10.02.2014

- rozdział 24

 Po powrocie do domu rodzice kazali Lily oszczędzać nogę, mimo, że nic z nią już nie było. Nie polegali całkowicie opinii magomedyków. Przez to postanowienie większość czasu Lilka spędzała w domu. 
 Dla zabicia czasu czytała książki. Spotykała się również z przyjaciółmi z jej dawnej szkoły, wypoczywała na słońcu, słuchała muzyki z radia. Czas płynął jej przede wszystkim na odpoczynku. Czasem spotykała także Severusa w sklepie lub w parku, jednak wolała udawać, że go tam nie ma i ignorować jego zaczepki.
 Mimo wszystko, jak to zwykło być u niej w domu, nie wszystko było wspaniałe. Petunia nie tylko wyśmiewała się z jej "odmienności", ale teraz do drwin dołączyło naśmiewanie z niezdarności.
 Rudowłosa często słyszała kpiny z jej bladej skóry, która za nic nie chciała zmienić odcieniu na odrobinę ciemniejszy mimo godzin spędzonych na słońcu, z zabronienia oddalania się daleko od domu, z tego, że jest czarownicą, a nawet z tego, że nie ma chłopaka. Tak, Petunia dziś wieczorem postanowiła przyprowadzić swojego nowego chłopaka na kolację i przedstawić go rodzinie.
 Było już popołudnie. Lily siedziała na trawie za domem i studiowała książkę, którą dostała na święta od Remusa, gdy obok niej wylądowała dostojna, rudawa sówka. Dziewczyna odwiązała jej od nogi pokaźnych rozmiarów liścik. Koperta zaklejona była czerwonym woskiem, na którym odbito pieczęć Hogwartu. Sowa odleciała, a rudowłosa wpadła do domu przez tylne drzwi, którymi wchodzi się do kuchni, gdzie krzątała się właśnie mama Lily.
- Mamo! To list z Hogwartu! - zawołała, a wysoka kobieta myjąca właśnie talerze po obiedzie uśmiechnęła się do córki i razem przysiadły przy małym stoliku.
- No dalej, otwieraj!
 Lily otwarła list. W środku był spis podręczników, wyniki z egzaminów końcowych, jeszcze jedna kartka i czerwona plakietka z dużą, czarną literą N. Dziewczyna wzięła w ręce wyniki, a jej matka spis.
- Wybitny ze starożytnych run, z wróżbiarstwa, Powyżej Oczekiwań z numerologii! Wiedziałam! - dziewczyna wzięła głęboki wdech. - Wybitny z eliksirów, z transmutacji, z zaklęć, Powyżej Oczekiwań z astronomii, no nie! I jeszcze Wybitny z obrony przed czarną magią i zielarstwa.
- Nie jest źle, kochanie. Wszystko najlepsze, tylko dwa Powyżej Oczekiwań. 
- Chyba aż dwa! No dobra, a jak podręczniki? Dużo tego?
- Mało nie jest, ale poradzimy sobie. Nie przejmuj się. - uśmiechnęła się promiennie do córki.
- A to co? - spytała rudowłosa biorąc do ręki plakietkę i ostatnią kartkę. - Chcielibyśmy powiadomić, że... - zaczęła czytać Lily. - Mamo! - zrobiła duże oczy i uśmiechnęła się szeroko. - Jestem Prefektem Naczelnym! Nie mogę uwierzyć!
- Naprawdę? Gratuluję! - uścisnęła córkę kobieta. - Na zakupy pojedziemy jutro, dobrze? A teraz muszę wziąć się za ugotowanie kolacji. Niedługo przyjdzie ten chłopak Petunii. - kobieta wstała i podeszła do kuchenki. - Jak te dzieci szybko rosną. - dodała do siebie.
 Z wielkim uśmiechem na twarzy dziewczyna weszła po schodkach na górę. Bardzo lubiła to charakterystyczne skrzypienie drewna, kiedy stawiało się na nich kroki, oraz to uczucie, kiedy nie musiała liczyć każdego kroku, aby nie wpaść w zasadzkę szykowaną przez schody w szkole.
 Mimo wszystko tęskniła za szkołą. Minęła już połowa wakacji, za miesiąc będzie wracać do Hogwartu.
 Z jednej strony naprawdę kochała szkołę. Lubiła uczyć się tych wszystkich niezwykłych przedmiotów, spotykać się codziennie z przyjaciółmi. Jednak z drugiej strony kochała ciepło swojego domu, kochała rodziców, to charakterystyczne skrzypienie stopni schodków, orzeźwiające powietrze, kiedy otwiera się okno po dusznej nocy, krzak róż, które jej mama tak pielęgnowała.
 Weszła do pokoju, schowała do kufra plakietkę i list, a wyniki położyła na biurku. Wyjęła z szuflady czarny atrament i pergamin. Napisała do przyjaciół jej wyniki z egzaminu oraz to, że została Prefektem Naczelnym, dodając pytanie, jak egzaminy poszły reszcie. Przypięła pierwszy z listów zaadresowany do Elise do nóżki Elitty. Sowa natychmiast poleciała.
 Zerknęła na zegarek. Była już osiemnasta. Trzeba uszykować się na przyjście Petnii z jej chłopakiem. Podeszła do szafy i wyjęła z niej granatową, zwykłą sukienkę. Założyła ją i spięła włosy w zgrabnego koczka. Kiedy wróciła do pokoju, na parapecie siedziała sówka. Nie była to Elitta, tylko Rosemarie, sowa Camille. Odwiązała od niej list i przeczytała. Jej także nieźle poszły egzaminy. Postanowiła, że następny list wyśle do czarnowłosej.
 Wzięła kopertę do niej zaadresowaną i skreśliła pytanie o wyniki, a następnie przywiązała go do Rosemarie. Wtem ktoś zapukał do drzwi domu i wszedł do środka. "Trzeba zejść na dół, pewnie już przyszli", pomyślała rudowłosa. Zeszła i oniemiała.
 Oczywiście wiedziała, że Petunia nie jest wielką pięknością, jednak myślała, że może chłopiec, którego przyprowadzi, nie będzie wyglądał jak ostatnie nieszczęście. Pomyliła się.
 Chłopak, którego przyprowadziła Petunia był niskim, czerwonym tłuściochem. Miał na sobie spodnie i koszulę niedopiętą na ostatni guzik, zapewne dlatego, że nie mógł. Jego głowa przypominała piłkę z króciutkimi włosami. Szyi albo nie miał, albo nie było widać. Błądził po salonie swoimi mętnymi oczami, jak mała świnka prowadzona na rzeź.
- Mamo, tato, to jest Vernon. - powiedziała Petunia dumna z tego, że to jej jako pierwszej udało się znaleźć chłopaka. Lilka już myślała, że może umawiała się z nim tylko dlatego, ale gdy zobaczyła jak na niego patrzy, pomyślała, że może jednak się sobie podobają.
- Vernon Dursley. - powiedział chłopak gardłowym głosem, podając rękę ojcu dziewczyn.
 Petunia spojrzała wyzywającym wzrokiem na siostrę i poprowadziła chłopaka do kuchni. Zapowiadał się męczący wieczór.

