24.02.2014

- rozdział 27

 Początek roku szkolnego, jak zawsze, wiąże się z przygotowaniem wszystkiego na cały rok szkolny. Podobnie jest w szkołach czarodziejów, jednak przygotowania dotyczą tutaj innych spraw. 
 Pierwszego dnia szkoły, czyli drugiego września, wszyscy uczniowie zebrali się w Wielkiej Sali na śniadaniu, po którym mieli odebrać swoje plany lekcji.
- Oby nie było tego dużo. W tym roku są owutemy, więc chcę mieć więcej czasu na lekcje. - mówiła Elise, czekając, aż profesor McGonagall, która rozdawała Gryffonom kartki z planami lekcji, podejdzie w końcu i do nich. Każdy uczeń miał specjalny plan lekcji, przystosowany do wybranych przez niego przedmiotów nauczania.
 Nauczycielka transmutacji w końcu podeszła również do nich.
- Tak! Ale mi się trafiło! - zawołała Camille, wzbijając do góry pięść, jakby chciała zatrąbić ciężarówką. - Dzisiaj mam tylko cztery lekcje!
- Tak? To spójrz, ile lekcji masz jutro. - zaśmiała się Lilka i pokazała palcem na jej planie jutrzejszy dzień.
- O rany! - nagle brunetce zrzedła mina. - Siedem! Ja jutro nie wytrzymam!
 Lilce trafiło się nieźle. Z przyjaciółkami wróciła do dormitorium, żeby spakować torbę, a następnie zeszły do lochów, ponieważ ich pierwszą lekcją były eliksiry.
  Stanęły przed klasą i czekały z resztą uczniów na profesora Slughorna. Gdy ten przybył, weszły do środka. Stało tam kilka dużych stolików, a przy każdym z nich cztery krzesła.
- Oho, będziemy musiały kogoś wziąć do naszego stolika. - zaczęła marudzić Camille.
 Wtem przystanęła obok nich Krukonka o długich, kasztanowych włosach. Ściskała do piersi książkę, a na ręce uwieszoną miała torbę. Uśmiechnęła się lekko i spytała:
- Mogę się dosiąść?
- Jasne. - odpowiedziała bez namysłu Lilka. - Lily Evans, to jest Elise Khan, a to Camille Bauer. - Elise odwzajemniła uśmiech dziewczyny, jednak Camille nadal miała naburmuszoną minę.
- Dzięki, jestem April Grace. Już się poznałyśmy, w przedziale dla Prefektów. 
- No tak, wiedziałam, że cię skądś znam. - uśmiechnęła się rudowłosa.
 Na początku lekcji profesor Slughorn opowiedział trochę o tym, jak będą wyglądać lekcje eliksirów na tym roku, jednak najwięcej czasu poświęcił opowiedzeniu o przygotowaniach do owutemów z eliksirów. W końcu zapisał na tablicy ingrediencje i sposób przygotowania, i zlecił każdemu uczniowi przygotowanie Eliksiru Euforii. 

- Proszę już wlać trochę eliksiru do flakoników, podpisać je i przynieść do mnie na biurko! - zawołał profesor. Minęła już pierwsza lekcja eliksirów i kończyła się druga, a większości uczniów i tak nie wychodziły eliksiry, między innymi eliksir Camille zamiast koloru niebieskawego posiadał zielony, a zamiast zapachu damskich perfum, posiadał zapach zgniłego sera.
- O, nie! Już po mnie! - zawołała brunetka.
- Szybko, profesor nie patrzy, podaj mi swoją ampułkę. - szepnęła April. Camille podała jej swoją fiolkę. - Opróżnij swój kociołek, bo zobaczy, że twój eliksir ma zły kolor. - szepnęła nalewając swojego eliksiru do flakoniku Camille.
- Co ty robisz, April? - spytała zdziwiona Lilka. Nigdy nie pochwalała oszustw.
- Nic się przecież nie stanie, a Camille będzie miała dobrze zrobiony eliksir. Proszę. - uśmiechnęła się Krukonka, podając brunetce jej naczynko. 
- Dziękuję. - uśmiechnęła się dziś po raz pierwszy podczas eliksirów Camille.
 Dziewczyny nalepiły swoje nazwiska na flakoniki i poszły oddać je do profesora. Kiedy Lilka podeszła  już do biurka, profesor uśmiechnął się szeroko i powiedział:
- Lily, widzę, że twój eliksir, jak zawsze ma odpowiedni kolor. Nigdy się na tobie nie zawiodłem! Wiesz, chciałbym cię spytać, czy nie przyszłabyś w sobotę do mnie na podwieczorek? Bardzo bym się ucieszył, gdybyś się zgodziła. 
- Dziękuję, profesorze. Z chęcią przyjdę, nigdy nie potrafiłam panu odmówić.
- No więc bardzo się cieszę. Przyjdź w sobotę o godzinie dziewiętnastej. Jeżeli chcesz, możesz kogoś przyprowadzić.
- Dobrze, profesorze. Jeszcze raz dziękuję.
