Słońce zaczęło wyglądać zza chmur. Błonia pokryły się warstwą zielonej trawy, a drzewa, które nie zostały wchłonięte przez czerń Zakazanego Lasu zaczęły ukazywać pączki nie rozwiniętych jeszcze kwiatów. Cała szkoła wrzała, aby jak najszybciej zakończyć lekcje i móc wylecieć na rozgrzane błonia. Nie inaczej było zresztą z pewną trójką przyjaciółek z domu Godryka Gryffindora z szóstego roku nauki w Hogwarcie.
- O rany! Ile to jeszcze będzie trwało? Uduszę się tu! - jęczała Elise na lekcji wróżbiarstwa.
- Jeszcze 10 minut. Wytrzymasz. - pocieszała ją Lily, wachlując sobie twarz książką.
W klasie było duszno od wiecznie rozgrzanego kominka i dymiących dzbanów z herbatami. Do dziewczyn podeszła nowa profesor wróżbiarstwa - profesor Trelawney.
- No i jak? Co widzisz w filiżance Elise? - spytała Lily.
- No... widzę... to jest chyba słońce, co oznacza, że... - rudowłosa zajrzała do podręcznika. - że w najbliższym czasie szczęście będzie ci dopisywać. - dokończyła.
- Mogę zerknąć? - spytała i nie czekając na odpowiedź zajrzała do filiżanki. - moja kochana, pomyliłaś się. A co do ciebie, panno Elise, przykro mi. To nie jest słońce. To jest księżyc. Znak, że jesteś w tarapatach. Powinnaś mieć się na baczności i patrzeć dookoła głowy. - powiedziała i odeszła do innego stolika.
- Jak myślisz, ma rację? - spytała trochę zaskoczona blondyna.
- Nie wiem. - dopowiedziała rudowłosa, podzielając jej zaskoczenie.
Lekcja wróżbiarstwa była ich ostatnią lekcją, więc, gdy się zakończyła, a wszyscy zjedli obiad w Wielkiej Sali, uczniowie wypadli z hukiem przed zamek.
- Wreszcie! - cieszyła się słońcem Camille.
Poszły nad jezioro i położyły się nad brzegiem, odwracając twarze w stronę słońca.
- Dzień dobry dziewczynki. - usłyszały nad sobą Remusa.
- Czego chcecie? - spytała Lily nie otwierając nawet oczu.
- Lily, nie bądź taka spięta. - uśmiechnął się Syriusz.
- Nie jestem spięta, tylko po prostu nie życzę sobie waszego towarzystwa.
- Chodźcie chłopaki, nie jesteśmy tu mile widziani. - powiedział Remus i chłopcy poszli dalej.
- Lily, nie bądź taka dla nich zła. Twoja złość zacznie się dopiero za dwa tygodnie, kiedy będzie... -zaczęła Elise
- Tak, tak... Wiem, co będzie. Prima Aprilis. Nie musisz mówić. - przerwała jej Lily, spoglądając zza palców na Wielką Kałamarnicę pływającą po jeziorze.
***
Te dwa tygodnie minęły strasznie szybko. Wśród uczniów panowała radość. Trzy przyjaciółki również cieszyły się tym dniem.
- Musimy uważać dzisiaj na Huncwotów. To są ogromni kawalarze na co dzień, a Prima Aprilis to ich święto. Nie odpuszczą. - ostrzegała Camille skubiąc tosty podczas śniadania.
- Wiemy, Camille, ale... - zaczęła Elise, ale przerwała, ponieważ obok nich przysiedli się Huncwoci.
- Witam drogie panie. Dzisiaj Prima Aprilis. Jak tam poranny psikus? - spytał Syriusz, nakładając sobie owsianki.
- A więc to wy! Tak myślałam. Kto inny zaczarowałby kotary naszych łóżek tak, żebyśmy nie mogły wyjść. Ale nadal nie rozumiem, jak dostaliście się do naszego dormitorium.
- Tego się nie dowiesz, Camille. To nasz pilnie strzeżony sekret. W każdym razie, pilnujcie się. My mamy napięty grafik i musimy uciekać. - rzucił James i wstał od stołu, zabierając w rękach tosta. Już miał odejść, gdy odwrócił się jeszcze i powiedział. - Lily, nie złość się już na nas. Proszę. Ile można? Nie możesz tak cały czas...
- Masz rację, James. Macie strasznie napięty grafik. Musicie już iść. - wybełkotała, przerywając mu rudowłosa.