 Po kolacji i wysłuchaniu wszystkich komplementów na temat Vernona Lilka miała już dość. Uznając, że minęła godzina i może już odejść od stołu poszła do swojego pokoju. Tam otworzyła okno i spojrzała w niebo. Słońce już chyliło się ku zachodowi. Jak na zawołanie na tym pięknym tle pojawiła się sowa. Leciała prosto w okno, więc dziewczyna odsunęła się od framugi. Elitta wleciała i usiadła na szafie. Lilka wysypała trochę karmy dla sowy na łóżko i zawołała ptaka. Ten podleciał i zaczął posiłek, a dziewczyna odwiązała list. Elise także poszło nieźle.
 Kiedy sowa się posiliła nie wyglądała już na zmęczoną.
- No to jak? Polecisz jeszcze raz? Tym razem nie daleko, do Syriusza, on ma najbliżej. - sówka, jakby zrozumiała te słowa, bo spojrzała dumnie na dziewczynę. - Zostawię otwarte okno na noc i trochę karmy na biurku. - przywiązała list do nóżki sówki, a ta od razu wyleciała przez okno.


1 komentarz:

  1. Petunia przyprowadziła swojego chłopaka!!! :D Świetny pomysł. Tez po raz pierwszy czytam o czymś takim i naprawdę bardzo mi się podoba. Bo tak mimo wszystko przecież Vernon i Petunia byli dobrym małżeństwem. No i tak naprawdę jako nastolatkowie zaczęli ze sobą chodzić. Przetrwać tyle to osiągnięcie.
    Lily aż dwa powyżej oczekiwań. Nie no jak można tak źle się uczyć :P To z nauki Harry'go nie byłaby taka zadowolona. Choć według mnie uczył się całkiem całkiem. No i Lily jest wreszcie prefektem naczelnym :)
    Fajnie, że wysyła wszystkim listy. Widać, że jest dobrą przyjaciółka, a nie taką, która tylko udaje, że się przyjaźni. Lily jest kochana ♥
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń