Maj. Ostatni mecz Quidditcha w tym roku szkolnym w Hogwarcie, rozgrywany między drużyną Gryfonów i drużyną Puchonów. Od tego meczu zależy Puchar Quidditcha, ponieważ Gryfoni mają już na koncie dwie wygrane, Ślizgoni także, za to Krukoni jedną. Jeżeli teraz Gryffindor nie wygra z przewagą co najmniej 150 punktów, Puchar Quidditcha wygra Slytherin.
***
- Spokojnie. Wszystko będzie dobrze. Nie denerwuj się tylko. - uspokajały zdenerwowaną Lily przyjaciółki podczas śniadania.
- Wcale się nie denerwuję. - zaperzyła się rudowłosa, nakładając sobie gofry.
- Widzimy. - uśmiechnęły się do siebie Camille i Elise, spoglądając na trzęsącą się rękę zielonookiej.
Zjadły śniadanie, a właściwie zjadły blond- i czarnowłosa, ponieważ Lily tylko skubnęła swoich gofrów i odstawiła talerz. Siedziały razem w Wieży Gryffindoru i gawędziły, lecz o godzinie dwunastej Lily zabrała miotłę i zeszła na dół.
Szła przez błonia, ciesząc się ciepłym słońcem. Dzięki tej pogodzie będzie jej o wiele lepiej grać. Doszła do boiska i poszła do szatni przebrać się do gry. Założyła szkarłatny strój i podeszła do reszty drużyny. David Dounty jak zwykle rozpoczął swoje krótkie ostrzeżenie:
- Posłuchajcie. Wiem, że jak na razie szczęście nam dopisywało, ale nie to znaczy, że teraz też tak będzie. Musimy wziąć się w garść i dać z siebie wszystko, na co nas stać! Gotowi? Na boisko!
Wszyscy wyszli na boisko, wokół którego na trybunach siedzieli już wszyscy uczniowie i większość nauczycieli. Pani Hooch zagwizdała w gwizdek i podrzuciła kafla. Gra się zaczęła.
James, jak zawsze, wzbił się ponad wszystkich, żeby móc obserwować całe boisko. Bracia Tlinch odbijali tłuczek w stronę drużyny Hufflepuffu, Rupert Heyes bronił słupków bramkowych, a Lily, David Dounty i Margarett Johnson podawali sobie kafla i atakowali bramki przeciwników.
- Piłka w posiadaniu Margarett! - poniósł się głos po trybunach. - Podaje do Dounty'ego... kafel w posiadaniu Evans... Evans będzie strzelać... Jest! 10 do 0 dla Gryffindoru!
Gra toczyła się jakąś godzinę. Wynik głosił: 230 do 70 dla Gryffindoru, gdy James przyspieszył i runął w dół. Publiczność zaparła dech, a szukający Hufflepuffu ruszył za Potterem. Ścigali się w wyścigu po małą, złotą piłeczkę, śmigającą przed końcami ich mioteł.
- James Potter sięga ręką po znicza... nie! Znicz złapany przez Hufflepuff! Gra się zakończyła, ale to nie Hufflepuff wygrywa! To Gryffindor z wynikiem 230 do 220 punktów!
Trybuny Gryfonów oszalały. Zawodnicy zlecieli na ziemię. Jednemu Puchonowi leciała krew z nosa, a Margarett trzymała się za bolące ramię. Wszyscy poszli do szatni, przebrali się i wrócili do zamku, żeby coś zjeść. Mimo wygranej, stół Gryfonów nie wykazywał większego entuzjazmu. To było przesądzone. Slytherin wygrał Puchar Quidditcha.
Lily usiadła koło przyjaciółek. Nie odzywały się do siebie, aż do stołu dosiedli się Syriusz, Lupin i Peter.
- Gdzie James? - spytała Lily, nakładając sobie kawałek ciasta z rabarbaru.
- W dormitorium. Nie chce wyjść. Mówi, że nie jest głodny. - powiedział szybko Syriusz i zajął się obiadem.
Po tej krótkiej rozmowie, gdy Lily, Camille i Elise zjadły, poszły do pokoju. Nikt więcej się nie odzywał. Każdy członek drużyny winił siebie za przegraną. Ale nikt nie robił tego tak, jak James.
***
Wszedł do pokoju i trzasnął drzwiami. Podszedł do biurka, złapał pierwszą książkę z wierzchu i cisnął nią o ziemię.
- Spokojnie, Rogaczu. To nie twoja wina. - pocieszał przyjaciela Syriusz.
- Właśnie, że moja! Gdybym złapał tego znicza wygralibyśmy Puchar. A teraz Ślizgoni będą się pławić zwycięstwem. - rzucił przez zaciśnięte zęby James, poszedł do łazienki i zamknął drzwi na klucz.
- Idziesz na obiad, czy zostajesz? - spytał Remus, przyciskając jedno ucho do drzwi.
- Zostaję.
Po tym słowie Syriusz, Remus i Peter wyszli. James oparł ręce o umywalkę i spojrzał na swoją brudną od ziemi i potu twarz. "Dlaczego nie złapałem znicza? Nigdy mi się to jeszcze nie zdarzyło!" - pomyślał. Rozebrał się i wszedł pod prysznic. Ciepły strumień wody zdawał się obmywać go ze wszelkich niepokojów.
Wyszedł i ubrał piżamę, składającą się jedynie z krótkich, luźnych spodenek. Wysuszył włosy i ostatni raz spojrzał w lusterko na swoją twarz. Wyszedł i korzystając z okazji położył się w łóżku i zasunął zasłony, a następnie zaczął udawać, że śpi, nie mając ochoty na żadne rozmowy z przyjaciółmi, będącymi jeszcze na obiedzie.
~~~~~~~~~~~
Notkę dedykuję Lilce.