapałem znicza? Nigdy mi się to jeszcze nie zdarzyło!" - pomyślał. Rozebrał się i wszedł pod prysznic. Ciepły strumień wody zdawał się obmywać go ze wszelkich niepokojów. 
 Wyszedł i ubrał piżamę, składającą się jedynie z krótkich, luźnych spodenek. Wysuszył włosy i ostatni raz spojrzał w lusterko na swoją twarz. Wyszedł i korzystając z okazji położył się w łóżku i zasunął zasłony, a następnie zaczął udawać, że śpi, nie mając ochoty na żadne rozmowy z przyjaciółmi, będącymi jeszcze na obiedzie.

~~~~~~~~~~~
Notkę dedykuję Lilce. 

28.11.2013

Liebster Blog Award

     Zostałam nominowana do Liebster Blog Award przez Dorcas, za co bardzo dziękuję :)

Pytania do mnie:
1. Jak masz na imię?
2. Co sądzisz o moim blogu?
3. Jaki jest twój ulubiony kolor?
4. Jeśli mogłabyś wybrać jakikolwiek magiczny przedmiot jaki byś wybrała?
5. Ulubione zaklęcie?
6. Ulubiona postać lub postaci z Harrego Pottera?
7. Jakiej słuchasz muzyki?
8. Jaki masz cel w życiu?
9. Dlaczego zaczęłaś pisać?
10. Gdybyś mogła uratować jedną postać z Harrego Pottera, która by to była?

Moje odpowiedzi:
1. Na imię mi Emilka :)
2. Blog jest dobry. Jak większość :D
3. Czerwony <3
4. Miotłę :D
5. Patronus <3
6. Hermiona Granger <3
7. Pop i Rock <3
8. Pójście do wybranego liceum, zdanie dobrze matury, pójście na dobre studia i zdobycie pracy (nauczycielka).
9. Kocham czytać, a w mojej głowie ciągle układały się różne historie, więc zaczęłam je spisywać i udostępniać :D
10. Syriusz Black. Nie zasłużył na śmierć.

Blogi nominowane przeze mnie:

Moje pytania:
1. Jak masz na imię?
2. Ulubiona postać z Harrego Pottera?
3. Skąd pomysł na bloga?
4. Ulubione zajęcie?
5. Znak zodiaku?
6. Dlaczego zdecydowałeś/aś się na pisanie bloga?
7. Dlaczego Harry Potter?
8. Dlaczego taka nazwa?
9. Czy przeczytałeś/aś książki z sagi "Harry Potter", czy oglądałeś/aś tylko filmy?
10. Najlepsza część Harrego Pottera?
11. Najlepsza książka?

20.11.2013

- rozdział 11

 Słońce zaczęło wyglądać zza chmur. Błonia pokryły się warstwą zielonej trawy, a drzewa, które nie zostały wchłonięte przez czerń Zakazanego Lasu zaczęły ukazywać pączki nie rozwiniętych jeszcze kwiatów. Cała szkoła wrzała, aby jak najszybciej zakończyć lekcje i móc wylecieć na rozgrzane błonia. Nie inaczej było zresztą z pewną trójką przyjaciółek z domu Godryka Gryffindora z szóstego roku nauki w Hogwarcie.
- O rany! Ile to jeszcze będzie trwało? Uduszę się tu! - jęczała Elise na lekcji wróżbiarstwa.
- Jeszcze 10 minut. Wytrzymasz. - pocieszała ją Lily, wachlując sobie twarz książką.
 W klasie było duszno od wiecznie rozgrzanego kominka i dymiących dzbanów z herbatami. Do dziewczyn podeszła nowa profesor wróżbiarstwa - profesor Trelawney.
- No i jak? Co widzisz w filiżance Elise? - spytała Lily.
- No... widzę... to jest chyba słońce, co oznacza, że... - rudowłosa zajrzała do podręcznika. - że w najbliższym czasie szczęście będzie ci dopisywać. - dokończyła.
- Mogę zerknąć? - spytała i nie czekając na odpowiedź zajrzała do filiżanki. - moja kochana, pomyliłaś się. A co do ciebie, panno Elise, przykro mi. To nie jest słońce. To jest księżyc. Znak, że jesteś w tarapatach. Powinnaś mieć się na baczności i patrzeć dookoła głowy. - powiedziała i odeszła do innego stolika.
- Jak myślisz, ma rację? - spytała trochę zaskoczona blondyna.
- Nie wiem. - dopowiedziała rudowłosa, podzielając jej zaskoczenie.
 Lekcja wróżbiarstwa była ich ostatnią lekcją, więc, gdy się zakończyła, a wszyscy zjedli obiad w Wielkiej Sali, uczniowie wypadli z hukiem przed zamek.
- Wreszcie! - cieszyła się słońcem Camille.
 Poszły nad jezioro i położyły się nad brzegiem, odwracając twarze w stronę słońca.
- Dzień dobry dziewczynki. - usłyszały nad sobą Remusa.
- Czego chcecie? - spytała Lily nie otwierając nawet oczu.
- Lily, nie bądź taka spięta. - uśmiechnął się Syriusz.
- Nie jestem spięta, tylko po prostu nie życzę sobie waszego towarzystwa.
- Chodźcie chłopaki, nie jesteśmy tu mile widziani. - powiedział Remus i chłopcy poszli dalej.
- Lily, nie bądź taka dla nich zła. Twoja złość zacznie się dopiero za dwa tygodnie, kiedy będzie... -zaczęła Elise
- Tak, tak... Wiem, co będzie. Prima Aprilis. Nie musisz mówić. - przerwała jej Lily, spoglądając zza palców na Wielką Kałamarnicę pływającą po jeziorze.
***
 Te dwa tygodnie minęły strasznie szybko. Wśród uczniów panowała radość. Trzy przyjaciółki również cieszyły się tym dniem.
- Musimy uważać dzisiaj na Huncwotów. To są ogromni kawalarze na co dzień, a Prima Aprilis to ich święto. Nie odpuszczą. - ostrzegała Camille skubiąc tosty podczas śniadania.
- Wiemy, Camille, ale... - zaczęła Elise, ale przerwała, ponieważ obok nich przysiedli się Huncwoci.
