29.10.2013

- rozdział 4


 Słońce jak zawsze wdarło się do dormitorium dziewcząt i oświetliło twarz rudowłosej, leżącej najbliżej okna. Dzwonek zadzwonił, a powieki uniosły się, ukazując duże, zielone oczy. Wstała i korzystając z tego, że jej współlokatorki jeszcze śpią, wymknęła się do łazienki. Wzięła prysznic, założyła szatę szkolną i rozczesała bujne, rude włosy. Nałożyła lekki makijaż i udała się samotnie do Wielkiej Sali na śniadanie.
 Przy stole Gryfonów siedziało już kilka osób. Zielonooka usiadła i nałożyła sobie owsianki. Ledwo przełknęła ostatnią łyżkę, gdy do Wielkiej Sali wpadli Huncwoci. Usiedli koło Lily.
- I jak? Zdenerwowana? To twój pierwszy mecz. - uśmiechnął się James.
- Tak. I to jak. - uśmiechnęła się zielonooka. Było prawdą, że strasznie się denerwowała przed swoim pierwszym meczem. 
 Zabrała swoją torbę, wstała i udała się do lochów na eliksiry. 
***
- Kto mi powie, czym jest eliksir Tojadowy? - zapytał profesor Slughorn, a ręka rudowłosej wystrzeliła w górę.
- Tak, panno Evans?
- Eliksir tojadowy przydaje się osobom zarażonym likantropią, czyli wilkołactwem. Przez tydzień poprzedzający pełnię, taka osoba zażywa eliksir. Kiedy najdzie noc, kiedy to księżyc ukazuje się w całej swej okazałości, zarażony człowiek przemienia się w wilkołaka, aczkolwiek zachowuje świadomość i umysł ludzki. Nie jest wtedy groźny dla otoczenia i panuje nad sobą. Nad naczyniem napełnionym wywarem, unosi się dym i choć smak tego eliksiru jest nieprzyjemny, całkowicie wzbronione jest dosypywanie cukru. Cukier niszczy działanie eliksiru. Wykonanie eliksiru jest trudnym zadaniem.
- Brawo dla panny Evans! 10 punktów dla Gryffindoru! - ucieszył się z tej długiej wypowiedzi profesor
 Reszta zajęć Gryfonom i Ślizgonom ciągnęła się w nieskończoność, ale wreszcie nadszedł długo wyczekiwany mecz. Lily pobiegła szybko do dormitorium, zostawiła torbę, złapała miotłę i minęła się z koleżankami w biegu na boisko. Pędem znalazła się w damskiej przebieralni, ubrała szkarłatny strój do Quidditch'a i razem z resztą drużyny, wybiegła na stadion. Pani Hooch, nauczycielka latania, a zarazem sędzia dzisiejszego meczu zagwizdała i wyrzuciła kafla w powietrze. Mecz się zaczął.
 Rudowłosa wzbiła się w powietrze, a zimny wiatr smagający jej twarz, nabawił ją rumieńców. James wyleciał ponad wszystkich, by móc w spokoju zająć się poszukiwaniami znicza. Lily, Margarett Johnson i David Dounty podawaliśmy sobie kafla, zbliżając się do bramek Ślizgonów. Rupert Heyes bronił zaciekle naszych branek, a bracia Tlinch starali się jak najwięcej razy trafić przeciwników tłuczkiem.
 Po dziesięciu minutach gra zrobiła się ostra, więc szukający z napięciem poszukiwali znicza. Wynik przedstawiał: sto dziesięć do osiemdziesięciu dla Gryffindoru.
 Zielonooka poszukała spojrzeniem James'a. Gdy go odnalazła, zauważyła, że leci gdzieś tak szybko, jak tylko mógł. "Znalazł znicza!" podpowiedziały myśli rudowłosej. Nie minęła minuta, jak rozległ się gwizdek, a na ziemi wylądowali wszyscy Gryfoni, w ogólnym wrzasku. James złapał znicza. Wszyscy udali się do szatni, gdzie wzięli prysznic, przebrali się w szaty szkolne i udali się do Pokoju Wspólnego na imprezę z okazji zwycięstwa.
- Miażdżąca przewaga! - śmiał się ze Ślizgonów Syriusz we wieży Gryffindoru
- Dwieście osiemdziesiąt do stu dwudziestu! Niesamowite! - cieszyła się Camille
- Wspaniale grałaś! - uśmiechnął się szelmowsko James
- Dzięki, ty też niczego sobie. - odpowiedziała uśmiechem na uśmiechem Evans
- Czy mogę do tańca? - Potter wstał, podał rękę i spojrzał na Lily wyczekująco
- Czemu nie. 