 Rudowłosa nigdy nie lubiła tych przyjęć i podwieczorków w Klubie Ślimaka, jednak nie potrafiła mu odmówić. Zawsze, kiedy patrzył na nią tymi swoimi ciepłymi, brązowymi oczami, ona się zgadzała. Słowo "nie" nie przechodziło jej wtedy przez gardło.
- Od razu przeczuwałam, że ta cała April jest spoko. - powiedziała Camille wychodząc z sali. 
 Razem dotarły na parter, gdzie musiały się już rozdzielić, ponieważ Elise i Lily miały numerologię, na którą Camille nie uczęszczała. Brunetka miała teraz godzinę wolną.
 Dotarły pod klasę w samą porę i usiadły w ostatniej ławce. Pani Vivience znana była z tego, że podczas lekcji nie zważała na to, czy ktoś uważa. Wystarczyło, że w klasie było cicho i wszyscy notowali to, co zapisywała na tablicy.
- Znowu zostałaś zaproszona przez Ślimaka do tego jego klubu? - spytała blondynka mocząc koniuszek pióra w atramencie.
- Tak. Do tego powiedział, że mogę kogoś zaprosić. Teraz muszę z kimś iść, bo nie mogę się przecież pokazać sama.
- No to zaproś kogoś. Może któregoś Huncwota?
- Może. Jeszcze zobaczę.
- A tak w ogóle, to może przejdziemy się w środę po szkole? Muszę znowu przejrzeć te wszystkie zakamarki, bo się za nimi stęskniłam. - zaśmiała się cicho blondynka.
- W środę? - Lilka stała się podejrzliwa. - Jak chcesz. Możemy się przejść.
- No to super. - uśmiechnęła się Elise.
***
- No to kogo wybieramy? - spytał Severusa Macnair.
- Nie wiem. Ty kogoś wybierz. - burknął w odpowiedzi Severus i zaczął bawić się piórem.
- Dajesz mi tyle satysfakcji. - uśmiechnął się i zlustrował klasę. - Może... może Prewettowie?
- No nie wiem. - skrzywił się Snape. - Nie wydaje mi się, żeby jakoś szczególnie nam wszystkim przeszkadzali.
- Nikt, kogo jak dotąd wybrałem nie spełnia twoich warunków. - chłopak spojrzał zezem na Severusa, który pod wpływem jego wzroku odwrócił twarz. - Ta osoba nie musi nam aż tak przeszkadzać, wystarczy, że będzie denerwująca. Podaję ostatnią osobę, która mi się nie podoba. Nie obchodzi mnie to, czy lubisz tą osobę, czy nie. Nathan kazał nam wybrać dwie osoby, które nie pasują nam obu, ale teraz mam twoje zdanie głęboko gdzieś. Wybieram... - rozejrzał się po klasie i zatrzymując wzrok na jednej osobie uśmiechnął się sarkastycznie. - Lil...
- Czekaj! - wybuchnął Severus, gdy usłyszał początek tego imienia. Nie może pozwolić, żeby Lily groziło niebezpieczeństwo. Mimo wszystko nadal była mu bliska. - Ja chcę wybrać. - powiedział cicho obrzucony gradem spojrzeń reszty uczniów.
- Jak chcesz. Dawaj.
- No to... Potter.
- Potter? Dobry pomysł, o nim nie pomyślałem. Dobra, jedną osobę już mamy. Jeszcze druga, ale na to jest jeszcze czas. Listę mamy oddać do końca tygodnia, a z wykonaniem pierwszego zadania nie będzie trudno. Nathan dał nam czas do końca roku szkolnego.
***
 Po lekcji, dziewczyny poszły do Wielkiej Sali na obiad. Gdy tylko Lilka rozejrzała się po stole Gryfonów, jej serce zwolniło. 
 Obok Jamesa siedziała Selene, a obok niej Mia. Dlaczego? Przecież w pociągu James wydawał się poirytowany natręctwem tych dwóch dziewczyn, a teraz wydawał się wciągnięty w rozmowę z nimi. Od środka zaczęła zżerać ją zazdrość. I znowu to głupie pytanie: Dlaczego? Przecież zazwyczaj nie czuła tego uczucia z powodu chłopaka, a teraz jest to jedyne uczucie, jakie czuła. Mimo wszystko, nie mogła już się wycofać. Musiała obok nich usiąść.
 Położyła torbę na podłodze i dosiadła się obok Syriusza. Spojrzała jeszcze raz na Jamesa, a kątem oka zauważyła, że Selene się jej przygląda, więc przeniosła wzrok na nią.
 Selene patrzyła na nią wyzywająco, z wyższością. Zmieszana Lilka odwróciła wzrok i starała się już więcej na nich nie patrzeć.
- Spójrzcie, Snape'owi znowu ktoś ściąga gacie! - zaśmiała się Mia i wskazała na stół Ślizgonów. Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę, jednak Severus siedział przy stole i jadł obiad. Nikt nie zdejmował mu spodni. - No nie, musiałam sobie coś pomylić. - uśmiechnęła się słodko i zajęła się kurczakiem na swoim talerzu.