- Witam drogie panie. Dzisiaj Prima Aprilis. Jak tam poranny psikus? - spytał Syriusz, nakładając sobie owsianki.
- A więc to wy! Tak myślałam. Kto inny zaczarowałby kotary naszych łóżek tak, żebyśmy nie mogły wyjść. Ale nadal nie rozumiem, jak dostaliście się do naszego dormitorium. 
- Tego się nie dowiesz, Camille. To nasz pilnie strzeżony sekret. W każdym razie, pilnujcie się. My mamy napięty grafik i musimy uciekać. - rzucił James i wstał od stołu, zabierając w rękach tosta. Już miał odejść, gdy odwrócił się jeszcze i powiedział. - Lily, nie złość się już na nas. Proszę. Ile można? Nie możesz tak cały czas...
- Masz rację, James. Macie strasznie napięty grafik. Musicie już iść. - wybełkotała, przerywając mu rudowłosa.
- Do zobaczenia! - krzyknął przez ramię Remus i wszyscy razem wybiegli z Sali z tostami i jabłkami w rękach.
 Dziewczyny dokończyły śniadanie i również wyszły. Była sobota, więc nie musiały martwić się o lekcje, tylko udały się do biblioteki aby odrobić lekcje, a także, ponieważ miały nadzieję, że tam nie doświadczą żadnego głupiego dowcipu. Weszły, wzięły potrzebne książki i usiadły przy jednym ze stolików.
- Transmutacja... transmutacja... - przeszukiwała książkę Camille, gdy na biurku przed nimi coś trzasnęło i całe pokryły się czymś zielonym i maziowatym. 
- To odorosok! - wykrzyknęła Elise po powąchaniu substancji. - Ale skąd? U nas w szkole jest tylko jedna Mimbulus mimbletonia!
- Ja chyba wiem. Kto zawsze znajdzie sposób, żeby zdobyć to, czego chce? - spytała Camille wycierając oczy z kleistej mazi.
- Huncwoci. - powiedziały razem blond- i rudowłosa.
- Idziemy. - oznajmiła niebioskooka, zrywając się z miejsca.
- Zwariowałaś, Lisa? Tak chcesz iść? Nie wystarczy, że wszyscy tutaj się na nas patrzą? - zaprzeczyła Lily, wycierając różdżkę z odorosoku. - Chłoszczyć! - wykrzyknęła, a odorosok zniknął im momentalnie z oczu.
- Dziewczęta! Tutaj nie wolno używać zaklęć! Jeszcze coś by się stało z książkami! Wychodźcie! Natychmiast! - starała się skarcić dziewczyny, szepcząc.
- Już wychodzimy. Przepraszamy. - powiedziały, zebrały swoje książki i pergaminy i ruszyły do Wieży Gryffindoru.
- No to co robimy? Musimy się odpłacić pięknym za nadobne! - szeptała Elise w obawie, że któryś z Huncwotów może dosłyszeć jej zamierzenia.
- A co powiecie na to, żeby wkraść się do nich do dormitorium i zabrać im różdżki? - spytała Camille podnosząc upuszczoną książkę.
- Świetny pomysł! Tylko jak to zrobić, żeby wylecieli z dormitorium i nie zabierali ze sobą różdżek? 
- Ja chyba mam pomysł. - uśmiechnęła się szyderczo Camille, spoglądając na rudowłosą.
- Nawet o tym nie myśl! 
- Lilka, zgódź się! Bez ciebie nam się nie uda! 
- Nie ma mowy! Wasze ostatnie prośby źle się skończyły.
- A jak będę odrabiać za ciebie runy przez tydzień? - wyszczerzyła zęby Lisa
- No... zobaczę.
***
- Nie wierzę, że się na to zgodziłam! - krzyczała zielonooka.
 Siedziała na podłodze z wyciągniętą nogą i trzymała się za kostkę.
- Dobra, zaraz idę. Właśnie poszli do dormitorium. - Camille patrzyła za chłopakami dotąd, dokąd nie zniknęli jej z oczu. - Idę. Trzymajcie się planu. 
 Czarnowłosa weszła po schodach do dormitorium chłopców. W duchu cieszyła się, że nie mają alarmu, bo ich plan nie wypaliłby. Podeszła do drzwi Huncwotów, potarła policzki tak, żeby wyglądały na czerwone i zapukała do drzwi.
- Camille? - zdziwił się James, otwierając drzwi. - Wchodź...
- Nie ma czasu! Lily złamała kostkę, musicie pomóc przenieść ją do Skrzydła Szpitalnego. Wszyscy! - przerwała mu.
- Co? - zdziwił się czarnowłosy. - Chłopaki, chodźcie! Szybko!  - zawołał w głąb pokoju i rzucił się na schody.
 Chłopcy wybiegli po kolei z pokoju i zostawiając otwarte drzwi puścili się biegiem za Rogaczem. Brązowooka weszła do pokoju i szybko ogarnęła go wzrokiem. 
- Są! - ucieszyła się, dostrzegając różdżki.
 Złapała to, po co przyszła i wybiegła, zamykając za sobą drzwi. Szybko weszła do Pokoju Wspólnego. Zobaczyła Huncwotów, Elise i Lily pod tą ścianą, gdzie przedtem rozstała się z koleżankami.
- Co jest? Szybko! - pospieszała ich czarnowłosa.
- Ale Lily mówi, że jednak nic jej nie jest. Że jej się wydawało. - mówił Remus, patrząc ze zdziwieniem na rudowłosą.
- Co? - udawała zdziwienie Camille.
- No tak. Nic mi już nie jest. Chyba mogę iść do pokoju. Chcę się położyć. - powiedziała, próbując wstać.
- Dawaj, pomogę ci. - powiedział James, biorąc dziewczynę pod rękę.
- Nie trzeba, sama sobie poradzę. - odepchnęła chłopaka zielonooka i ruszyła do pokoju, udając, że kuleje.
- Ale się dali nabrać! - zaśmiała się Elise, padając na łóżko. - Daj jedną różdżkę.
- Właśnie, daj nam po jednej, Cam. - przytaknęła Lily. Klapnęła na łóżko i ku jej zdziwieniu usłyszała pod sobą głośne "chlap". Wstała i zaskoczona zobaczyła, że jej pościel jest cała umazana niebieską farbą. Plecy z resztą też. - Należało im się! - roześmiała się jeszcze głośniej, widząc, że jej przyjaciółki również mają kolorowe plecy. Camille - zielone, a Elise - fioletowe.
