Ten dzień zapowiadał się jak każdy inny. Rano przy śniadaniu Huncwoci znowu wycięli numer Ślizgonom. Jak zawsze.
Gdy wszyscy zebrali się w Wielkiej Sali na śniadanie rozległ się krzyk i włosy każdego Ślizgona, który napił się soku dyniowego zmieniły kolor na niebieski. Ze wszystkich innych stołów słychać było już tylko śmiechy. Nikt później nie tknął już soku w obawie, że i jego włosy zmienią kolor.
- Lily, musisz przyznać, to jest zabawne! - powiedziała Camille między wybuchami śmiechu.
- Ale ja nie mówię, że nie jest! - zaśmiała się Lily.
Do stołu Slytherinu podbiegł profesor Groud - nauczyciel zaklęć. W daremnych próbach rozwiązania problemu pomagała mu profesor Henson - nauczycielka eliksirów, a na widok trzymających się za głowy Ślizgonów i latających przy nich nauczycieli w sali rozbrzmiał jeszcze głośniejszy śmiech.
Po śniadaniu były zwykłe lekcje. Jak zawsze.
Po południu dziewczyny poszły do biblioteki, by napisać esej na temat kamienia księżycowego. Jak zawsze.
Wieczorem jednak stało się coś innego niż w poprzednie wieczory. Lily i Elise weszły do dormitorium.
- Chwila, chwila. Gdzie jest Camille? - spytała zdziwiona nieobecnością przyjaciółki Elise.
- Nie mam pojęcia. Musiała się nam wymknąć, kiedy szłyśmy do Pokoju Wspólnego. - wzruszyła ramionami i rzuciła się na swoje łóżko.
Cam nie wracała. Dziewczyny zaczęły się już niepokoić. Było po dwudziestej drugiej; teraz na korytarzach grasował Filch - ten nowy woźny. Alicja wróciła zdyszana do pokoju.
- Hej, Al. Nie widziałaś nigdzie po drodze Cam? - spytała Lily.
- Nie, a co? Nie ma jej? Ja byłam z Frankiem i nigdzie jej nie widziałam. - odpowiedziała zadyszana i padła na łóżko. - Ale lepiej niech uważa. Filch jest na serio wkurzony. Jacyś uczniowie zamienili całą Salę Wejściową w bagno! Wszędzie, nawet na suficie jest pełno błota. Teraz ten zgred lata po wszystkich korytarzach z tym swoim wstrętnym kotem i szuka, kto mógł to zrobić. Ja już zarobiłam tygodniowy szlaban, a złapał mnie przed dwudziestą drugą! Wredny zgred.
Czas mijał, a Camille nie było. Minęła północ, więc koleżanki postanowiły, że położą się spać, a może jutro rano Camille już tu będzie. Jednak to nic nie dało. Położyły się, a ich zmęczone powieki same się zamykały, jednak sen jak na złość nie chciał przyjść.
Godzina trzecia w nocy. Drzwi pokoju lekko zaskrzypiały i ktoś wszedł do środka. Lily automatycznie złapała różdżkę i szepnęła "Lumos", a jej koniec rozjarzył się białym światłem. W drzwiach stała rozczochrana Camille. Patrzyła tępo w przestrzeń, ale - ku zdziwieniu Lily i Elise, która też patrzyła już na Camille - na jej ustach widniał uśmieszek. Łobuzerski uśmieszek.
- Camille! Co ci się stało? - spytała szepcząc przerażona Lily.
Camille jakby przebudziła się ze snu. Potrząsnęła głową i spojrzała po przyjaciółkach. Zerknęła na Alice. Spała, ale nie chciała, żeby mimo wszystko ją usłyszała. Złapała szybko przyjaciółki za ręce i pociągnęła je do łazienki. Zamknęła drzwi i oświeciła światło, które raziło Lise i Lily po oczach. Zasłaniając oczy od bijącego światła, spytały przerażone Camille:
- Co ci się stało? - uśmiech na twarzy Camille rozciągnął się jeszcze szerzej. Spojrzała na przyjaciółki.
- Zrobiłam to. - szepnęła.
- Co zrobiłaś? - spytała nic nie rozumiejąc Lily.
- Przespałam się z Hugonem.
- Co? Gdzie? Przecież to nie możliwe, żebyś poszła do Pokoju Krukonów, a on do nas tym bardziej nie mógł przyjść! - zdziwiła się Elise.