Lily i Camille

19.02.2014

- rozdział 26

- Szybko! Mamo, nie możemy się spóźnić! - zawołała Lilka do matki, która siedziała właśnie w łazience poprawiając włosy.
- Walizki są w samochodzie?
- Tak, zaniosłam je już pół godziny temu.
- No to możemy już iść. Petunio, my wychodzimy, zejdź pożegnać się z siostrą! 
- Już idę, idę! - zawołała z piętra starsza z sióstr. Zeszła po schodach i weszła do korytarza.
- No to pa, Petunio. Będę tęsknić. - uśmiechnęła się lekko rudowłosa.
- Pa, Lily. - odpowiedziała lakonicznie Petunia. Nic dziwnego, odkąd Lily sięga pamięcią, Petunia nigdy nie pożegnała się z nią w mniej suchy i pozbawiony emocji sposób, a od ukończenia trzeciej klasy nie jeździła z resztą rodziny na peron, tylko zostawała w domu. Rodzicom nigdy nie podobało się postępowanie córki, ale nie mogli nic na to poradzić. Petunia nie ustępowała.
 Starsza z sióstr wróciła do domu, a reszta wsiadła do samochodu i ruszyła. 
 Droga dłużyła się, jak zawsze. Lilka pośpieszała tatę, który prowadził, aby jechał szybciej, jednak nie było to potrzebne, ponieważ nie było większego ruchu na drodze. Dziewczyna miała dzisiaj po raz pierwszy pełnić funkcję Prefekta Naczelnego i chciała być trochę wcześniej.
 Samochód zatrzymał się na parkingu, a Lily wyleciała biegiem z niego i otworzyła bagażnik sięgając po kufer i klatkę z Elittą.
- Co tak szybko? Aż tak bardzo chcesz się nas pozbyć? - spytał ojciec rudowłosej, wyciągając dwie walizki z bagażnika i zamykając go.
- Przecież wiesz, że tak nie jest! - obruszyła się Lilka. - Kocham z wami mieszkać, ale nie mogę zaniedbać obowiązków Prefekta Naczelnego!
- Tak, wiemy - uspokoił ją ojciec. - przecież wiesz, że sobie żartuję.
 Wszyscy razem ruszyli po wózek i położyli na nim bagaże, a następnie podążyli w stronę barierki między peronem dziewiątym i dziesiątym, odprowadzeni zdziwionymi spojrzeniami przechodniów, z powodu pohukującej sówki.
 Dotarli pod metalową bramkę, rozejrzeli się i uznając, że nikt nie patrzy się w ich stronę, wbiegli na peron dziewięć i trzy czwarte.
 Peron, jak zawsze otoczony był dymem z pociągu. Rudowłosa rozejrzała się i zauważyła swoje dwie przyjaciółki, więc pociągnęła rodziców za ręce i podbiegła do nich.
- El, Cam! Tak się stęskniłam! - przytuliła się Lilka, a jej rodzice zaczęli rozmowę z rodzicami Elise i Camille. Dziewczyny wywróciły oczami i zajęły się własną rozmową.
- Lily, chyba kogoś dla ciebie mamy. - szepnęła Elise.
- Dziewczyny, ile razy wam powtarzałam? Nie musicie mi nikogo szukać. Sama potrafię sobie kogoś znaleźć. Właściwie... już chyba znalazłam. - wymamrotała szybko Lilka wznosząc do góry swoje zielone tęczówki.
- Tak? Kogo? - spytała Camille zacierając ręce z podniecenia.
- A to już moja sprawa. Na razie nie musicie wiedzieć. - rudowłosa wystawiła język do przyjaciółek.
 Rozmawiały tak jeszcze przez chwilę i mówiąc rodzicom, że wrócą za chwilę, zostawiły bagaże i poszły ocenić sytuację na peronie.
 Lilka rozglądała się, czy nie ma czasem kogoś, komu nie mogłaby pomóc. Razem z dziewczynami pomogły pewnej drugoklasistce, i nie widząc więcej okazji do pomocy wróciły do rodziców. Widząc, że na zegarku jest już za dziesięć jedenasta, zabrały walizki, pożegnały się i weszły do pociągu.
- Więc czym zajmują się teraz Roger i Hugo? - spytała Lilka rozglądając się za pustym przedziałem.
- Roger dalej się uczy. Chce zostać uzdrowicielem. - odpowiedziała Elise wodząc wzrokiem za oknem.
- A Hugo czeka, aż ukończę szkołę. Wtedy chce założyć razem ze mną małą restaurację w Hogsmead. - Camille przycisnęła ręce do serca.
- Wspaniale. Mają już super plany. Wy pewnie też, a ja... ja nie mam żadnych planów na przyszłość. - westchnęła Lilka. -Hej, widziałam tam Syriusza! Może się dołączymy? - spytała wskazując palcem na właściwy przedział.
 Dziewczyny się zgodziły i razem weszły do środka. Siedzieli tam tylko naprzeciwko siebie Syriusz i James, pogrążeni w rozmowie.
- Hej, chłopaki. Możemy się dołączyć? - spytała Elise.
- Jasne, wchodźcie. - ucieszył się Syriusz.
- A gdzie Remus i Peter? - spytała Camille siadając na ławce. Dziewczyny usiadły tak, że z jednej strony siedzieli Cam, El i Syriusz, a z drugiej Lilka i James.
- Remus jest z Michelle w jej przedziale. - odpowiedział na pytanie James.
- A Peter? - dociekała czarnowłosa. James nie odpowiedział od razu.
- A Peter nie jedzie. - burknął, unikając spojrzenia dziewczyn.
- Jak to Peter nie jedzie? - spytała zbita z tropu Lilka. - A co ze Sky? Ona też nie jedzie?