- Do zobaczenia! - krzyknął przez ramię Remus i wszyscy razem wybiegli z Sali z tostami i jabłkami w rękach.
Dziewczyny dokończyły śniadanie i również wyszły. Była sobota, więc nie musiały martwić się o lekcje, tylko udały się do biblioteki aby odrobić lekcje, a także, ponieważ miały nadzieję, że tam nie doświadczą żadnego głupiego dowcipu. Weszły, wzięły potrzebne książki i usiadły przy jednym ze stolików.
- Transmutacja... transmutacja... - przeszukiwała książkę Camille, gdy na biurku przed nimi coś trzasnęło i całe pokryły się czymś zielonym i maziowatym.
- To odorosok! - wykrzyknęła Elise po powąchaniu substancji. - Ale skąd? U nas w szkole jest tylko jedna Mimbulus mimbletonia!
- Ja chyba wiem. Kto zawsze znajdzie sposób, żeby zdobyć to, czego chce? - spytała Camille wycierając oczy z kleistej mazi.
- Huncwoci. - powiedziały razem blond- i rudowłosa.
- Idziemy. - oznajmiła niebioskooka, zrywając się z miejsca.
- Zwariowałaś, Lisa? Tak chcesz iść? Nie wystarczy, że wszyscy tutaj się na nas patrzą? - zaprzeczyła Lily, wycierając różdżkę z odorosoku. - Chłoszczyć! - wykrzyknęła, a odorosok zniknął im momentalnie z oczu.
- Dziewczęta! Tutaj nie wolno używać zaklęć! Jeszcze coś by się stało z książkami! Wychodźcie! Natychmiast! - starała się skarcić dziewczyny, szepcząc.
- Już wychodzimy. Przepraszamy. - powiedziały, zebrały swoje książki i pergaminy i ruszyły do Wieży Gryffindoru.
- No to co robimy? Musimy się odpłacić pięknym za nadobne! - szeptała Elise w obawie, że któryś z Huncwotów może dosłyszeć jej zamierzenia.
- A co powiecie na to, żeby wkraść się do nich do dormitorium i zabrać im różdżki? - spytała Camille podnosząc upuszczoną książkę.
- Świetny pomysł! Tylko jak to zrobić, żeby wylecieli z dormitorium i nie zabierali ze sobą różdżek?
- Ja chyba mam pomysł. - uśmiechnęła się szyderczo Camille, spoglądając na rudowłosą.
- Nawet o tym nie myśl!
- Lilka, zgódź się! Bez ciebie nam się nie uda!
- Nie ma mowy! Wasze ostatnie prośby źle się skończyły.
- A jak będę odrabiać za ciebie runy przez tydzień? - wyszczerzyła zęby Lisa
- No... zobaczę.
***
- Nie wierzę, że się na to zgodziłam! - krzyczała zielonooka.
Siedziała na podłodze z wyciągniętą nogą i trzymała się za kostkę.
- Dobra, zaraz idę. Właśnie poszli do dormitorium. - Camille patrzyła za chłopakami dotąd, dokąd nie zniknęli jej z oczu. - Idę. Trzymajcie się planu.
Czarnowłosa weszła po schodach do dormitorium chłopców. W duchu cieszyła się, że nie mają alarmu, bo ich plan nie wypaliłby. Podeszła do drzwi Huncwotów, potarła policzki tak, żeby wyglądały na czerwone i zapukała do drzwi.
- Camille? - zdziwił się James, otwierając drzwi. - Wchodź...
- Nie ma czasu! Lily złamała kostkę, musicie pomóc przenieść ją do Skrzydła Szpitalnego. Wszyscy! - przerwała mu.
- Co? - zdziwił się czarnowłosy. - Chłopaki, chodźcie! Szybko! - zawołał w głąb pokoju i rzucił się na schody.
Chłopcy wybiegli po kolei z pokoju i zostawiając otwarte drzwi puścili się biegiem za Rogaczem. Brązowooka weszła do pokoju i szybko ogarnęła go wzrokiem.
- Są! - ucieszyła się, dostrzegając różdżki.
Złapała to, po co przyszła i wybiegła, zamykając za sobą drzwi. Szybko weszła do Pokoju Wspólnego. Zobaczyła Huncwotów, Elise i Lily pod tą ścianą, gdzie przedtem rozstała się z koleżankami.
- Co jest? Szybko! - pospieszała ich czarnowłosa.
- Ale Lily mówi, że jednak nic jej nie jest. Że jej się wydawało. - mówił Remus, patrząc ze zdziwieniem na rudowłosą.
