Święta się skończyły, a szkolne korytarze znów zapełniły się masą uczniów. Trzy przyjaciółki z jednego dormitorium z Gryffindoru udały się do biblioteki, by odrobić zadane lekcje.
Dwie godziny później niosąc łącznie 5 esejów w kieszeniach, wybiegły na ośnieżone błonia. Blondwłosa ulepiła śniegową kulkę i rzuciła w czarnowłosą przyjaciółkę. Trzecia z nich zaczęła się śmiać, za co oberwała. Tak zaczęła się bitwa.
Pół godziny później, przemoknięte i zmoknięte do suchej nitki wróciły do Wieży Gryffindoru. Przebrały się w świeże, suche ubrania, zeszły do Pokoju Wspólnego, usiadły przy kominku i zaczęły się ogrzewać. Pogrążyły się w ożywionej rozmowie, podczas której co chwilę któraś z nich wybuchała śmiechem. Nagle rudowłosa zerwała się z miejsca:
- O nie! Nasze eseje!
- No tak! Muszą być całe mokre! - zerwała się również Elise i wszystkie popędziły biegiem do dormitorium. Niestety, mokrych rzeczy nie zastały.
- Skrzaty musiały już je wziąć! I co my teraz zrobimy? - dramatyzowała Lily
- Ja mam pewien pomysł, ale może ci się nie spodobać. - spojrzała na nią Camille
- O nie! Uda nam się to zrobić bez ich pomocy! - zaprotestowała
- Nie da się inaczej. No, chyba, że chcesz pisać swoje dwa eseje na nowo!
- No... no dobra. Ale szybko.
- Ale musisz iść sama. Tylko ty masz już na sobie szaty. ja i Elise nie mamy.
- Nienawidzę was, wiecie? - spytałam i wyszłam
*MYŚLAMI JAMES'A POTTER'A*
Po dwu-godzinnej bitwie na śnieżki, zmoczeni uciekliśmy do dormitorium. Peter i Remus błyskawicznie się przebrali i poszli po coś na rozgrzanie, Syriusz zamknął się w łazience, z zamiarem przebrania, a ja postanowiłem przebrać się w pokoju. W tym momencie rozległo się pukanie...
*MYŚLAMI LILY EVANS*
Zapukałam w drzwi i otwarłam je. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Koło okna, w pokoju stał zupełnie sam James, ubrany jedynie w dżinsy. JEDYNIE w dżinsy! Jego szczupła, wyrzeźbiona sylwetka sprawiła, że na twarz wkradł mi się rumieniec. Chłopak trzymał w rękach gotową do założenia koszulkę i spytał:
- Lily? Co ty tu robisz?
- Przepraszam. - odbąknęłam
Z piekielnymi rumieńcami na twarzy puściłam się pędem do dormitorium. Spojrzałam jak osłupiała po koleżankach.
- No co jest? Udało się? - spytała w końcu Camille
- Ja widziałam James'a. Był bez koszulki. Uciekłam. - odpowiedziałam na pytanie
- No co ty? - zaczęły się śmiać dziewczyny
- Ej, to nie jest śmieszne! - oburzyłam się
- Nie, w ogóle. A teraz zmykaj tam znowu. - odparła Elise
- Nie ma mowy. Teraz ty tam idź.
*NARRATOR*
Elise poszła do dormitorium. Zapukała, a otworzył jej całkiem już ubrany James.
- Cześć, El. Nie wiesz, o co chodziło Lily? - spytał
- Wiesz, chodzi o to, że chciałyśmy was prosić, żebyście pomogli nam odzyskać eseje. Zostawiłyśmy je w kieszeniach ubrań, ale skrzaty już je zabrały.
- No dobra. Ale mam jedną sprawę. Zrobimy to sami. Nie możecie poznać naszego sekretu. - uśmiechnął się szyderczo
- Jak chcesz. Zależy nam tylko na esejach.
- A na nas to już nie? Możemy być za to ukarani! - jego uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej.
- Wiesz, może i tak. Ale dowiemy się tego, kiedy nam pomożecie. - uśmiechnęła się również Elise.
Ucieszona z powodzenia, wróciła do dormitorium i opowiedziała wszystko dziewczynom. Pogrążyły się w rozmowie, gdy do drzwi ktoś zapukał.
- Proszę! - krzyknęła Camille
Drzwi się otworzyły, a do środka weszło czterech Huncwotów z roześmianymi twarzami i esejami dziewczyn w rękach.
- Ale jak wy się tu dostaliście? Przecież jest ochrona na schodach przed chłopcami! - zdziwiła się Cam
- Oj, nie takie rzeczy się robiło. Camille, mandragory nie są stosowane w eliksirze Felix Felicis. - odpowiedział Remus, siadając na łóżku nieobecnej Alice
- Przejrzeliście nasze eseje?
- Tylko spojrzałem! To źle, że ci pomagam? - spytał
- Dobra, dzięki, ale chciałabym, żebyście już sobie poszli. - powiedziała Lily po otrzymaniu swojej własności.
- Lily, nadal ci nie przeszło? Zrozum, to nie nasza wina! On się sam o to prosił! - oznajmił Syriusz
- Nie prawda! Chcę, żebyście wyszli! - zezłościła się rudowłosa
- Dobrze, już nas nie ma. Ale jakby coś, wiecie, gdzie nas szukać. - zakończył wymianę zdań Peter.
Chłopcy wyszli.
- Co ty, Lilka! Naprawdę musisz być dla nich taka niemiła? - spytała El
- Tak, i nie pytaj więcej! - odpowiedziała i schowała się za Baśniami Barda Beedl'a.
Jestem obrażona, ale prezent to już będę czytać :D - typowa Lily z mojej wyobraźni. Pewnie dlatego mi się tak dobrze to czyta, bo zawsze chciałam, żeby taka była :)
OdpowiedzUsuńPadłam ze śmiechu jak Lily uciekła przed pół rozebranym Jamesem :)
Nawet nie wiesz, jak cię kocham! <3 Wchodzę sobie zmęczona na komputer, patrzę, co tam nowego, a tu BUM! Pięć nowych komentarzy, w których tak mnie przesłodziłaś <3 Uwielbiam cę po prostu! :D
OdpowiedzUsuń