 Rudowłosa wstała i już po chwili wywijali na parkiecie do szybkiej muzyki. Bawili się świetnie, ale o północy Lily poczuła się zmęczona i oznajmiła, że idzie spać. Położyła się padnięta na łóżku, ale za nic nie mogła zasnąć. Ten dzień był zdecydowanie udany.
***
 Jesień dała się już we znaki. Drzewa zrzuciły już chyba wszystkie liście, a pogoda była coraz chłodniejsza. Niedzielnego śniadania Dumbledore oznajmił:
- Z powodu zbliżających się Międzyszkolnych Zawodów Zaklęć, lekcje w tym tygodniu będą odwołane. Jutro ugościmy u nas reprezentantów szkół: Durmstrang'u i Beauxbatons. 20 października rozpoczną się Zawody, a oficjalnie zakończą 30 października Balem w Noc Duchów. Reprezentanci poprowadzą Bal.
- Wspaniale. - mruknęła pod nosem Lily.
***
 Następnego dnia lekcji nie było, więc wszyscy byli w wyśmienitych humorach. W południe wszyscy ustawili się na błoniach, oczekując przybycia reprezentantów innych szkół. Po dziesięciu minutach z wody wyłonił się olbrzymi statek Durmstrangu, a zza Zakazanego Lasu nadleciał powóz Beauxbatons. Przedstawicielem Durmstrangu okazał się umięśniony siódmoklasista Ivan Matiszkov, a przedstawicielką Beauxbatons wysoka, blondyna - Jovite Aucoin. 
***
 Nadszedł długo wyczekiwany dzień. 23 października - pierwszy etap Zawodów. Lily miała nadzieję, że pójdzie jej w miarę dobrze, ponieważ często ćwiczyła pod okiem pana Rubens'a i pana Groud'a. Pocieszali ją też przyjaciele. Około południa przyszedł po nią do Pokoju Wspólnego profesor Dumbledore i powiedział, że nadszedł czas. Udała się z nim do Wielkiej Sali. Czekali tam już Ivan i Jovite. Stoły w Wielkiej Sali zostały usunięte, jednak nic więcej nie zostało tam zmienione. Po zapoznaniu z zasadami, do Sali zaczęli zbierać się inni uczniowie. Usiedli oni pod ścianami i czekali.
 Po chwili rozległ się gwizdek i Jovite wyszła z Komnaty, w której czekali na swoją kolej. Było słychać liczne wiwaty z męskiej strony widowni. Po pięciu minutach znów zawrzały gromkie oklaski, a profesor Dumbledore ponownie zagwizdał w gwizdek. Tym razem wyszedł Ivan. Kolej Camille zbliżała się nieubłaganie. W końcu gwizdek zabrzmiał po raz trzeci, a Lily wyszła z Komnaty.
 Tak jak przedtem, stołów nie było, za to w całej sali ustawiono coś, w postaci 'Toru Przeszkód'. Podeszła do Dumbledora, który powiedział jej, co ma po kolei zrobić. Przyszykowała się i ruszyła. 
 Nawet się nie spostrzegła, a ukończyła tor. Rozejrzała się jeszcze po "widowni" i zauważyła w niej rozpromienione twarze swoich przyjaciół. Od razu zrobiło jej się lepiej. Dyrektor wskazał jej ręką Komnatę po przeciwnej stronie, od tej, w której była przedtem. Udała się na miejsce, gdzie po chwili pojawił się Dumbledore.
- No więc, profesor McGonnagall liczyła czas, z jakim przebyliście tor, profesor Rubsen liczył, ile błędów popełniliście, a profesor Groud, grację, z jaką wykonywaliście zaklęcia i przeciwzaklęcia i muszę wam ogłosić wyniki: trzecie miejsce zajmuje: Jovite, drugie: Ivan, a pierwsze: Lily. Gratuluję wszystkim, mimo wszystko wyszło wam wspaniale.
- O ni, co ja powiem mere? - zdumiała się Jovita
- Ni moze byc. Liczyc jiszczy raz! - odezwał się Ivan
- Nie jest to potrzebne. Punktacja została przeliczona dokładnie, jednak nie martwcie się, to, jakie miejsce otrzymaliście teraz, nie sądzie, jakie miejsce wygracie. - oznajmił spokojnie Dumbledore - A teraz proponuję pójść do siebie. Dobrze wam zrobi, jak trochę odpoczniecie. 