- Nie, Sky jedzie, jest z koleżankami. Peter... Peter nie może jechać. - wydukał Syriusz koncentrując swoją uwagę na palcach rąk.
- Jak to nie może jechać? Nie rozumiem.
- No po prostu: nie może jechać i tyle.
- Nie może nie jechać! Nie ukończy szkoły jak nie przyjedzie! - obruszyła się Elise.
- Wie o tym, ale... ale nie może jechać.
- Dlaczego? - dociekała Lily.
- Ponieważ nie chce! - wybuchł James. - Nie chce jechać, bo... bo chce pomścić ojca. Został i założył z kilkoma osobami organizację... mają zamiar powstrzymywać Wyjętych Spod Prawa. My też chcieliśmy dołączyć... chcieliśmy mu pomóc... 
- Nie możecie! - zawołały dziewczyny.
- Tak nam powiedział. Powiedział, że to jest jego sprawa. Że nie chce mieć swoich przyjaciół na sumieniu, że woli sam się tym zająć, i że nie chce nawet słyszeć, że chcemy mu pomóc. - powiedział okularnik tak szybko, jak mógł, a następnie wziął głęboki wdech i uśmiechnął się ponuro.
- To straszne, nie mógł poczekać do końca tego roku? - spytała blondynka zaciskając z całej siły torebkę.
- Nie, powiedział, że dłużej nie wytrzyma, musi coś zrobić, nie mogą tak siać spustoszenia. Ale nie martwcie się, nic mu nie będzie. Ochotników jest coraz więcej. Będziemy często rozmawiać i pisać. 
- A co ze Sky?
- Sky wie. Na początku oburzyła się i powiedziała, że nie pozwoli na to, ale w końcu pozwoliła mu opuścić ten rok, pod warunkiem, że będzie na siebie uważać.
- To wspaniała dziewczyna. - uśmiechnęła się Lilka.
- Tak, wspaniała. - zgodzili się wszyscy chórem.
 Zapadła krępująca cisza. Nikt nie wiedział, co ma powiedzieć. W końcu, chcąc to zmienić, Lilka się odezwała:
- No a co z tobą Syriuszu? Miałeś mi coś wyjaśnić.
- A, to. Widzisz... wyprowadziłem się z domu. - odpowiedział Łapa z taką lekkością, że Lilka aż oniemiała.
- Wyprowadziłeś się z domu? Do Jamesa, tak? - spytała. W tej chwili James zaczął skradać swoją rękę jak najbliżej ręki Lilki.
- No jasne. Jest świetnie, jego rodzice są bardzo mili. - Syriusz wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Ale dlaczego się wyprowadziłeś? - drążyła temat Lilka. Jamesa palce dotknęły skóry na jej ręce, więc mimowolnie się uśmiechnęła i zarumieniła. James za to zachichotał cichutko spoglądając to na nią, to na ich ręce.
- No bo, widzisz... w moim domu nie jest tak jak w innych. Tam obowiązują straszne zasady i za ich nie spełnienie są jeszcze gorsze kary. Rodzice zawsze się o wszystko złościli, na przykład o to, że jestem w Gryffindorze. Kiedy raz użyli na mnie Cruciatusa, wkurzyłem się, spakowałem i wyprowadziłem. Ale teraz to już przeszłość, nie chcę mieć z nimi nic wspólnego.
- To straszne. Jak można na własnym dziecku używać Zaklęć Niewybaczalnych?
- Teraz dzieją się naprawdę dziwne rzeczy, ale w moim domu jest tak od dawna.
 Nikt nie drążył już tego tematu. Syriusz pytał dziewczyny o Rogera i Hugona, a Rogacz chichotał czasem, gdy Lilka tłumiła w sobie wybuchnięcie śmiechem, spowodowane kreśleniem przez niego wielu różnych kształtów za pomocą opuszek palców. Chwilę później drzwi przedziału znów się otworzyły.
- Hej, James! - w progu stanęła Mia wraz z jakąś dziewczyną. - Tutaj jesteś, wszędzie cię szukałyśmy, nawet nie wiesz, ile czasu nam to zajęło, a jeszcze to przepychanie się na korytarzach. No dobra, przejdźmy do rzeczy: to jest Selene Binder, moja przyjaciółka. Chyba nie masz nic przeciwko, żebyśmy się dołączyły?
 Rogacz patrzył na nie zdziwiony. Przyjaciółka Mii była piękną brunetką. Zapewne wielu chłopców od razu by się zgodziło na jej widok, jednak nie on.
- Widzisz, chyba się nie zmieścimy. Jest nas za dużo. - powiedział, podkreślając ostatnie dwa słowa.
- Nie przesadzaj, James. Ja i tak muszę iść na spotkanie Prefektów i wszystkiemu się przyjrzeć. Siadajcie, dziewczyny.
 James posłał jej pytające spojrzenie, a ona uśmiechnęła się tylko łobuzersko, wstała i wyszła.
 Lilka starała się nigdy nie być niemiła. Zawsze starała się wszystkim pomagać, niezależnie od tego, jak i kiedy. Poza tym, polubiła Mię, mimo wszystko była miłą dziewczyną, która po prostu za dużo mówi i wpada w nieodpowiednich momentach, ale przecież to nie jest jej wina. Do tego ta piękna Selene. W jej obecności Lilka poczuła się jak szara myszka.
 Wreszcie dotarła do przedziału, w którym było spotkanie Prefektów. Jak się dowiedziała, Prefektem Naczelnym Slytherinu został Severus, Hufflepuffu Charlie Tahan, a Ravenclawu April Grace.
 Poza tym dostała wszelkie informacje i zadania przeznaczone dla Prefektów Naczelnych. Wszyscy obecni w przedziale przebrali się w uniformy swojego domu i wyszli, aby patrolować korytarze.