- Macie. - Camille dała każdej dziewczynie po jednaj różdżce, sobie zostawiając dwie.
 Lily zaczęła dokładnie oglądać to, co dostała. Różdżka była dość długa. Zrobiona z ciemnego drewna, posiadała gdzie nie gdzie wybrzuszenie. Była też lekko giętka. Wtem drzwi otworzyły się z łoskotem, a w nich ukazała się mleczna twarz James'a.
- Wiemy, że macie nasze różdżki. - powiedział, gdy reszta jego przyjaciół dołączyła do niego.
- Co? Nie mamy żadnych różdżek! Ale ta farba? Dziecinne. - zaśmiała się Lily, chowając pod siebie różdżkę.
- Czyżbyś to ty miała moją różdżkę? - spytał Potter, a na jego twarz wstąpił uśmiech. 
- Nie mam twojej różdżki! Mam tylko swoją! - zawołała rudowłosa i rzuciła poduszką w Rogacza.
- Doigrałaś się, Lilka. - powiedział, złapał poduszkę i ruszył w stronę zielonookiej. Reszta ruszyła w jego ślady.
- Wiem, że ją masz! - powtarzał Rogacz, próbując przeszukać Lily.
- Nie mam... twojej... różdżki. - wykrzykiwała rudowłosa, nie mogąc powstrzymać się od śmiechu.
- O, to kostka cię już nie boli? - spytał również roześmiany Potter.
- Nie, mówiłam ci!
 W końcu Rogacz dobył swojej różdżki, wyciągając ją spod Evans.
- Aha! Wiedziałem, że to ty ją masz! - wykrzyknął.
- Ciekawe skąd. - Lily uniosła jedną brew.
- Intuicja.
- Zobacz! - wykrzyknęła. Chłopak odwrócił się we wskazanym kierunku i zobaczył, że Syriusz i Remus natarli na Camille, próbują odebrać jej swoje różdżki.
- Ja ich nie mam! - powtarzała czarnowłosa.
- Wiemy, że je masz. 
 Po dostaniu różdżek chłopcy pogadali jeszcze chwilę z dziewczynami i wyszli z ich pokoju. Po tym dniu pełnym miłych, lecz także niemiłych niespodzianek żadna z dziewczyn w tym pokoju nie mogła usnąć. Po przyjściu Alice wszystkie położyły się do łóżek i gadały jeszcze o wszystkim, co nasunęło się im na myśl.

13.11.2013

- rozdział 10

 Święta się skończyły, a szkolne korytarze znów zapełniły się masą uczniów. Trzy przyjaciółki z jednego dormitorium z Gryffindoru udały się do biblioteki, by odrobić zadane lekcje. 
 Dwie godziny później niosąc łącznie 5 esejów w kieszeniach, wybiegły na ośnieżone błonia. Blondwłosa ulepiła śniegową kulkę i rzuciła w czarnowłosą przyjaciółkę. Trzecia z nich zaczęła się śmiać, za co oberwała. Tak zaczęła się bitwa.
 Pół godziny później, przemoknięte i zmoknięte do suchej nitki wróciły do Wieży Gryffindoru. Przebrały się w świeże, suche ubrania, zeszły do Pokoju Wspólnego, usiadły przy kominku i zaczęły się ogrzewać. Pogrążyły się w ożywionej rozmowie, podczas której co chwilę któraś z nich wybuchała śmiechem. Nagle rudowłosa zerwała się z miejsca:
- O nie! Nasze eseje! 
- No tak! Muszą być całe mokre! - zerwała się również Elise i wszystkie popędziły biegiem do dormitorium. Niestety, mokrych rzeczy nie zastały. 
- Skrzaty musiały już je wziąć! I co my teraz zrobimy? - dramatyzowała Lily
- Ja mam pewien pomysł, ale może ci się nie spodobać. - spojrzała na nią Camille
- O nie! Uda nam się to zrobić bez ich pomocy! - zaprotestowała
- Nie da się inaczej. No, chyba, że chcesz pisać swoje dwa eseje na nowo!
- No... no dobra. Ale szybko. 
- Ale musisz iść sama. Tylko ty masz już na sobie szaty. ja i Elise nie mamy.
- Nienawidzę was, wiecie? - spytałam i wyszłam

*MYŚLAMI JAMES'A POTTER'A*

 Po dwu-godzinnej bitwie na śnieżki, zmoczeni uciekliśmy do dormitorium. Peter i Remus błyskawicznie się przebrali i poszli po coś na rozgrzanie, Syriusz zamknął się w łazience, z zamiarem przebrania, a ja postanowiłem przebrać się w pokoju. W tym momencie rozległo się pukanie...

*MYŚLAMI LILY EVANS*

 Zapukałam w drzwi i otwarłam je. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Koło okna, w pokoju stał zupełnie sam James, ubrany jedynie w dżinsy. JEDYNIE w dżinsy! Jego szczupła, wyrzeźbiona sylwetka sprawiła, że na twarz wkradł mi się rumieniec. Chłopak trzymał w rękach gotową do założenia koszulkę i spytał:
- Lily? Co ty tu robisz?
- Przepraszam. - odbąknęłam
 Z piekielnymi rumieńcami na twarzy puściłam się pędem do dormitorium. Spojrzałam jak osłupiała po koleżankach.
- No co jest? Udało się? - spytała w końcu Camille
- Ja widziałam James'a. Był bez koszulki. Uciekłam. - odpowiedziałam na pytanie
- No co ty? - zaczęły się śmiać dziewczyny
- Ej, to nie jest śmieszne! - oburzyłam się
- Nie, w ogóle. A teraz zmykaj tam znowu. - odparła Elise
- Nie ma mowy. Teraz ty tam idź. 

*NARRATOR*

 Elise poszła do dormitorium. Zapukała, a otworzył jej całkiem już ubrany James. 
- Cześć, El. Nie wiesz, o co chodziło Lily? - spytał
- Wiesz, chodzi o to, że chciałyśmy was prosić, żebyście pomogli nam odzyskać eseje. Zostawiłyśmy je w kieszeniach ubrań, ale skrzaty już je zabrały. 