- Wiem. On znał takie jedno miejsce. Nazywa się Pokój Życzeń. Poszliśmy tam razem i poczułam się przy nim taka bezpieczna. Zaczęliśmy się całować i...
- Nie chcę tego słuchać! Zachowaj swoje życie erotyczne dla siebie! - zaśmiała się Lily.
- A Filch was nie złapał? Alicja mówiła, że dzisiaj wszystkich wyłapywał. - spytała Elise, opierając się o umywalkę.
- Oj tak, złapał. Mamy tydzień szlabanu. Ale to nie szkodzi. Ważne, że razem.
- Ale wiesz, że on na pewno zrobi tak, żebyście robili szlaban osobno? - spytała tym razem Lily, siadając na brzegu wanny.
- Nie możliwe! Nie może!
- Może, może. - uśmiechnęła się Lily. - A teraz pozwól, że pójdę spać, bo jestem zmęczona tym czekaniem na ciebie.
***
Następnego dnia po lekcjach, dla odmiany, Lily z przyjaciółkami uczyły się w Pokoju Wspólnym. Camille z uczesanymi już włosami zwróciła się do przyjaciółek:
- Dziewczyny, nie zauważyłyście czegoś dziwnego w Huncwotach?
- No tak. Od jakiegoś czasu w ogóle nie widać nigdzie Petera. Nie ma go nawet na lekcjach! - przytaknęła Elise odrywając pióro od pergaminu.
- Ciekawe o co chodzi. - pomyślała na głos Lily.
- To idź się spytaj. - powiedziała Camille i uniosła jedną brew.
- Nie będę za nimi latać. Spytam przy najbliższej okazji. - odpowiedziała Lily i z powrotem pochyliła się nad książką od eliksirów.
Następnego dnia przy śniadaniu Lily postanowiła jednak spytać Huncwotów o co chodzi. Ciekawość zżerała ją od środka.
- Chłopcy, gdzie jest Peter? - chłopcy wymienili spojrzenia.
- Jeżeli chcecie wiedzieć, to chodźcie za nami. Nikt nie może się dowiedzieć, rozumiecie? - odpowiedział szepcząc James, wstał z Syriuszem i Remusem i wyszedł. Dziewczyny wymieniły spojrzenia i ruszyły za nimi.
- No to jak? Dowiemy się? - spytała po chwili Camille.
- Już za chwilę. Wchodźcie. - Syriusz otworzył drzwi do pustej klasy i wpuścił przodem dziewczyny.
- No to tak: Pewnie słyszałyście już z "Proroka", że ostatnio grupa jakichś zbuntowanych czarodziei zaczęła panoszyć się po świecie, zbierać takich jak oni - zbuntowanych i pragnących wyrwać się spod prawa - i atakują ludzi z ministerstwa? - dziewczyny kiwnęły. - No więc, robią to po cichu. Nie chcą, żeby ktokolwiek znał dokładnie ich nazwiska, czy chociażby widział ich twarze. No więc tata Petera pracuje w ministerstwie w Biurze Brytyjskiego Przedstawiciela Międzynarodowej Konferencji Czarodziejów. I ostatnio... - tu James się zająknął. - zaatakowali tatę Petera. Był sam w domu. Pani Caroline była na zakupach. I... i on nie żyje. Zabili go. Więc Peter pojechał do domu. Pociesza matkę.
Nastąpiła chwila ciszy. Elise schowała twarz w rękach.
- Tak nam przykro. Nie wiedziałyśmy. Kiedy przyjedzie? - przerwała ciszę Camille.
- Za tydzień. Na pewno nie wcześniej. - odpowiedział Remus.
- Ale... ale czemu nie pisali nic o tym w "Proroku"? Prenumeruję tę gazetę ale nic o tym nie mówili. - zdziwiła się Lily.
- Bo widzisz... tata Petera... on jak mówiłem, pracuje w Biurze Brytyjskiego Przedstawiciela Międzynarodowej Konferencji Czarodziejów... ale on nie jest szefem tego biura w Londynie. On jest pomocnikiem. Myślę, że gdyby to szefa zaatakowali, na pewno by o tym napisali. Ale jego nie uważali za dość... ważnego. - wytłumaczył Remus.