 Gdy odwiedziła swoje części przedziałów, ogłosiła tam, że należy już przebrać się w szaty szkolne i pomogła kilku pierwszoklasistom, postanowiła wrócić do przyjaciół. Otworzyła drzwi i widząc, że nie ma już miejsca na ławkach, ponieważ jedna jest zajęta przez Cam, El i Syriusza, a druga przez Selene, Jamesa i Mię, postanowiła oprzeć się o drzwi i w taki sposób przeczekać te dwadzieścia minut, zanim pociąg nie dojedzie na miejsce.
 Rozmawiała jeszcze trochę z przyjaciółkami i Syriuszem. James nie mówił już do niej nic, ponieważ cały czas był zagadywany przez Selene, która okazała się Gryfonką. Zdziwiła się, że nigdy nie zwróciła na nią uwagi w Pokoju Wspólnym, Wielkiej Sali, bibliotece i innych miejscach, w których przecież uczniowie tak często się spotykali. W końcu wszyscy poczuli, że pociąg zwalnia, więc złapali za swoje bagaże i klatki ze zwierzakami i wyszli na zewnątrz.
 Uderzenie zimnego, wieczornego powietrza przyprawiło ją o rumieńce. Rozejrzała się po stacji i zawołała wskazując na nauczycielkę transmutacji:
- Pierwszoroczniacy! Proszę do Pani McGonagall!
 Jak na razie było to wszystko, co miała zrobić, więc poszła z przyjaciółkami do jednego z powozów. 
 Ta noc była piękna. Na niebie iskrzyły się maleńkie gwiazdki, jakby granatowy widnokrąg posypany był białym brokatem, a na środku jaśniał mały, biały rogalik - księżyc.
 Powóz zatrzymał się i dziewczyny wysiadły, a następnie zaczęły wspinać się po niezliczonej ilości stopni. Gdy rudowłosa dotarła na ich szczyt, jak zwykle zaparło jej dech w piersiach. Piękno tego starego zamku, w którym miały mieszkać przez następne dziesięć miesięcy nigdy jej się nie znudziło. Nie mogła uwierzyć, że jest to jej ostatni rok w tym miejscu, że więcej tu nie powróci. Łzy napłynęły jej do oczu, jednak nie pozwoliła im spłynąć. Szarpnięta za rękaw przez Elise, weszła do środka.
 Nawet nie zauważyła przez te wakacje, jak bardzo brakowało jej tych ogromnych pomieszczeń. Jej pokój wydał jej się malutki w połączeniu z Salą Wejściową. 
 Weszła do Wielkiej Sali i drugi raz nie mogła zaczerpnąć powietrza. Wszyscy ci ludzie, jej przyjaciele, nauczyciele, magiczne stoły, to wszystko tak wspaniale jej się kojarzyło, tak bardzo jej tego brakowało. Mimo wszystko ruszyła i usiadła przy stole Gryffindoru.
- Jak myślicie, ile dzieciaków w tym roku będzie w Gryffindorze? - spytała Elise.
- Mam nadzieję, że jak najmniej, wkurzają mnie te bachory wołające rodziców. - odburknęła Camille spoglądając spode łba na drzwi wejściowe, w których lada moment miała pojawić się gromadka jedenastolatków z profesor McGonagall na czele.
- Przecież sama taka byłaś. Jeszcze pamiętam, jak na pierwszym roku płakałaś, kiedy Express ruszał. - zaśmiała się Lilka i wystawiła do przyjaciółki język.
- Cicho. Sama nie byłaś lepsza. - odpowiedziała naburmuszona brunetka. W tym momencie do pomieszczenia weszła profesor od transmutacji, a za nią dzieci.

 Do Gryffindoru nie przyjęto najwięcej dzieciaków, jednak również nie najmniej.
- Pierwszoroczni! Do mnie! - wołała Lilka.
 Gdy dzieci ustawiły się za nią, poprowadziła je pod portret Grubej Damy, ostrzegając, które schodki są zmyłką, co jednak nie dało większego efektu, ponieważ zawsze ktoś w pułapkę wpadał.
 Mimo przeszkód wszyscy dotarli na miejsce.
- To jest portret Grubej Damy, czyli przejście do Pokoju Wspólnego naszego domu. Aby uchylił się, należy prawidłowo wypowiedzieć hasło, które będzie co jakiś czas zmieniane. O tym, jakie jest nowe hasło dowiecie się z tablicy informacyjnej w Pokoju Wspólnym. Jeżeli nie będziecie znali hasła, będziecie musieli zostać tutaj i poczekać, aż nie przyjdzie ktoś, kto je zna i otworzy wam przejście. Teraźniejsze hasło to "Lukrecja". Myślę, że zapamiętacie.
 Wszyscy weszli do środka.
- Wasze bagaże są w waszych pokojach. Po lewej są dormitoria chłopców, a po prawej dziewczyn. Dziewczynki mogą odwiedzać chłopców, ale chłopcom nie radzę odwiedzać dziewczyn. Jeżeli chcecie się dowiedzieć, dlaczego, spytajcie starszych kolegów, lub sami się przekonajcie, choć nie radzę. A teraz zmykajcie poszukać swoich pokojów.
 Gdy tylko Lilka skończyła mówić, posłała dzieciom przyjazny uśmiech i odwróciła się do nich tyłem, żeby dołączyć do przyjaciółek, siedzących na kanapie przed kominkiem.
- No i jak pierwszy dzień Pani Prefekt Naczelna? - spytała ironicznie Elise.
- Nieźle. Te dzieciaki wszystko pojmują od razu, a przynajmniej tak mi się wydaje. Chyba nie będzie trzeba im wszystkiego znowu tłumaczyć.
- Ten rok musi być wspaniały. - powiedziała Camille, wpatrując się w ogień w kominku.
- Oj, tak. Ten rok musi być wspaniały. - zgodziły się chórem Elise i Lily.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hahahahaha! Taaaak! W końcu! Nie mogłam się doczekać, kiedy będę mogła napisać ten rozdział, i kiedy w końcu mogłam, to tak się nakręciłam, że chyba wyszedł to jeden z najdłuższych, jakie napisałam (to dobrze :D). W końcuuu! Dobra, ja lecę, bo aż się za siebie wstydzę ;D 