- No dobra. Ale mam jedną sprawę. Zrobimy to sami. Nie możecie poznać naszego sekretu. - uśmiechnął się szyderczo
- Jak chcesz. Zależy nam tylko na esejach. 
- A na nas to już nie? Możemy być za to ukarani! - jego uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej.
- Wiesz, może i tak. Ale dowiemy się tego, kiedy nam pomożecie. - uśmiechnęła się również Elise.
 Ucieszona z powodzenia, wróciła do dormitorium i opowiedziała wszystko dziewczynom. Pogrążyły się w rozmowie, gdy do drzwi ktoś zapukał.
- Proszę! - krzyknęła Camille
 Drzwi się otworzyły, a do środka weszło czterech Huncwotów z roześmianymi twarzami i esejami dziewczyn w rękach.
- Ale jak wy się tu dostaliście? Przecież jest ochrona na schodach przed chłopcami! - zdziwiła się Cam
- Oj, nie takie rzeczy się robiło. Camille, mandragory nie są stosowane w eliksirze Felix Felicis. - odpowiedział Remus, siadając na łóżku nieobecnej Alice
- Przejrzeliście nasze eseje? 
- Tylko spojrzałem! To źle, że ci pomagam? - spytał
- Dobra, dzięki, ale chciałabym, żebyście już sobie poszli. - powiedziała Lily po otrzymaniu swojej własności.
- Lily, nadal ci nie przeszło? Zrozum, to nie nasza wina! On się sam o to prosił! - oznajmił Syriusz
- Nie prawda! Chcę, żebyście wyszli! - zezłościła się rudowłosa
- Dobrze, już nas nie ma. Ale jakby coś, wiecie, gdzie nas szukać. - zakończył wymianę zdań Peter.
 Chłopcy wyszli.
- Co ty, Lilka! Naprawdę musisz być dla nich taka niemiła? - spytała El
- Tak, i nie pytaj więcej! - odpowiedziała i schowała się za Baśniami Barda Beedl'a.

10.11.2013

- rozdział 9

 Reszta dnia minęła rudowłosej w nie najlepszym humorze. Po jakimś czasie z Wieży Astronomicznej udała się do dormitorium i od razu położyła się do łóżka. Nie mogła zasnąć, więc po przyjściu przyjaciółek udawała, że śpi. Z resztą i tak nie chciała teraz z nikim rozmawiać.
 Jutro, gdy tylko się obudziła, ubrała się pospiesznie, złapała książkę, którą miała podarować Severusowi na święta,zbiegła do Pokoju Wspólnego Gryffindoru i wrzuciła przedmiot do rozjarzonego kominka. Usiadła na kanapie przed nim i wpatrywała się, jak książka płonie, a następnie przemienia się w popiół. 
- Mogę? - usłyszała za sobą głos James'a
- Dlaczego? - spytała Lily. James usiadł obok niej, ale ta od razu  odsunęła się od chłopaka.
- Co dlaczego? - spytał, przypatrując się jej ślicznej, bladej cerze, jej miękkim, rudym włosom, jej głębokim, zielonym oczom, jej malutkiemu, zwinnemu noskowi i czerwonym, pełnym ustom.
- Dlaczego on się tak zachował? Co ja mu zrobiłam? Czy to moja wina, że on... że on nie chce się już ze mną zadawać? - spytała, patrząc w kominek
- Nie mów tak nawet. To nie twoja wina, że on... że się tak zachował. - pocieszał ją chłopak
- Zresztą... jakie to ma znaczenie? I tak nie chcę już go znać. Ale nadal nie mogę zrozumieć, dlaczego ty mi to zrobiłeś. Dlaczego dokuczałeś mojemu przyjacielowi mimo, że wiedziałeś, że nim jest. Mimo, że ja... ja sama obdarzyłam ciebie i resztę Huncwotów moją przyjaźnią. Zaufałam wam, James, a wy... wy to najzwyczajniej zlekceważyliście. - spojrzała na jego potargane, czarne włosy, niebieskie, roziskrzone blaskiem płomieni oczy, na jego mleczną, pokrytą lekkim rumieńcem od bijącego ciepła z kominka cerę, na jego nos, na którym wsparte były czarne okulary. Na jego różowe usta.
- Lily, ale to nie tak, jak myślisz... - próbował się usprawiedliwić
- Nie, James. Ja nie chcę cię słuchać. Nie rozumiem, jak możesz się z tego wytłumaczyć i nie chcę tego wiedzieć, ale... daj mi wreszcie spokój, James. W ogóle nie wiem, czemu się z wami zadałam. Było mi szczęśliwie tak, jak było jak dotąd. - przerwała mu i odeszła.
 Chłopak nie wiedział już, co odpowiedzieć. Zbity z tropu wpatrywał się w rudą postać, zmierzającą do dormitorium dziewcząt. Wewnątrz kotłowała się w nim wściekłość. Wściekłość na samego siebie. Wstał, podszedł do schodków, oparł się jedną ręką o ścianę, a drugą złożył w pięść i uderzył o czerwoną farbę, którą ściana była pokryta.
***
 Rudowłosa osóbka wstała z własnego łóżka. Był dzień 24 grudnia. Święta. Do jej nozdrzy dobiegł zapach potraw. Szybko wstała, wsunęła na nogi kapcie i zbiegła po schodkach do małego salonu. 
 Jej rodzina nigdy nie była bogata. Tata był drwalem. Mama nie pracowała i zajmowała się domem, ale odkąd Lily znalazła się w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, znalazła potrzebny czas i została kasjerką w pobliskiej aptece. Na początku wszyscy mieszkali z dziadkami, ale odkąd rudowłosa skończyła 5 lat, mieszkają już w małym, ale własnym, drewnianym domku.
 Podbiegła do choinki, pod którą ułożone było mnóstwo prezentów. Do pomieszczenia weszła Mary Evans - mama dziewczyny.
- Hej kochanie. Jak się spało? Tak bardzo nam ciebie brakowało! Wczoraj, gdy cię przywieźliśmy wieczorem, byłaś tak padnięta podróżą, że od razu padłaś na łóżko.