- To oburzające! Jak można? Przecież on też był człowiekiem! Pracował w Ministerstwie tak samo jak wszyscy inni, ale o nim nie napisali, bo jest 'mniej ważny'? Oburzające! - zezłościła się Lily i wstała. - Mimo wszystko, dzięki chłopaki. No to my idziemy. Jeszcze nie zjadłyśmy.
- Poczekaj, Lily. - zatrzymał ją James.
- O co chodzi, Potter? - spytała Lily, nie odwracając się do niego.
- Możemy porozmawiać przez chwilę... na osobności?
- No... no dobra. Masz pięć minut. - reszta wyszła i udała się dokończyć śniadanie.
- Posłuchaj, chciałem cię przeprosić. Daj mi drugą szansę. - powiedział, podchodząc do niej.
- Drugą szansę? - spytała, odwracając się do niego przodem.
- Tak. Byłem głupi. Myślałem tylko o zabawie i docinkach Severusowi i tej jego bandzie. Ale teraz już taki nie będę. Będę się liczyć z twoimi słowami. Uczuciami. - podszedł do rudowłosej jeszcze bliżej. Był tak blisko, że poczuła jego oddech na karku.
- No nie wiem, Potter...
- James. Nie mów do mnie Potter. Ja ciebie nie nazywam Evans. - uśmiechnął się. - Proszę, zgódź się.
- No dobrze. Masz ostatnią szansę. No to... kto pierwszy w Wielkiej Sali? - uśmiechnęła się szeroko, okręciła i wybiegła z klasy. James uśmiechnął się jeszcze szerzej i wybiegł za nią.
~~~~~~~~~~~~~~
Mam nadzieję, że jest trochę dłuższa, niż poprzednie.
Wnosi dużo, więc mam nadzieję, że wam się spodoba.
Wiem, miałam dłużej ich przytrzymać jako 'skłóconych', ale nie mogłam się powstrzymać :D
Notka miała być wczoraj i uwierzcie, starałam się, ale weny nie było i napisałam... może dwa zdania?
To na razie tyle :) ~Luna L
WOW!!! Nie no Rozdział supcio (: Wiesz ty co?... Ile ty czasu poświęcasz na pisanie rozdziałów? No bo wiesz, ale dodajesz je strasznie szybko. Bardzo się oczywiście z tego powodu cieszę, ale nie mogę w to uwierzyć! Też bym tak chciała pisać tak szybko!
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Petera:( A tak w ogóle to Peter będzie zły, czy dobry? Bardzo się cieszę, że Lily wybaczyła Jamesowi<3 Kocham ich!!! No no no... Caroline... jest bardzo...eeee. no nie wiem jak ją określić. Nie chodzi mi o coś złego, ale też dobrego, przecież przestraszyła Lily i Elisę....
Pozdro Biszkopcik^^
Czasu za dużo przedtem nie miałam. Wychodziły jeden, może dwa rozdziały tygodniowo. Ale ponieważ jestem chora i siedzę cały tydzień w domu, to postanowiłam, że napiszę trochę, a szczególnie dlatego, że w mojej głowie roi się od wspaniałych pomysłów :)
OdpowiedzUsuńPrzykro mi, ale nie powiem ci, czy Peter będzie dobry, czy zły, musisz dowiedzieć się tego z opowiadania :)
Ale nie mogę zrozumieć, o co ci chodzi (nie obraź się) z Caroline. Ona jest takim dodatkiem. Nie odgrywa tu większej roli, a tym bardziej nie przestraszyła niczym Lily i Elise.
PS. Kiedy następny rozdział twojego opowiadania? :D
Cześć! Rozdział ciekawy i wciągający. Tak samo jak blog. Czekam na nowy rozdział :D
OdpowiedzUsuńP.S Jak chcesz to zajrzyj na http://co-nie-mozliwe-staje-sie-mozliwe.blogspot.com/ :D
Dziękuję :) Twój blog też jest niezły ;3
UsuńA ja cię!!! Przeraża mnie ta sprawa z Peteram. to na serio z jego ojcem? Nie wierzę!!!
OdpowiedzUsuńNo ale chociaż Lily i James się pogodzili :D myślałam, że to już nigdy nie nastąpi :P
Dzisiaj pewnie już więcej nie przeczytam, więc pozdrawiam serdecznie ♥
http://magicznaprzystanblogowelfik.blogspot.com/