- Co? - udawała zdziwienie Camille.
- No tak. Nic mi już nie jest. Chyba mogę iść do pokoju. Chcę się położyć. - powiedziała, próbując wstać.
- Dawaj, pomogę ci. - powiedział James, biorąc dziewczynę pod rękę.
- Nie trzeba, sama sobie poradzę. - odepchnęła chłopaka zielonooka i ruszyła do pokoju, udając, że kuleje.
- Ale się dali nabrać! - zaśmiała się Elise, padając na łóżko. - Daj jedną różdżkę.
- Właśnie, daj nam po jednej, Cam. - przytaknęła Lily. Klapnęła na łóżko i ku jej zdziwieniu usłyszała pod sobą głośne "chlap". Wstała i zaskoczona zobaczyła, że jej pościel jest cała umazana niebieską farbą. Plecy z resztą też. - Należało im się! - roześmiała się jeszcze głośniej, widząc, że jej przyjaciółki również mają kolorowe plecy. Camille - zielone, a Elise - fioletowe.
- Macie. - Camille dała każdej dziewczynie po jednaj różdżce, sobie zostawiając dwie.
Lily zaczęła dokładnie oglądać to, co dostała. Różdżka była dość długa. Zrobiona z ciemnego drewna, posiadała gdzie nie gdzie wybrzuszenie. Była też lekko giętka. Wtem drzwi otworzyły się z łoskotem, a w nich ukazała się mleczna twarz James'a.
- Wiemy, że macie nasze różdżki. - powiedział, gdy reszta jego przyjaciół dołączyła do niego.
- Co? Nie mamy żadnych różdżek! Ale ta farba? Dziecinne. - zaśmiała się Lily, chowając pod siebie różdżkę.
- Czyżbyś to ty miała moją różdżkę? - spytał Potter, a na jego twarz wstąpił uśmiech.
- Nie mam twojej różdżki! Mam tylko swoją! - zawołała rudowłosa i rzuciła poduszką w Rogacza.
- Doigrałaś się, Lilka. - powiedział, złapał poduszkę i ruszył w stronę zielonookiej. Reszta ruszyła w jego ślady.
- Wiem, że ją masz! - powtarzał Rogacz, próbując przeszukać Lily.
- Nie mam... twojej... różdżki. - wykrzykiwała rudowłosa, nie mogąc powstrzymać się od śmiechu.
- O, to kostka cię już nie boli? - spytał również roześmiany Potter.
- Nie, mówiłam ci!
W końcu Rogacz dobył swojej różdżki, wyciągając ją spod Evans.
- Aha! Wiedziałem, że to ty ją masz! - wykrzyknął.
- Ciekawe skąd. - Lily uniosła jedną brew.
- Intuicja.
- Zobacz! - wykrzyknęła. Chłopak odwrócił się we wskazanym kierunku i zobaczył, że Syriusz i Remus natarli na Camille, próbują odebrać jej swoje różdżki.
- Ja ich nie mam! - powtarzała czarnowłosa.
- Wiemy, że je masz.
Po dostaniu różdżek chłopcy pogadali jeszcze chwilę z dziewczynami i wyszli z ich pokoju. Po tym dniu pełnym miłych, lecz także niemiłych niespodzianek żadna z dziewczyn w tym pokoju nie mogła usnąć. Po przyjściu Alice wszystkie położyły się do łóżek i gadały jeszcze o wszystkim, co nasunęło się im na myśl.
Na początku tak wchodzę i zaczynam czytać rozdział 12 i tak coś mi nie pasuje. I tak się ogarniam, że 11 nie czytałam :P
OdpowiedzUsuńPrima aprimis (czy jak to się tam pisze :) ) jest super. Ciekawe ile jeszcze takich żartów Huncwoci zrobili różnym osobom? :D Ale chyba nawet Lily dobrze się bawiła. I czy mi się wydaje, czy powoli zaczyna odpuszczać? Mam nadzieję, że tak :) Idę czytać kolejny rozdział...
http://magicznaprzystanblogowelfik.blogspot.com/
Twój blog też wpisałam tutaj :P Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko :) i musisz się przyzwyczaić, że teraz wszędzie bedę dodawać tego linka ;)
Nie no, kurczę, ja cię po prostu kocham! <3 Nie mam nic przeciwko, bardzo się cieszę :D No po prostu ja cię kocham! Uścisnęłabym cię przez monitor! :D
Usuń