- Tak, strasznie byłam wyczerpana. - uśmiechnęła się promiennie, pierwszy raz od kilku dni zielonooka.
- Może odwiedzisz dziś Severusa? Zawsze do niego chodziłaś w święta. 
- Wiesz, może lepiej nie. - zapeszyła się
- Ojej, coś się stało? 
- Nic, nie chcę o tym gadać.
- No dobrze, niech ci będzie. - odeszła do kuchni.
 Lily wzięła się za rozpakowywanie prezentów. Wzięła pierwszy, najmniejszy podarek. Rozerwała opakowanie, a z środka wyleciała karteczka: Wszystkiego najlepszego! Twoja droga Elise. Otwarła pudełeczko, a w środku zobaczyła mały wisiorek w kształcie  kółka. Otwarła go, a w środku zobaczyła zdjęcie, na którym dwie małe dziewczynki - jedna o płomienno rudych włosach, druga o blado żółtych - przytulały się i uśmiechały do obiektywu.
 Wzięła do rąk drugi pakunek. W środku leżała taka sama kartka, tylko że z podpisem Camille i czarodziejska, romantyczna książka. 
 Ku jej zdziwieniu, stosik prezentów dla niej wciąż był pokaźny. Wzięła pierwszy z wierzchu i przeczytała: Mam nadzieję, że ci się przyda. Wesołych Świąt, Remus. W środku znalazłam książkę zatytuowaną: "Świat magii i wszystko, czego jeszcze o niej nie wiesz". Tak, on widać wiedział, co ją naprawdę interesowało.
 Kolejna paczka. W środku liścik: Od wiernego Huncwota, Syriusza. Wesołych Świąt! Otwarła i aż oniemiała z wrażenia. W środku znalazła butelkę Ognistej Whiskey i magiczny wywar zmiany koloru oczu. "Skąd on to wytrzasnął?" spytała się w myślach. Postanowiła, że butelkę zachowa na lepszą okazję.
 Kolejny prezent - kolejny liścik. Gorliwy Huncwot, James Potter wyrażając swą skruchę pisze do Lily Evans, błagając o wybaczenie i życząc Wesołych Świąt. "Nie, na razie nie jestem na to gotowa. Na razie nie jestem gotowa mu wybaczyć. Sama nie wiem, czy chce." pomyślała.  Następna była koperta od rodziców: galeony. O tak, jeszcze tylko tego nie dostała od nikogo.
Paczka od Petunii - jak zwykle nic wielkiego. Mała, zużyta, w niektórych miejscach zdrapana, koralikowa bransoletka. Mimo wszystko rudowłosa uśmiechnęła się pod nosem. W końcu to i tak coś.
I ostatnia. z karteczką: Przepraszam, Liluś. Wybacz mi, nie chciałem tego powiedzieć. To wszystko było pod presją otoczenia. Na zawsze twój, Severus. Nie chciała tej kartki. Nie chciała uwierzyć. Wrzuciła ją prosto do kominka. Miała już wrzucić do środka nieodpakowany prezent, jednak ciekawość zwyciężyła. Otworzyła, a jej oczom ukazało się zdjęcie, na którym była razem z nim, przytulali się do siebie i uśmiechali do obiektywu. To przysunęła do głowy dziewczyny wspomnienia. Przyjemne wspomnienia. Nie mogła tego wytrzymać. Wrzuciła zdjęcie prosto do kominka. 
Zabrała wszystko do pokoju, starając się ukryć pod bluzką butelkę Ognistej Whiskey. Butelkę schowała szybko do nierozpakowanego kufra i wzięła się za odpisywanie przyjaciołom. Do Huncwotów, ani Severusa nie napisała.

- rozdział 8

 Wszyscy poszli do Sali Wejściowej.
- To pa mamo, pa tato, cześć Petunio. - żegnała rodzinę Lily
- Pa, kochanie. Dziękuję, że nas oprowadziłaś, tu jest niesamowicie. Zapamiętam te chwile do końca życia. - żegnała się mama rudowłosej
 Wszyscy wyszli na zewnątrz, rodzina przytuliła się na pożegnanie, weszli do karety i odjechali z Hogwartu, pozostawiając tu zielonooką. Dziewczyna wróciła do zamku. Na tablicy ogłoszeń w Sali Wejściowej wisiała jakaś kartka. Jak mogła jej nie zauważyć? Przecież była tutaj już tyle czasu. Podeszła i przeczytała na głos:
- Dnia 14 grudnia o godzinie dwunastej odbędzie się wypad do Hogsmeade. Wspaniale! To przecież za tydzień! Zdążę kupić prezenty na święta!
***
 Wszyscy razem: Lily, Elise, Camille i Huncwoci zeszli do Sali Wejściowej. Podeszli do Filcha, pokazali zgody i ruszyli do miasteczka czarodziejów. 
- No to jak? Rozdzielamy się i o pół do czternastej pod Trzema Miotłami? - spytał Remus
- Tak. - odpowiedzieli chórem.

*MYŚLAMI LILY EVANS*

 Najpierw poszłam do sklepu pani Puch. Kupiłam tam dla Camille piękne perfumy, które pachniały tak, jak kto lubił. To znaczy, że jeżeli ja lubię zapach kwiatów, pachniały dla mnie kwiatami, ale jeśli Camille lubi zapach wanilii, dla niej pachniały wanilią. Później udałam się do księgarni Pod Piórem, gdzie kupiłam książkę o magicznych stworzeniach dla Elise (jej specjalność i hobby) i książkę o ciekawostkach na temat świata magii dla Remusa. Domyślając się, czego będzie chciał James, poszłam do sklepu ze sprzętem do Quidditcha, gdzie kupiłam zestaw do czyszczenia mioteł. Został już tylko Syriusz i Peter. Dla Syriusza w sklepie Zonka kupiłam Peruwiański Proszek Natychmiastowej Ciemności. Mam nadzieję, że jeszcze go nie ma, ponieważ, jak zapewniał sprzedawca, został sprowadzony dopiero wczoraj. Dla Petera kupiłam fałszoskop wyglądający jak przerośnięta pszczoła. Dla rodziców kupiłam trochę czarodziejskich przedmiotów, a dla Petunii kupiłam trochę czarodziejskich przysmaków. Pozostał mi już tylko Severus. Dla niego wybrałam książkę na temat eliksirów, ponieważ wiedziałam, że bardzo lubił ten przedmiot. Właśnie... muszę się z nim w końcu spotkać, bo od rozpoczęcia roku szkolnego, nie miałam zupełnie czasu.
