17.12.2013

- rozdział 17

- Słuchaj, Luniaczku. O 19 lecimy pod bijącą wierzbę. 
- Wiem, Rogaczu, mówisz mi o tym co miesiąc...
- No tak, ale gdybyśmy się spóźnili, to twój "mały futerkowy problem" by się wydał! Musisz to zrozumieć! Minutę za późno i wszystko się wyda!
- Oj tak, wiem. Dobra, o 19. A teraz pozwolisz, że zjem w spokoju śniadanie.
 Dzisiejszy dzień nie dla wszystkich wydaje się wspaniały. W dniu pełni Remus Lupin staje się bardziej agresywny. Nigdy nikomu ani on, ani jego przyjaciele nie wyjawili powodu jego "wyjazdów do chorej babci" lub "odwiedzenia chorej mamy". Zawsze się dziwili, że nikt nigdy nie zauważył związku tych wszystkich nieobecności z czasem, w którym Remus znika. Jednak może zdarzyła się taka osoba, która coś podejrzewała? W końcu już raz ktoś taki się znalazł. W zeszłym roku chłopcy zniknęli, ale jedna osoba, jeden chłopiec ich obserwował.  Oni to zauważyli i wykorzystali. Udali się tam, gdzie zwykle, a chłopiec o haczykowatym nosie podążał za nimi. Gdy "mały futerkowy problem", jak to zwykł mawiać James się ujawnił, Severus o mało nie stracił życia. Na szczęście James w porę zdążył zareagować i uratował mu życie.
 Jednak Huncwoci nie są tylko wybawcami życia Severusa. Oni także ukrywają coś, co nie powinno mieć miejsca. Robią to dla dobra przyjaciela. Właśnie to można nazwa się prawdziwą przyjaźnią.



 Lily, co często się ostatnio zdarzało, znowu została w dormitorium sama. Elise i Camille umówiły się znowu z Hugonem i Rogerem. Alice rzadko zaglądała do dormitorium. Rudowłosa usiadła na parapecie i wyjrzała przez okno. Przyłożyła nos do szyby i przyjrzała się temu, co widzi, dokładniej. Po błoniach biegły cztery postacie. Podleciały pod bijącą wierzbę. Zrobiły coś, co spowodowały, że gałęzie drzewa znieruchomiały. Podbiegły do pnia i... znikły. Nic z tego nie zrozumiała. Lily zsunęła się z parapetu i wyszła z pokoju. Skierowała się do schodów do dormitorium chłopców. Czy to możliwe, że tymi czterema postaciami byli właśnie oni? W końcu to Huncwoci - najwięksi kawalarze Hogwartu. Znają ten zamek jak nikt inny. Zapukała. Nikt jej nie otworzył. Postanowiła, że wróci do dormitorium i będzie wyglądać przez okno, póki osoby nie wrócą. Znów usiadła na parapecie, przyłożyła do niego policzek i zaczęła obserwować błonia. Bijąca wierzba nadal się nie ruszała, jednak po chwili znów zaczęła machać gałęziami.
- Lily! Żyjesz?
- Co? O co chodzi? 
- Ja wchodzę do pokoju, a ty śpisz na parapecie! Przecież od tego jest łóżko!
 Rudowłosa dopiero zauważyła, że do pokoju wśliznęła się już Alice i Camille. Musiała zasnąć. A tak bardzo chciała się dowiedzieć, kim były te tajemnicze cztery postacie!
***
- No to zdrówko! Za Luniaczka!
 Remus siedział teraz w Skrzydle Szpitalnym na jednym z łóżek. Towarzystwa dotrzymywali mu: James, rozłożony na łóżku razem z nim i Syriusz z Peterem na drugim łóżku. Z całej czwórki to Właśnie Lupin był poszkodowany. Jego twarz przykryły dwie nowe blizny. Wyglądał na bardzo zmęczonego, jednak szczęśliwego, że są z nim przyjaciele. Wszyscy czworo trzymali w rękach butelki z piwem kremowym.
- No, nie było aż tak źle. Pamiętam jeszcze tą pełnię, kiedy gonił nasz Snape. Ale byłyby kłopoty, gdyby nie było wtedy Rogacza! Severusa już by dawno z nami nie było.
- Bez przesady! Bo się zarumienię! Ale tak serio, to nie wiem, co go podkusiło. Chce się mieć na nas czym mścić, czy jak?
- On by się miał na nas mścić? No chyba żartujesz! - Syriusz wybuchł śmiechem.
- Chłopcy! Wiecie, że was lubię, jednak mam także innych pacjentów, a wy zachowujecie się trochę za głośno. Proszę, bądźcie troszkę ciszej. A ty, Remusie, jedz tą czekoladę. - przyszła pielęgniarka panna Slice i przyniosła kolejny mały bloczek czekolady.
- Dziękuję pani, ale ja naprawdę nie mogę już tej czekolady. Już mnie mdli. 
- Oj, co ty wygadujesz! Czekolady nigdy za dużo. - uśmiechnęła się i zniknęła w swoim gabinecie.
- Remusie! Jeśli ty nie chcesz tej czekolady, to my możemy ci pomóc się z nią uporać. - uśmiechnął się Peter, rozdzielił bloczek na cztery i podał każdemu.
***
- Dzisiaj szybciej wróciłeś do siebie Luniaczku. - powiedział James w drodze do dormitorium.
 Tylko chłopcy weszli do pokoju, rozległo się pukanie. Peter wstał i poszedł otworzyć w drzwiach stała Lily.
- Chłopcy, chciałam się was o coś spytać.
- Dajesz. - mruknął Syriusz, wyciągając swoje mugolskie pisemko z motorami.
- Chciałam się spytać, czy to wy wczoraj gdzieś się wymknęliście wieczorem, przechodząc jakimś... przejściem obok bijącej wierzby? - spytała, siadając na łóżku Remusa.
- Nie, to na pewno nie my. Lunatyk był u swojej babci, a my mieliśmy szlaban u McGonagall. - wymruczał Syriusz, wynurzając się zza magazynu.
- No dobrze, to ja chyba będę szła...
- Poczekaj! Posłuchaj, zapraszam w tym roku... - zaczął James
- ... jak co roku ... - wtrącił Syriusz
- ... przyjaciół na wakacje do domu. Na dwa tygodnie. No więc chciałem w tym roku zaprosić też ciebie, Elise i Camille. Niestety nie mogą przyjechać z Rogerem i Hugonem, bo będzie nas za dużo. Remus i Syriusz też się powstrzymują od zaproszenia Michaelli i Olivii, ale tak w gronie przyjaciół? Co wy na to? - dokończył już sam Rogacz.
- Zastanowię się. - uśmiechnęła się pod nosem Lily i wyszła.


1 komentarz:

  1. Masz zamiar wprowadzić Lily w tajemnice małego futerkowego problemu? Nigdy nie wiem, czy chcę, żeby Lily wiedziała, czy nie. Czasami to jest takie ekscytujące, a czasami takie dziwne. ciekawe jak Ty to zrobisz :) Pytanie dnia: wprowadzisz, czy nie? :D
    I nie wierzę! (a to nowość :) ) James zaprosił Lily do siebie!!!! Coraz ciekawiej :P

    http://magicznaprzystanblogowelfik.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń