Słońce jak zawsze wdarło się do dormitorium dziewcząt i oświetliło twarz rudowłosej, leżącej najbliżej okna. Dzwonek zadzwonił, a powieki uniosły się, ukazując duże, zielone oczy. Wstała i korzystając z tego, że jej współlokatorki jeszcze śpią, wymknęła się do łazienki. Wzięła prysznic, założyła szatę szkolną i rozczesała bujne, rude włosy. Nałożyła lekki makijaż i udała się samotnie do Wielkiej Sali na śniadanie.
Przy stole Gryfonów siedziało już kilka osób. Zielonooka usiadła i nałożyła sobie owsianki. Ledwo przełknęła ostatnią łyżkę, gdy do Wielkiej Sali wpadli Huncwoci. Usiedli koło Lily.
- I jak? Zdenerwowana? To twój pierwszy mecz. - uśmiechnął się James.
- Tak. I to jak. - uśmiechnęła się zielonooka. Było prawdą, że strasznie się denerwowała przed swoim pierwszym meczem.
Zabrała swoją torbę, wstała i udała się do lochów na eliksiry.
***
- Kto mi powie, czym jest eliksir Tojadowy? - zapytał profesor Slughorn, a ręka rudowłosej wystrzeliła w górę.
- Tak, panno Evans?
- Brawo dla panny Evans! 10 punktów dla Gryffindoru! - ucieszył się z tej długiej wypowiedzi profesor
Reszta zajęć Gryfonom i Ślizgonom ciągnęła się w nieskończoność, ale wreszcie nadszedł długo wyczekiwany mecz. Lily pobiegła szybko do dormitorium, zostawiła torbę, złapała miotłę i minęła się z koleżankami w biegu na boisko. Pędem znalazła się w damskiej przebieralni, ubrała szkarłatny strój do Quidditch'a i razem z resztą drużyny, wybiegła na stadion. Pani Hooch, nauczycielka latania, a zarazem sędzia dzisiejszego meczu zagwizdała i wyrzuciła kafla w powietrze. Mecz się zaczął.
Rudowłosa wzbiła się w powietrze, a zimny wiatr smagający jej twarz, nabawił ją rumieńców. James wyleciał ponad wszystkich, by móc w spokoju zająć się poszukiwaniami znicza. Lily, Margarett Johnson i David Dounty podawaliśmy sobie kafla, zbliżając się do bramek Ślizgonów. Rupert Heyes bronił zaciekle naszych branek, a bracia Tlinch starali się jak najwięcej razy trafić przeciwników tłuczkiem.
Po dziesięciu minutach gra zrobiła się ostra, więc szukający z napięciem poszukiwali znicza. Wynik przedstawiał: sto dziesięć do osiemdziesięciu dla Gryffindoru.
Zielonooka poszukała spojrzeniem James'a. Gdy go odnalazła, zauważyła, że leci gdzieś tak szybko, jak tylko mógł. "Znalazł znicza!" podpowiedziały myśli rudowłosej. Nie minęła minuta, jak rozległ się gwizdek, a na ziemi wylądowali wszyscy Gryfoni, w ogólnym wrzasku. James złapał znicza. Wszyscy udali się do szatni, gdzie wzięli prysznic, przebrali się w szaty szkolne i udali się do Pokoju Wspólnego na imprezę z okazji zwycięstwa.
- Miażdżąca przewaga! - śmiał się ze Ślizgonów Syriusz we wieży Gryffindoru
- Dwieście osiemdziesiąt do stu dwudziestu! Niesamowite! - cieszyła się Camille
- Wspaniale grałaś! - uśmiechnął się szelmowsko James
- Dzięki, ty też niczego sobie. - odpowiedziała uśmiechem na uśmiechem Evans
- Czy mogę do tańca? - Potter wstał, podał rękę i spojrzał na Lily wyczekująco
- Czemu nie.
Rudowłosa wstała i już po chwili wywijali na parkiecie do szybkiej muzyki. Bawili się świetnie, ale o północy Lily poczuła się zmęczona i oznajmiła, że idzie spać. Położyła się padnięta na łóżku, ale za nic nie mogła zasnąć. Ten dzień był zdecydowanie udany.
***
Jesień dała się już we znaki. Drzewa zrzuciły już chyba wszystkie liście, a pogoda była coraz chłodniejsza. Niedzielnego śniadania Dumbledore oznajmił:
- Z powodu zbliżających się Międzyszkolnych Zawodów Zaklęć, lekcje w tym tygodniu będą odwołane. Jutro ugościmy u nas reprezentantów szkół: Durmstrang'u i Beauxbatons. 20 października rozpoczną się Zawody, a oficjalnie zakończą 30 października Balem w Noc Duchów. Reprezentanci poprowadzą Bal.
