James leżał na łóżku i przeglądał Mapę Huncwotów, Syriusz przeglądał pisemko z motorami, zaznaczając niektóre strony, Peter pisał list do rodziców, a Remus ćwiczył nowe zaklęcie. Rogacz poprawił okulary i przyjrzał się dokładniej jednemu z nazwisk na mapie.
- Chłopcy, kiedy my ostatnio zrobiliśmy jakiś numer? - spytał.
- A wiesz, że nawet nie pamiętam? - Peter oderwał pióro od pergaminu.
- Chyba tydzień temu. Pamiętacie? Zamknęliśmy Macnaira w schowku na miotły na całą noc. Powinien nauczyć się Alohomory. - powiedział Remus, przestając na próżno machać różdżką w stronę plakatu jednej z drużyn Quidditcha na ścianie.
- To chodźcie. - James stuknął różdżką w pergamin. - Koniec psot.
- Ale ja nie mogę. - wyznał Peter, spoglądając szybko na zegarek i biegnąc do łazienki.
- A czemu to niby? - spytał zdziwiony Rogacz.
- Bo jestem umówiony.
- Wspaniale, więc teraz każdy się z kimś umawia, tylko nie ja? Kto to jest? Fiona?- spytał poirytowany James.
- Nie, ona jedynie zgodziła się ze mną pójść na bal, dlatego, że nikt inny jej nie zaprosił. Idę ze Sky. Skylynn.
- Ładna chociaż? - zapytał Syriusz, ale Remus dźgnął go łokciem w żebra.
- Z jakiego domu? - spytał.
- Z Gryffindoru. - oznajmił dumnie Peter, wychodząc z łazienki i szukając ubrań.
- Dobra chłopaki, chyba nie mamy zbyt dużo czasu. Idziemy, czy wysłuchujemy historii Petera? - spytał James poprawiając okulary na nosie.
We trójkę przebiegli przez dormitorium, następnie przez Pokój Wspólny, a później wypadli przez dziurę w portrecie Grubej Damy. Biegli ile sił w płucach przez cały korytarz, zbiegli po schodach i zaczęli się skradać, ostrożnie wyglądając za każdy róg.
- Rogacz, co ty... - zaczął Remus.
- Ciiicho! Bo nas usłyszy! - przerwał mu James.
- Kto nas usłyszy? - zmarszczył nos Syriusz.
- Smarkerus. - rzucił krótko James i zaczął skradać się wzdłuż ściany.
Jego śladami podążała reszta chłopaków. Na końcu korytarza chłopak o ziemistej cerze wszedł do biblioteki.
- Za mną. Tylko tym razem po cichu. - powiedział James, patrząc znacząco na Syriusza.
- Ok, ok, już będę cicho. - burknął Syriusz.
Zakradli się do drzwi prowadzących do biblioteki i weszli do pomieszczenia niezauważenie dla Severusa. Usiedli przy jednym ze stolików i odczekali, aż chłopak wybierze książkę i uda się samotnie między dwa regały z książkami. Wtedy była ich szansa. Wyłonili się zza półek i podeszli do Ślizgona.
- Witaj Smarkerusie. Ostatnio trochę się nam nudziło. Jak myślisz, co powinniśmy zrobić? - spytał chytrze Syriusz.
- Expe... - zaczął Severus, ale Remus był szybszy:
- Protego! Myślałeś, że bezkarnie możesz rzucać na nas zaklęcia? Expelliarmus! - wypowiedział, starając się, by rzucanie zaklęcia nie było na tyle głośne, by bibliotekarka je dosłyszała.
- Nawet nie myśl o wołaniu o pomoc, bo skończy się gorzej, niż powinno. Widzisz, uznaliśmy, że nie skończyliśmy czytać twoich podręczników. Pozwolisz. - James sięgnął po torbę Ślizgona i wyciągnął z niej książkę. W jego ślad poszedł Syriusz. Remus za to patrzył na półkę z książkami, jakby szukał jakiejś.
- Spójrz, Rogaczu! - Syriusz wskazał palcem na okładkę książki. - Podpisał się Książę Półkrwi.
- Naprawdę uważasz się za księcia? - Potter wybuchł śmiechem.
- Co się tu dzieje? - bibliotekarka weszła między regały, akurat tam, gdzie byli Huncwoci i Snape.
- Nic, nic. - odpowiedział Remus, uśmiechając się życzliwie do kobiety.
- A ja jednak myślę, że coś się tu dzieje i nie omieszkam powiadomić o tym profesor McGonnagall. -oznajmiła stanowczo. - Wstawaj Severusie z podłogi i pozbieraj podręczniki. A wy chłopcy, proszę migiem do pani profesor.
- Ale proszę pani...
- Żadnego ale. Szybko, i nie martwcie się, zapytam, czy byliście. - powiedziała i odeszła.
***
Peter udał się na błonia w umówione miejsce. Już z daleka ją zobaczył. Skylynn siedziała na łące na błoniach i przyglądała się jezioru. Podszedł do niej.
- Dziękuję, że przyszłaś. - wyciągnął rękę, żeby pomóc jej wstać.
- Nie dziękuj. Gdybym nie chciała przyjść, nie zrobiłabym tego.
Dziewczyna wstała. Miała kręcone blond włosy, sięgające połowy pleców i duże, brązowe oczy. Prawie cały czas się uśmiechała. Za lewe ucho wetknęła czerwony kwiatek. Ubrana w tradycyjny mundurek Gryfonów, czyli białą koszulę wpuszczoną w czarną spódniczkę sięgającą kolan i przewiązany czerwono-złoty krawat. Na nogach miała czarne baletki. Nie była umalowana zbyt mocno, miała jedynie czarny tusz na oczach. Była o rok młodsza od Petera. Można by powiedzieć, że wzrostem nie przewyższała Gryfona. Kochała wszelkie zwierzęta i rośliny, dlatego najlepszymi przedmiotami były dla niej zielarstwo i opieka nad magicznymi stworzeniami. Była także wegetarianką.
- No to jak? Przejdziemy się wzdłuż jeziora? - spytał Gryfon.
- Jasne. Wiesz, chciałam ci opowiedzieć, co mi się dzisiaj zdarzyło... - no tak, zapomniałam wspomnieć. Była wielką gadułą. Potrafiła gadać o wszystkim, co jej ślina przyniesie na język.
Ciekawe... Ale takie krótkie. Nie będę się za bardzo rozpisywać bo leci mój ulubiny serial ;>
OdpowiedzUsuńPozdro:**
Tradycyjne docinki Snapowi :)
OdpowiedzUsuńAle Peter i dziewczyna i to w dodatku w mojej wyobraźni taka niesamowita... :) kolejny plus dla ciebie :)