 Nie myśląc dłużej nad tym, co dalej robić, poszłam do przyjaciół do pubu PodTrzema Miotłami.
- No wreszcie, już mieliśmy szykować akcję poszukiwawczą. - uśmiechnął się Peter
- Jestem, jestem. Poprostu dużo tego było i się nie wyrobiłam. - odpowiedziałam
 Wypiliśmy po kubku  piwa kremowego i wróciliśmy do zamku, Od razu poszłam do dormitorium, naskrobałam na kartce:

Drogi Severusie                                                
Ostatnio w ogóle nie mieliśmy czasu się spot-
kać. Mam nadzieję, że będziesz mógł wybrać   
się ze mną na błonia jutro o 15? Czekam na   
odpowiedź,                                                        
                                                                     twoja kochana Lily 

 Pobiegłam do sowiarni, znalazłam swoją ukochaną, żółtą sówkę Elittę, przywiązałam liścić do jej nóżki i szepnęłam:
- Leć do Severusa. 
 Wróciłam pędem do pokoju. Gdy tam dotarłam, przed oknem czekała już moja ukochana sówka z odpowiedzią:

Droga Lily                                                   
Nie wiem, czy będę miał czas, sam ostatnio
 jestem bardzo zapracowany,                         
                                  twój na zawsze Severus  

 Nie można ukrywać, czułam się bardzo zawiedziona odpowiedzią Severusa. Postanowiłam, że jutro podczas śniadania spróbuję go złapać i choć przez chwilę z nim porozmawiać. Ale teraz było już na to za późno.
*** 
 Na zajutrz wstałam wypoczęta. Przebrałam się i nie czekając na przyjaciółki zeszłam samotnie na śniadanie. Usiadłam  przy stole Gryfonów i rozejrzałam się za Severusem. Był tam. Rozmawiał z grupką innych Ślizgonów. Tak... Severus należał do domu Slytherina. Zjadłam pospiesznie śniadanie i podbiegłam do czarnowłosego chłopaka.
- Zgadnij kto to. - zakryłam mu oczy ręcami. Reszta Ślizgonów zaczęła się głośno śmiać. - Lily? - spytał. - Nie przeczytałaś mojego listu? Napisałem ci wyraźnie! Nie mam czasu, jestem strasznie zapracowany! - odparł speszony zachowaniem kolegów.
- Ale Severusie, nie masz nawet czasu podczas śniadanie w niedzielę porozmawiać ze mną przez chwilę? - zapeszyłam się również
- Nie! Nie rozumiesz? Nie mam czasu!  - odkrzyknął
- Dobrze, już. Dobrze, nie gorączkuj się tak. Nie będę już zawracać ci twojego wrednego łba sobą! - odpowiedziałam, również krzycząci odbiegłam do Wieży Gryffindoru
- Lily! Zaczekaj! To nie tak! - usłyszałam jeszcze za sobą nawoływania Severusa, ale nie chciałam już go słuchać i nawet się nie obróciłam.

*NARRATOR*

 Dzień zleciał im na odrabianiu prac domowych. Jak zwykle najwięcej miała ich Lily, ponieważ miała ona najwięcej przeedmiotów. Po napisaniu dwóch esejów, nauce transmutacji i zapamiętaniu składników oraz ich kolejności do jednego z eliksirów, wszystkich naszła ochota na spacer po świeżym powietrzu. Mimo, że była już osiemnasta, Huncwoci, Lily, Elise, Roger, z którym zaczęła się umawiać, Camille i Hugo, z którym byli już oficjalnie parą postanowili udać się na błonia. 
 Przechadzali się po miękkiej, otoczonej czarnawą poświatą trawie, gdy doszły ich uszu czyjeś głosy. Od razu, zaciekawieni, ucichli, lecz po chwili Lily szepnęła:
- To Severus! - i ruszyła bliżej miejsca, z którego dochodziły głosy. Stanęła, oparta o ścianę, po której drugiej stronie ktoś żywo z kimś rozmawiał:
- Musisz tyle z nią łazić? - zapytał nieznany dziewczynie głos.
- Przestań! To tylko mała szlama. - odpowiedział Severus.
- Tak, szlama, która psuje nam reputację i wszystkie plany! Widziałeś, co ona dzisiaj rano ci robiła? 
- Tak, widziałem.
- To naucz się, że reszta więcej nie będzie tego tolerować.
- Aha, a więc to tak! Szlama! Severusie! Jak mogłeś! Byłeś moim przyjacielem, ufałam ci! - rudowłosa wyskoczyła z ukrycia. Jej policzki lśniły od łez, a głos drgał. - Nie chcę cię znać!
- Lily! To nie tak! Proszę cię! Poczekaj! - krzyczał młody Snape za uciekającą dziewczyną.
- Zostaw ją. Nie jest ciebie warta. - odpowiedział nie kto inny, jak jego towarzysz wcześniejszej rozmowy - Lucjusz Malfoy
 Zielonooka uciekła do przyjaciół. Od razu zaczęli ją o wszystko wypytywać:
- Kto to był? - spytał Remus
- Severus... i Lucjusz. - odpowiedziała przez łzy
- Co oni ci zrobili? - spytał Hugo 
- Nazwali... nazwali mnie szlamą. 
- A to głupki. Jeszcze tego pożałują. Nie wystarczyło Severusowi za ranek? - wykrzyknął James
- Jak to za ranek? - zdziwiła się rudowłosa, którą szarpały teraz sprzeczne uczucia
- No bo... wiesz... - speszył się okularnik
- Aha! A więc to tak! To wy cały czas powodowaliście te wszystkie jego siniaki? Te blizny? Te pobyty w Skrzydle Szpitalnym? - zezłościła się
- To nie tak... Lily... - próbował się wytłumaczyć Syriusz
- Nie chcę już z nikim gadać! - wycedziła przez zęby i odeszła w stronę zamku.
- Lily! Poczekaj! To nie tak, jak myślisz! - krzyczał za nią szukający
- Zostaw mnie! Nie chcę z wami gadać. Nie chcę z nikim gadać! - wykrzyknęła przez ramię.