11.02.2014

- rozdział 25

 Lily obudziło łaskotanie w policzek. Otworzyła oczy i zobaczyła swoją sówkę miziającą ją skrzydłem. Wstała i spojrzała na zegarek na ścianie. Jest dziewiąta, trzeba wstawać. Podniosła się z łóżka i sięgnęła po karmę dla ptaków. Dała jeść Elitcie i zamknęła okno, a następnie zeszła na dół na śniadanie. Usiadła przy stoliku w kuchni obok mamy.
- Dzień dobry. - przywitała się.
- Dzień dobry. - odpowiedziała jej kobieta. - Zjadaj śniadanie i się ubieraj, bo o dziesiątej wychodzimy.
- Gdzie? - zdziwiła się Lilka sięgając po kanapkę z serem.
- Jak to gdzie? Na Pokątną. Musimy zrobić zakupy.
- No tak, zapomniałam.
 Dziewczyna migiem dokończyła śniadanie i ruszyła z powrotem na górę. Po drodze mijała się ze swoją starszą siostrą, która właśnie schodziła zjeść. Na schodach Petunia próbowała podstawić jej nogę, jednak nie udało jej się to. Lily już za bardzo ją znała, żeby dać się nabrać na ten kawał, który w tym przypadku był po prostu zgryźliwością. 
 Weszła do pokoju i sięgnęła po ubrania, a następnie poszła do łazienki.
 Zdjęła z siebie piżamę składającą się z szarych, króciutkich spodenek i żółtej, długiej bluzki na ramiączkach, a założyła sukienkę, którą miała na sobie wczoraj. Związała znów włosy w eleganckiego koka i dokończyła poranną toaletę.
 Po wyjściu z łazienki poszła do siebie i wyjęła z kufra portmonetkę z pieniędzmi. Zawsze trzymała takie rzeczy w kufrze, ponieważ Petunia lubiła sobie "pożyczać" niektóre rzeczy do niej należące, a kufer szkolny był jedynym miejscem, gdzie bała się zaglądać, a co dopiero wkładać ręce.
 Rudowłosa przywiązała Elitcie list do Remusa, wypuściła ją na dwór i zeszła na dół do kuchni.
- Jeszcze tylko wstawię Petunii zapiekankę do mikrofalówki. - oznajmiła mama Lilki. - Petunio, - zwróciła się do starszej z sióstr. - nie wiem, o której wrócimy, może nam zejść długo, więc jak coś, to daj tacie zapiekankę, kiedy wróci z pracy, dobrze?
- Dobrze. - odpowiedziała Petunia uśmiechając się sztucznie do matki. Zawsze przed nią udawała, a raczej starała się udawać aniołka, co naprawdę irytowało Lilkę.
- No dobrze, to my wychodzimy. Pa, kochanie.
- Papa, mamusiu.
 Kobiety wyszły z domu i wsiadły do taksówki. Miały wielkie szczęście, że ulica Pokątna była niedaleko, trzydzieści kilometrów od domu, więc nie czekała ich długa podróż.
 Kiedy dotarły pod pub "Dziurawy Kocioł" i przeszły na tyły sklepu, Lily zastukała różdżką w odpowiednie cegły, a te odsunęły się ukazując przejście na Ulicę.
- Nie jest tak źle. Dobrze, że wybrałyśmy się wcześniej, bo nie ma za dużo ludzi. - uśmiechnęła się rudowłosa do matki. Lilka odziedziczyła po niej urodę - swoje zielone oczy w kształcie migdałów, bladą cerę. Kolor włosów i charakter za to odziedziczyła po ojcu.
- Tak, racja. No więc może najpierw wymienimy pieniądze, a później pójdziemy do Esów i Floresów po książki?
- Jasne.
 Razem podążyły na koniec ścieżki, gdzie znajdował się Bank Gringotta. Weszły do środka i podeszły do lady. 
 Zza biurka spoglądał na nie wygięty w niesmacznym grymasie goblin. Ignorując jego minę wymieniły pieniądze mugolskie na galeony, a następnie pospiesznie opuściły to miejsce, w którym wydawało im się, że nie są mile widziane. Mimo, że wszystkie gobliny za każdym razem były zajęte papierkową robotą, zawsze wydawało im się, że nie podoba im się obecność osoby spoza świata czarodziejów.
 Ruszyły w kierunku Esów i Floresów. Po drodze mijały zakręt do Ulicy Śmiertelnego Nokturnu. Widać było kilka osób kręcących się tam, jednak Lilkę najbardziej zaciekawił jeden chłopiec o tłustych, czarnych włosach. Zastanawiała się, czy to nie Severus, gdy dotarły pod księgarnię.
 Weszły do środka i zakupiły potrzebne podręczniki i flakoniki z atramentem. Lilka z własnych pieniędzy kupiła sobie jeszcze nowe pióro i książkę do czytania.
- Jeszcze będę musiała kupić ci kociołek, bo tamten się zużył, nową szatę wieczorową, bo tamte chyba nie są za małe? - Matylda Evans spojrzała na swoją córkę, a ta przytaknęła. - I oczywiście jeszcze ingrediencje do eliksirów.
- Jeżeli chcesz, mogę sama pójść wybrać szatę u Madame Malkin, a ty do mnie dołączysz i ją kupimy.
- Jeżeli chcesz, to dobrze. Dołączę do ciebie, kiedy kupię kociołek i ingrediencje.
 Rudowłosa oddzieliła się od matki i ruszyła w przeciwnym do jej kierunku. Minęła tylko trzy sklepy i już była na miejscu. Otworzyła drzwi, które popchnęły serce dzwonka, wydobywając z niego dźwięk. Po chwili tuż obok niej pojawiła się właścicielka i spytała:
- Dzień dobry, panienko. Zapewne Hogwart? - Lily przytaknęła, a kobieta kontynuowała: - Szata, tak?
- Właściwie, to nie. - odpowiedziała nieśmiało rudowłosa. - Potrzebuję stroju wieczorowego.
- No tak, oczywiście! Chodź za mną, zaraz ci coś pokażę.
 Kobieta poprowadziła ją do drugiego pomieszczenia, gdzie na wieszakach wisiały uszyte już stroje.
- Wybierz sobie coś, dobrze?
 Dziewczyna nie odpowiedziała, tylko zaczęła oglądać ubrania. Ku jej zaskoczeniu nie było wieszaków. Zamiast tego ubrania lewitowały w powietrzu.
 Lily przeglądała stroje i wybrała dla siebie trzy sukienki. Wzięła je ze sobą i przymierzyła w przebieralni. Uwzględniając wygląd i to, jak na niej leżą wybrała jedną, a resztę odłożyła na biurko. Nie musiała już długo czekać, ponieważ po chwili pojawiła się jej matka. Razem udały się do lady. W tym samym momencie, w którym rudowłosa położyła strój na ladzie, zadźwięczał dzwonek. Odruchowo Lilka spojrzała w stronę drzwi i zobaczyła Jamesa z rodzicami i Syriuszem. "Widocznie już wrócili", pomyślała. Podeszła do przyjaciół i uścisnęła ich na powitanie.
- Hej, James, Syriuszu! Jak było w Turcji? - spytała.
- Hej, Lilka! Super! Mamy jeszcze zdjęcie przy Meczecie w Stambule, pokażemy ci w szkole. - uśmiechnął się szelmowsko James. Rudowłosa zaczerwieniona odwzajemniła uśmiech.
- No dobrze, ale pamiętajcie, że macie mi jeszcze coś do wytłumaczenia! - dziewczyna pogroziła dwójce palcem.
- Pamiętamy, pamiętamy, ale to może dopiero w pociągu lub w szkole. - uspokoił Lilkę Syriusz.
 Stali jeszcze chwilę i gawędzili, jednak Lily, popędzana przez mamę musiała wrócić już do domu. 
 W swoim pokoju zobaczyła czekającą już sowę Elittę.