- Wspaniale. - mruknęła pod nosem Lily.
***
Następnego dnia lekcji nie było, więc wszyscy byli w wyśmienitych humorach. W południe wszyscy ustawili się na błoniach, oczekując przybycia reprezentantów innych szkół. Po dziesięciu minutach z wody wyłonił się olbrzymi statek Durmstrangu, a zza Zakazanego Lasu nadleciał powóz Beauxbatons. Przedstawicielem Durmstrangu okazał się umięśniony siódmoklasista Ivan Matiszkov, a przedstawicielką Beauxbatons wysoka, blondyna - Jovite Aucoin.
***
Nadszedł długo wyczekiwany dzień. 23 października - pierwszy etap Zawodów. Lily miała nadzieję, że pójdzie jej w miarę dobrze, ponieważ często ćwiczyła pod okiem pana Rubens'a i pana Groud'a. Pocieszali ją też przyjaciele. Około południa przyszedł po nią do Pokoju Wspólnego profesor Dumbledore i powiedział, że nadszedł czas. Udała się z nim do Wielkiej Sali. Czekali tam już Ivan i Jovite. Stoły w Wielkiej Sali zostały usunięte, jednak nic więcej nie zostało tam zmienione. Po zapoznaniu z zasadami, do Sali zaczęli zbierać się inni uczniowie. Usiedli oni pod ścianami i czekali.
Po chwili rozległ się gwizdek i Jovite wyszła z Komnaty, w której czekali na swoją kolej. Było słychać liczne wiwaty z męskiej strony widowni. Po pięciu minutach znów zawrzały gromkie oklaski, a profesor Dumbledore ponownie zagwizdał w gwizdek. Tym razem wyszedł Ivan. Kolej Camille zbliżała się nieubłaganie. W końcu gwizdek zabrzmiał po raz trzeci, a Lily wyszła z Komnaty.
Tak jak przedtem, stołów nie było, za to w całej sali ustawiono coś, w postaci 'Toru Przeszkód'. Podeszła do Dumbledora, który powiedział jej, co ma po kolei zrobić. Przyszykowała się i ruszyła.
Nawet się nie spostrzegła, a ukończyła tor. Rozejrzała się jeszcze po "widowni" i zauważyła w niej rozpromienione twarze swoich przyjaciół. Od razu zrobiło jej się lepiej. Dyrektor wskazał jej ręką Komnatę po przeciwnej stronie, od tej, w której była przedtem. Udała się na miejsce, gdzie po chwili pojawił się Dumbledore.
- No więc, profesor McGonnagall liczyła czas, z jakim przebyliście tor, profesor Rubsen liczył, ile błędów popełniliście, a profesor Groud, grację, z jaką wykonywaliście zaklęcia i przeciwzaklęcia i muszę wam ogłosić wyniki: trzecie miejsce zajmuje: Jovite, drugie: Ivan, a pierwsze: Lily. Gratuluję wszystkim, mimo wszystko wyszło wam wspaniale.
- O ni, co ja powiem mere? - zdumiała się Jovita
- Ni moze byc. Liczyc jiszczy raz! - odezwał się Ivan
- Nie jest to potrzebne. Punktacja została przeliczona dokładnie, jednak nie martwcie się, to, jakie miejsce otrzymaliście teraz, nie sądzie, jakie miejsce wygracie. - oznajmił spokojnie Dumbledore - A teraz proponuję pójść do siebie. Dobrze wam zrobi, jak trochę odpoczniecie.
~~~~~~~~~~~
Miało być trochę więcej, ale nie miałam już siły. Jestem chora itd. :( Ale mam nadzieję, że odrobię zaległości w następnym rozdziale :)
Fajny, choć taki bardziej opisowy. Ale cały czas nie mogę się przyzwyczaić, że Lily jest tu taka inna, że odchodzi o stereotypu. Dlatego tak bardzo ją tu lubię ;)
OdpowiedzUsuńOd razu ci mówię, że raczej rzadko będę wchodzić na Twojego bloga, ale nie dlatego, bo nie podoba mi się (wręcz przeciwnie, jest bardzo fajny ;) ), tylko mi brakuje czasu, a obiecałam czytać tez blogi kilku osób i tak mi się narobiło ich dużo, a czasu coraz mniej :/
Ale mimo to będę wierną czytelniczką :)
Ależ ja się nie obrażę :D
Usuń