- Rogacz, daj sobie spokój, to i tak nic nie da. - uspokajął kolegę Syriusz, ale Potter odszedł w inną stronę i samotnie udał się nad jezioro.

*MYŚLAMI LILY EVANS*

 "A więc to były te jego sprawy? To nad tym tak pracował? Jak mógł? Mój najlepszy przyjaciel! Nazwał mnie szlamą. To niemożliwe. Jeszcze ci Huncwoci! Znęcali się nad nim mimo, że wiedzieli, że jest moim przyjacielem. Nie doceniali moich uczuć, mojej przyjaźni, jaką im dałam. Mam tego wszystkiego dosyć." Myślałam w drodze do Wieży Astronomicznej. Zawsze udawałam się w to jedno miejsce, gdy w mojej głowie mąciło się zbyt wiele myśli, żeby móc je poukładać. 
 Dotarłam na miejsce. Wyjrzałam przez jedno z wielkich okien, położonych na wschód, zachód, południe i północ. Spojrzałam na błonia. Zobaczyłam jedną osobę przemieszczającą się wzdłuż jeziora. Spojrzałam w niebo. Nie było chmur. Gwiazdy i księżyc oświetlały wszystko swoim blaskiem. Zostałam tak i pogrążyłam się w myślach. Po moich policzkach spływały łzy.

*MYŚLAMI JAMESA POTTERA*

 "No nie mogę! Jak mogłem być tak głupi!? Mogłem teraz pocieszać Lilkę, a przez własną głupotę wstydzę się jej już pokazać. Jak mogłem tak postąpić? Nie dowiedziałaby się o niczym i wszystko byłoby dobrze, ale z własnej głupoty wszystko zepsułem." Tak właśnie wglądały moje myśli. Usiadłem nad brzegiem jeziora i rzuciłem kamieniem z całą siłą w taflę wody. Spojrzałem na nią. Księżyc odbijał w niej swój blask. Spojrzałem w niebo. Tak, jak myślałem, gwiazdy i księżyc świeciły z całą mocą, na jaką było je stać.

8.11.2013

- rozdział 7

*MYŚLAMI LILY EVANS*

 Noc minęła nam w wyśmienitych humorach. Kilka osób chciało urządzić imprezę w Wieży Gryffindoru, ale uznaliśmy, że jest to nie potrzebne, ponieważ jutro miał zacząć się Bal na cześć zwycięzcy. Własnie... Bal. Elise miała iść z Puchonem, rok starszym, niezwykle przystojnym Roger'em Genzel'em, Camille z przystojnym Krukonem, Hugo Rees'em, Peter umówił się z dość przysadzistą, niską ale również piękną Puchonką, Fioną Fernandes, Remus z Krukonką, Michaellą Cross, Syriusz z Puchonką, Olivią Staunton, a James... no właśnie. A James ma iść ze mną. Z Lily Evans. Razem mamy rozpocząć Bal.

*Narrator*

 Wszyscy razem udali się na śniadanie. Atmosfera nie zmieniała się od wczorajszego wieczoru, gdy Gryfonka - Lily Evans wygrała Międzyszkolne Zawody Zaklęć. Po śniadaniu wszyscy postanowili, że dokończą zwiedzanie zamku.
***
 Skończyli zwiedzać, była godzina 14:00. O 18 miał zacząć się Bal i trwać do 23:00, więc wszyscy udali się do Wielkiej Sali na obiad.
- To miejsce jest wspaniałe! - zachwycała się mama rudowłosej.
- O tak, wspaniałe. - przytakiwał jej ojciec, wpatrując się w zaczarowany sufit, przedstawiający teraz zachmurzone niebo, przez które przebija się kilka promieni słonecznych.
 Jeść skończyli pół godziny później i udali się do Wieży Gryffindoru, żeby przygotować się do Balu. 
 Lily ubrała jasno-zieloną sukienkę, sięgającą lekko pod kolano, błyszczącą za każdym ruchem, szpilki w tym samym kolorze, a włosy spięła w artystycznego koka, spod którego wylatywały zakręcone kosmyki włosów. Nad jej uchem we włosy wpięła białą lilię. Na rękę założyła również białą, koralikową bransoletkę. 

 Elise ubrała różową sukienkę bez ramiączek. Sukienka tuż pod dekoltem przepasana była kokardą w tym samym kolorze. Była ona bardzo szeroka na dole, a sięgała lekko ponad kolano. Do tego założyła ciemno-różowe szpilki. Nie zakładała żadnej biżuterii. Włosy rozpuściła i zakręciła w lekkie fale.
 Camille założyła długą, fioletową sukienkę, przepasaną trochę ciemniejszym, fioletowym paskiem tuż pod dekoltem. Dolna część sukienki fioletowa, falowała, a górna, biała - błyszczała cekinami. Szpilki, które założyła, również były fioletowe. Z biżuterii użyła tylko krótkich, srebrnych kolczyków. Włosy rozpuściła i pofalowała.
 Matylda Evans - mama Lily założyła zwykłą, czerwoną, koktajlową sukienkę, przepasaną czarnym paskiem i równie czerwone baletki, a włosy związała na boku w luźny warkocz.
 Petunia Evans - siostra Lily ubrała żółtą, szeroką sukienkę bez ramiączek, sięgającą ponad kolano i żółte szpilki. Włosy rozpuściła w czarne, miękkie fale, pasujące do czarnego paska, przepasającego sukienkę pod dekoltem. 
 Dziewczyny razem z Huncwotami poszli do Sali Wejściowej, aby tam spotkać się ze swoimi partnerami i partnerkami (pomijając Lily, która szła z James'em, jej mamy, która szła z mężem i Petunii, która szła sama). Gdy wszyscy się odnaleźli, weszli do Wielkiej Sali.

*MYŚLAMI LILY EVANS*

 Czułam, że zaraz zemdleję. Weszliśmy, a po parkiecie latało pełno kolorowych sukienek i garniturów. Złapałam James'a za rękę i zaprowadziłam w jeden z kątów sceny, gdzie czekał już Ivan i Jovite z partnerami. Podeszliśmy do nich, przywitaliśmy się i wzięliśmy swoje pary do tańca.