Syriusz <3

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Rozdział mdły, nie za bardzo mi się podoba, ale to dlatego, że staram się jak najszybciej skończyć z wakacjami, a wejść w czas szkoły, ponieważ mam już takie plany, że łohohohoho *.*, a nie mogę ich zacząć przed szkołą ;) To chyba tyle, życzę wam, żebyście nie usnęli nad tym rozdziałem! ;c 

10.02.2014

- rozdział 24

 Po powrocie do domu rodzice kazali Lily oszczędzać nogę, mimo, że nic z nią już nie było. Nie polegali całkowicie opinii magomedyków. Przez to postanowienie większość czasu Lilka spędzała w domu. 
 Dla zabicia czasu czytała książki. Spotykała się również z przyjaciółmi z jej dawnej szkoły, wypoczywała na słońcu, słuchała muzyki z radia. Czas płynął jej przede wszystkim na odpoczynku. Czasem spotykała także Severusa w sklepie lub w parku, jednak wolała udawać, że go tam nie ma i ignorować jego zaczepki.
 Mimo wszystko, jak to zwykło być u niej w domu, nie wszystko było wspaniałe. Petunia nie tylko wyśmiewała się z jej "odmienności", ale teraz do drwin dołączyło naśmiewanie z niezdarności.
 Rudowłosa często słyszała kpiny z jej bladej skóry, która za nic nie chciała zmienić odcieniu na odrobinę ciemniejszy mimo godzin spędzonych na słońcu, z zabronienia oddalania się daleko od domu, z tego, że jest czarownicą, a nawet z tego, że nie ma chłopaka. Tak, Petunia dziś wieczorem postanowiła przyprowadzić swojego nowego chłopaka na kolację i przedstawić go rodzinie.
 Było już popołudnie. Lily siedziała na trawie za domem i studiowała książkę, którą dostała na święta od Remusa, gdy obok niej wylądowała dostojna, rudawa sówka. Dziewczyna odwiązała jej od nogi pokaźnych rozmiarów liścik. Koperta zaklejona była czerwonym woskiem, na którym odbito pieczęć Hogwartu. Sowa odleciała, a rudowłosa wpadła do domu przez tylne drzwi, którymi wchodzi się do kuchni, gdzie krzątała się właśnie mama Lily.
- Mamo! To list z Hogwartu! - zawołała, a wysoka kobieta myjąca właśnie talerze po obiedzie uśmiechnęła się do córki i razem przysiadły przy małym stoliku.
- No dalej, otwieraj!
 Lily otwarła list. W środku był spis podręczników, wyniki z egzaminów końcowych, jeszcze jedna kartka i czerwona plakietka z dużą, czarną literą N. Dziewczyna wzięła w ręce wyniki, a jej matka spis.
- Wybitny ze starożytnych run, z wróżbiarstwa, Powyżej Oczekiwań z numerologii! Wiedziałam! - dziewczyna wzięła głęboki wdech. - Wybitny z eliksirów, z transmutacji, z zaklęć, Powyżej Oczekiwań z astronomii, no nie! I jeszcze Wybitny z obrony przed czarną magią i zielarstwa.
- Nie jest źle, kochanie. Wszystko najlepsze, tylko dwa Powyżej Oczekiwań. 
- Chyba aż dwa! No dobra, a jak podręczniki? Dużo tego?
- Mało nie jest, ale poradzimy sobie. Nie przejmuj się. - uśmiechnęła się promiennie do córki.
- A to co? - spytała rudowłosa biorąc do ręki plakietkę i ostatnią kartkę. - Chcielibyśmy powiadomić, że... - zaczęła czytać Lily. - Mamo! - zrobiła duże oczy i uśmiechnęła się szeroko. - Jestem Prefektem Naczelnym! Nie mogę uwierzyć!
- Naprawdę? Gratuluję! - uścisnęła córkę kobieta. - Na zakupy pojedziemy jutro, dobrze? A teraz muszę wziąć się za ugotowanie kolacji. Niedługo przyjdzie ten chłopak Petunii. - kobieta wstała i podeszła do kuchenki. - Jak te dzieci szybko rosną. - dodała do siebie.
 Z wielkim uśmiechem na twarzy dziewczyna weszła po schodkach na górę. Bardzo lubiła to charakterystyczne skrzypienie drewna, kiedy stawiało się na nich kroki, oraz to uczucie, kiedy nie musiała liczyć każdego kroku, aby nie wpaść w zasadzkę szykowaną przez schody w szkole.
 Mimo wszystko tęskniła za szkołą. Minęła już połowa wakacji, za miesiąc będzie wracać do Hogwartu.
 Z jednej strony naprawdę kochała szkołę. Lubiła uczyć się tych wszystkich niezwykłych przedmiotów, spotykać się codziennie z przyjaciółmi. Jednak z drugiej strony kochała ciepło swojego domu, kochała rodziców, to charakterystyczne skrzypienie stopni schodków, orzeźwiające powietrze, kiedy otwiera się okno po dusznej nocy, krzak róż, które jej mama tak pielęgnowała.
 Weszła do pokoju, schowała do kufra plakietkę i list, a wyniki położyła na biurku. Wyjęła z szuflady czarny atrament i pergamin. Napisała do przyjaciół jej wyniki z egzaminu oraz to, że została Prefektem Naczelnym, dodając pytanie, jak egzaminy poszły reszcie. Przypięła pierwszy z listów zaadresowany do Elise do nóżki Elitty. Sowa natychmiast poleciała.
 Zerknęła na zegarek. Była już osiemnasta. Trzeba uszykować się na przyjście Petnii z jej chłopakiem. Podeszła do szafy i wyjęła z niej granatową, zwykłą sukienkę. Założyła ją i spięła włosy w zgrabnego koczka. Kiedy wróciła do pokoju, na parapecie siedziała sówka. Nie była to Elitta, tylko Rosemarie, sowa Camille. Odwiązała od niej list i przeczytała. Jej także nieźle poszły egzaminy. Postanowiła, że następny list wyśle do czarnowłosej.
 Wzięła kopertę do niej zaadresowaną i skreśliła pytanie o wyniki, a następnie przywiązała go do Rosemarie. Wtem ktoś zapukał do drzwi domu i wszedł do środka. "Trzeba zejść na dół, pewnie już przyszli", pomyślała rudowłosa. Zeszła i oniemiała.
 Oczywiście wiedziała, że Petunia nie jest wielką pięknością, jednak myślała, że może chłopiec, którego przyprowadzi, nie będzie wyglądał jak ostatnie nieszczęście. Pomyliła się.
 Chłopak, którego przyprowadziła Petunia był niskim, czerwonym tłuściochem. Miał na sobie spodnie i koszulę niedopiętą na ostatni guzik, zapewne dlatego, że nie mógł. Jego głowa przypominała piłkę z króciutkimi włosami. Szyi albo nie miał, albo nie było widać. Błądził po salonie swoimi mętnymi oczami, jak mała świnka prowadzona na rzeź.
- Mamo, tato, to jest Vernon. - powiedziała Petunia dumna z tego, że to jej jako pierwszej udało się znaleźć chłopaka. Lilka już myślała, że może umawiała się z nim tylko dlatego, ale gdy zobaczyła jak na niego patrzy, pomyślała, że może jednak się sobie podobają.
- Vernon Dursley. - powiedział chłopak gardłowym głosem, podając rękę ojcu dziewczyn.
 Petunia spojrzała wyzywającym wzrokiem na siostrę i poprowadziła chłopaka do kuchni. Zapowiadał się męczący wieczór.