*MYŚLAMI JAMESA POTTERA*

 To było wspaniałe uczucie. Lily pociągnęła mnie na środek sceny. Położyłem jedną rękę na jej biodrze, a drugą złapałem ją za rękę. Muzyka zaczęła grać, a my zaczęliśmy tańczyć. Kręciliśmy się, Lily się unosiła, zwalnialiśmy, przyspieszaliśmy. Wszyscy po woli przyłączali się. Zeszliśmy ze sceny, na którą teraz weszły Wyjące Jędze i zaczęły grać. Tańczyliśmy na parkiecie dobre półtorej godziny, gdy Lily oznajmiła, że się zmęczyła i chce na chwilę usiąść. Przyniosłem jej piwo kremowe.
- Dzięki.
- Nie ma za co. Świetnie się bawię, a ty?
- Jasne. Jest wspaniale.
 Gdy tylko Lily skończyła pić, Wyjące Jędze zaczęły grać wolną piosenkę. Postanowiłem skorzystać z okazji, bo więcej takich piosenek mogło nie być.
- Czy mogę poprosić do tańca? 
- Jasne. - zgodziła się Lily
 Wziąłem ją za rękę i zaprowadziłem na parkiet. Zaczęliśmy powoli tańczyć.

*MYŚLAMI LILY EVANS*


 Wziął mnie na parkiet. Zaczęliśmy tańczyć. Czułam się przy nim tak miło, tak bezpiecznie. Sama nie wiem, dlaczego to zrobiłam, ale zarzuciłam mu ręce na szyję i oparłam głowę o jego ramię. Było tak wspaniale. Tańczyliśmy tak, nie odzywając się do siebie ani słowem. W końcu piosenka się skończyła. Puściłam go, a na moje policzki wkradł się rumieniec. Odeszliśmy i usiedliśmy, żeby odpocząć.
- Teraz poprosiłbym, żeby wszyscy usiedli przy stołach i wybrali jedzenie. Kolację pora zacząć.
- James, ja chyba pójdę na chwilę i pomogę rodzicom i Petunii zamówić coś.
- Jasne. Poczekam.

*NARRATOR*

 Rudowłosa poszła do rodziców.
- I jak? Dobrze się bawicie? - spytała
- Wspaniale. Tyle, że wiesz, nie za bardzo wiemy, jak cokolwiek zamówić. - odpowiedziała jej mama
- To bardzo proste. Wystarczy, że głośno powiesz do swojego talerza, co chciałabyś zjeść, a to danie samo się pojawi. No, dalej. Wybierz sobie coś. 
- No, to może... kurczak z sałatką?
- Dobrze. Teraz powiedz do głośno do swojego talerza.
- KURCZAK Z SAŁATKĄ! - krzyknęła 
- Nie musisz tak głośno. - roześmiała się zielonooka.
- Kurczak z sałatką! - powiedziała nadal głośno, choć ciszej niż przedtem. Na jej talerzu pojawiło się zamówione danie.
- Dobrze. To ja idę do James'a. Bawcie się dobrze.
 Dziewczyna usiadła, zamówiła frytki z dyni, zjadła, a profesor Dumbledore ogłosił:
- Teraz pora wręczyć Puchar Międzyszkolnych Zawodów Zaklęć! - rozbrzmiały głośne wiwaty, a zielonooka spłonęła rumieńcem. - Lily, podejdź tu, proszę. - dziewczyna podeszła do dyrektora. - Mam zaszczyt wręczyć ci ten oto Puchar, jako nagrodę dla zwyciężczyni! - dał Lily puchar, który dziewczyna od razu zaniosła za scenę.
 Wyjące Jędze znów weszły na scenę i wszyscy powrócili do tańca. Rudowłosa wróciła do James'a i resztę czasu spędziła na zabawie. Gdy profesor Dumbledore ogłosił koniec balu, wszyscy marudząc pod nosem o zbyt krótkiej zabawie udali się do dormitoriów. 
 Lily wróciła za scenę po Puchar, ale ku jej zdziwieniu, nie było go tam. Zwróciła się więc do dyrektora:
- Profesorze Dumbledore... widzi pan, zostawiłam Puchar za sceną, a teraz go tam nie ma. Nie wie pan, gdzie może być?
- Nie ma go? Ależ to niemożliwe! Na pewno zostawiłaś go za sceną? 
- Tak, na pewno.
- Proszę wszystkich o uwagę! - zwrócił się do wszystkich - Niech każdy, kto wyszedł, wróci. - gdy wszyscy zaczęli wracać, kontynuował. - Puchar Międzyszkolnych Zawodów Zaklęć został skradziony. Póki nie dowiemy się, kto go skradł, nikt nie wyjdzie. Nauczycieli prosiłbym, aby pomogli mi w przeszukaniu obecnych.
- Oczywiście. - przytaknęli i już po chwili każdy zaczął każdego dokładnie przeszukiwać.
- Gdyby nikt Pucharu tego nie miał przy sobie, muszę z przykrością stwierdzić, że przeszukamy także zamek. - dodał dyrektor
- Dyrektorze! Mamy coś! - wykrzyknęła panna Vivience, nauczycielka numerologii.
- Już idę. - profesor pobiegł do nauczycielki. Po chwili z panną Vivience wyprowadzili z Sali... Ivana. 
- To niemożliwe. To nie mógł być Ivan. On był miły. Nie wyglądał tak, jakby chciał wygrać za wszelką cenę. - żaliła się Jamesowi Lily.
- Może nie poznałaś go dość dobrze. - odpowiedział.
 Po pół godzinie dyrektor, panna Vivience i Ivan wrócili. Dumbledore trzymał w ręce Puchar.
- Nie musicie już przeszukiwać. Znaleźliśmy winowajcę. Sprawdziliśmy panu Matiszkov różdżkę. Zaczarował Puchar tak, że ten zmniejszył się i schował go do swojej kieszeni. Lily, to jest twoje. - rudowłosa podeszła i wzięła swoją własność. - A pan Matiszkov zostanie postawiony przed Ministerstwem Magii dla nieletnich.
 Po skończonej sprawie wszyscy udali się do dormitoriów i od razu, zmęczeni tym wszystkim, zasnęli.