 Po kolacji i wysłuchaniu wszystkich komplementów na temat Vernona Lilka miała już dość. Uznając, że minęła godzina i może już odejść od stołu poszła do swojego pokoju. Tam otworzyła okno i spojrzała w niebo. Słońce już chyliło się ku zachodowi. Jak na zawołanie na tym pięknym tle pojawiła się sowa. Leciała prosto w okno, więc dziewczyna odsunęła się od framugi. Elitta wleciała i usiadła na szafie. Lilka wysypała trochę karmy dla sowy na łóżko i zawołała ptaka. Ten podleciał i zaczął posiłek, a dziewczyna odwiązała list. Elise także poszło nieźle.
 Kiedy sowa się posiliła nie wyglądała już na zmęczoną.
- No to jak? Polecisz jeszcze raz? Tym razem nie daleko, do Syriusza, on ma najbliżej. - sówka, jakby zrozumiała te słowa, bo spojrzała dumnie na dziewczynę. - Zostawię otwarte okno na noc i trochę karmy na biurku. - przywiązała list do nóżki sówki, a ta od razu wyleciała przez okno.


3.02.2014

- rozdział 23

 Na biwaku byli jeszcze przez dwa dni, ponieważ na tyle starczyło im czasu. Bawili się świetnie, jednak zbliżała się pełnia oraz wyjazd Rogacza z rodzicami do Turcji, więc musieli kończyć.
 Ostatniego dnia postanowili zagrać w Quidditcha. Składy niewiele się zmieniły od gry pierwszego dnia. Dosiedli miotły Jamesa i wzbili się w powietrze. Słońce grzało, co dodawało im jeszcze więcej wigoru. Szaleli po boisku punktami dobijając ponad pięćset. 
 W pewnym momencie Lilka złapała kafla i popędziła w stronę bramek przeciwników. Była już blisko. Już uniosła rękę, by rzucić piłką w obręcz. Lecz na tym się skończyło, ponieważ słychać było cichy trzask i Lily zleciała z miotły. 
 Nikt nie miał przy sobie różdżki. Wydawało się, że to już koniec, że rudowłosej już nikt nie uratuje przed śmiertelnym uderzeniem o ziemię, jednak nie. W ostatniej chwili na podwórko wyleciał wąsaty pan Potter, machnął różdżką i złagodził upadek. Nie było to jednak całkowitym jego zapobiegnięciem. Lily leżała bezwładnie na ziemi z lewą stopą dziwnie wygiętą. Wszyscy wylądowali i razem z rodzicami Jamesa podbiegli do dziewczyny.
 Lekko rozchylonymi oczami zauważyła pochylających się przyjaciół. Gdzieś nad jej głową Olivia powtarzała słowo "Przepraszam" jak mantrę. Zapewne to ona odbiła za mocno w jej stronę tłuczka. Więcej już nie widziała, zemdlała.
 Ojciec Rogacza zabrał bezwładne ciało Lilki do samochodu, pozostawiając jej przyjaciół ze swoją żoną w domu, a dziewczynę zabierając do Szpitala Świętego Munga. Szybko podszedł do recepcji, przynosząc dziewczynę na rękach. Została ona bezzwłocznie przeniesiona do oddziału Wypadków Przedmiotowych.
***
- Mamo! Nie możemy pojechać do Szpitala? - dopytywał się zdenerwowany James.
- Nie. Musimy poczekać na wiadomość od taty. A teraz nie przeszkadzaj mi, bo muszę zadzwonić do rodziców Lily. Tyle, że nie umiem obsługiwać tego tulefonu. - powiedziała karcąco mama chłopaka, obracając w rękach słuchawkę telefonu.
- To się nazywa telefon, proszę pani. - powiedziała Elise. - Zaraz pani pokażę, jak się tego używa.
 Wszyscy siedzieli w salonie. Olivia i Syriusz w kącie kłócili się. Syriusz poważnie zdenerwował się na Olivię o to, że nie przejmuje się jego przyjaciółmi, Olivia za to wyrzucała Syriuszowi, że za mało czasu jej poświęca. 
 Reszta siedziała w milczeniu. Nie przebrali się jeszcze nawet - byli zbyt zdenerwowani. Siedzieli upoceni i czekali na jakąś wiadomość od ojca Rogacza.
- Rodzice Lily powiedzieli, że będą tak szybko, jak to możliwe. - powiedziała pani Potter wchodząc z Elise do pokoju. - Powinni być za jakąś godzinę. Do tego czasu raczej nigdzie nie pójdziemy.
***
- Dzień dobry Doreo. Dziękujemy, że tak szybko nas poinformowałaś. No to co tak właściwie się stało? - spytał ojciec Lily, który właśnie przyjechał z żoną do domu państwa Potterów.
 Mama Rogacza w skrócie poinformowała ich o wydarzeniach. W tym momencie do domu wszedł ojciec Rogacza.
- Witaj Charlusie. - wstał i powitał go ojciec rudowłosej.
- Witaj Richardzie, Matyldo. - przywitał się ojciec Jamesa. - Lily właśnie przeszła zabieg. Możemy wszyscy ją już odwiedzić, chociaż nadal jest nieprzytomna. 
- To wspaniale! - ucieszyli się wszyscy.
 Wpakowali się do jednego, zwykłego samochodu Evansów i dwóch, większych samochodów Potterów i ruszyli do szpitala.
 Na miejscu od razu skierowali się do recepcji, a stamtąd do wskazanego pokoju. Weszli i usiedli na krzesłach. Do pomieszczenia wszedł lekarz.
- Wszystko będzie dobrze, noga się zrosła. Myślę, że za tydzień będzie mogła wrócić do domu. Muszę jednak spytać: czy Lily bierze udział w jakichś klubach, drużynach lub czymś podobnym, co ma większą styczność z wysiłkami fizycznymi?
- Tak. Gra w Quidditcha w drużynie Gryffindoru. - odpowiedziała Camille.
- No więc przykro mi, ale będzie musiała porzucić tą grę. Wymaga zbyt dużo wysiłku fizycznego i może spowodować powikłania w stosunku z nogą.
 Nikt nic nie odpowiedział. Wszyscy spojrzeli z współczuciem na wybudzającą się Lily.
 Dziewczyna otwarła pomału oczy i spojrzała po zebranych.
- Co się stało? - spytała.
- Miałaś wypadek na miotle, spadłaś z dużej wysokości, ale aurorzy już się tobą zajęli. Wszystko będzie dobrze. - pocieszył ją pan Potter.
- To dobrze. - uśmiechnęła się do wszystkich.
- Lilka, ja naprawdę przepraszam! - wybuchła nagle Olivia. - Nie chciałam! Poniosło mnie!
- Nie masz za co przepraszać. Przecież nic się nie stało.
 Każdy popatrzył po sobie. Powiedzieć jej, czy raczej z tym poczekać? Może nie jest jeszcze gotowa na to, żeby dowiedzieć się, że nie będzie już mogła grać w Quidditcha? Tak, chyba lepiej będzie, jeśli jeszcze nie będzie wiedzieć.
***
 Następnego dnia do szpitala przyjechali rodzice dziewczyny. Noga była już w dobrym stanie, jednak musiała ją oszczędzać. Wsiedli do samochodu i wrócili do domu Jamesa po walizki rudowłosej.

 Na miejscu spotkali już całą resztę. Wszyscy żegnali się z Rogaczem, ponieważ również wracali do domu. 
- No to cześć James. Widzimy się na peronie. - uśmiechnęła się do przyjaciela.
- Tak, widzimy się na peronie. Jeszcze raz chciałem cię przeprosić za tą nogę. Mogę się założyć, że to były najgorsze wakacje w twoim życiu. - odwzajemnił uśmiech Rogacz.
- Nie przesadzaj. Zdarzały się gorsze. 
 Dziewczyna podeszła do samochodu i włożyła do środka torebkę. Wróciła jeszcze na chwilę do przyjaciół. Ku jej zdziwieniu, Syriusz nie pakował rzeczy, ani nie żegnał się z Jamesem. Coś tu było nie tak.
- Hej! Syriuszu! - zawołała przyjaciela. - A ty nie wracasz do domu?
- Nie, ja nie wracam. Teraz mieszkam z Rogaczem. Uciekłem z domu, ale to już dłuższa historia. 
- Jak chcesz, ale myślę, że ją usłyszę? - zaśmiała się i wskazała na niego karcąco palcem. - No to cześć wszystkim! - dodała i wsiadła do samochodu.
 Wróciła do domu. Do świata, do którego należała, ale który już nie jest jej światem. Jej światem od kilku lat jest świat czarodziejów i tylko do niego należy.

Uhuhuhu *.* Moja kochana Lilka <3



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej! Rozdział jako taki, jak zawsze ;)
Chciałam powiedzieć, że trochę mi się zrobiło przykro, kiedy zobaczyłam kilka tych ostrych komentarzy. No więc, jeżeli poprzednie rozdziały wam się nie spodobały, albo widzicie w nich, jak to głosił jeden komentarz, że "nawet dzieci widzą takie rzeczy", to zapraszam gorąco do następnych rozdziałów. Postaram się napisać je jak najszybciej (spadła na mnie magiczna moc WENY i po prostu pali mnie do pisania ;D). W nich z pewnością wszystko się wyjaśni i mam nadzieję, że nikt z was nie postanowi porzucić mojego bloga ;) Tak więc posłuchajcie - nie wszystko stracone! ;D Wszystko się niedługo rozwiąże (nie będą pisać co i jak, bo będzie to spojler, a ja naprawdę spojlerów nie lubię). No to kończę, bo się rozpiszę i nie będę mogła skończyć :D Bajooo