~~~~~~~~~~~
Miało być trochę więcej, ale nie miałam już siły. Jestem chora itd. :( Ale mam nadzieję, że odrobię zaległości w następnym rozdziale :)

27.10.2013

- rozdział 3

 Budzik. Codzienna rutyna. Głowa ociężale podniosła się z poduszki, a miękkie fale włosów same ułożyły się na plecach. Ręka powędrowała na oślep, lądując na szafce i wywalając na ziemię kilka rzeczy, robiąc huk, który obudził również przyjaciółki rudowłosej.
- Co się dzieje? - spytała czarnowłosa odsuwając kotary własnego łóżka
- Nic Cam, idź spać.
- O nie! Żebyś mi zajęła łazienkę? W życiu! - wypadła z łóżka i pobiegła do łazienki.
- Oj, no proszę cię! Wyłaź! - Lily tłukła rękami w drzwi 
- Obudziłaś mnie w sobotę! Chyba mam teraz prawo do zajęcia łazienki?
- Co się tu dzie-e-eje? - spytała blondyna, rozsuwając kotary swojego łóżka i nie powstrzymując się od ziewnięcia. 
- Cam zajęła łazienkę!
- I dlatego mnie obudziłyście? Idę spać! - Elisa padła głową na łóżko.

 Zrezygnowana zielonooka podeszła do okna i wyjrzała na błonia. Ku jej zaskoczeniu, zauważyła biegnącą po trawie czwórkę postaci. Zaczęła się zastanawiać, kto wstał o tak wczesnej porze, ale od zamyślań odciągną ją dźwięk otwieranych drzwi. Była to Camille. Wyszła z łazienki, a Lily zajęła pomieszczenie po niej. Wzięła krótki prysznic, założyła ubranie, umalowała się lekko i związała włosy w niesfornego koka, poprawiając fryzurę zieloną opaską. Uznawszy, że wygląd spełnia wymagania, wyszła z łazienki. Poczuła ssanie w żołądku.
- Idę na śniadanie. Idziecie?
- Poczekajcie. Zaraz z wami pójdę. - powiedziała zaspanym głosem Elis i udała się do łazienki.
- Alice, zamierzasz dzisiaj wstać? - spytała rudowłosa
- Nie. - odpowiedział jej głos zza jedynej, zasuniętej kotary.
- To nie. - odpowiedziała jej Lily
 Dziewczyna wróciła do okna i usiadła na parapecie. Cztery postacie, które przedtem bawiły się na błoniach w wietrze, który rozwiewał ich szaty, wracały teraz do zamku. 
- Ok, to idziemy? - spytała Elise, wychodząc z łazienki.
- Jasne. - odpowiedziała zielonooka wstając z parapetu i udając się na śniadanie.
 Dziewczyny udały się do klatek schodowych ciągnących się zygzakiem aż do parteru. Weszły do Wielkiej Sali, gdzie przy stołach siedziała już spora ilość uczniów. Przy stole nauczycielskim siedziała jedynie pani McGonnagall. Kiedy zielonooka wzięła drugiego gofra ze złotego półmiska do ręki, do Sali wpadły cztery osoby: Huncwoci. Byli cali zziajani, a na policzkach mieli wypieki. Usiedli obok dziewczyn.
- Co wam się stało? - spytała Camille
- Nic. My po prostu... byliśmy na chwilę na błoniach... musieliśmy coś załatwić - odpowiedział Remus
- Ta, jasne. - uśmiechnęła się Elise.
- A co tam u was? - spytał Syriusz z pełną buzią jajecznicy.
- A co ma być? - spytała Lily
- A nic. Jak tam noc? Wyspałyście się? - dokończył za Syriusza James.
- Tak. W przeciwieństwie od was, jak mi się zdaje. W ogóle nie jedliście jeszcze dzisiaj? - spytała zielonooka
- Nie mieliśmy czasu.
 Dokończyli śniadanie pogrążeni w rozmowie, gdy James oznajmił:
- Lily, jutro jest twój pierwszy mecz ze Ślizgonami. Nie zawiedź nas. 
- Nie zawiodę. Obiecuję.
 Dziewczyny skończyły szybciej od chłopców, więc wyszły pierwsze z Wielkiej Sali. W Sali Wejściowej duża grupka Ślizgonów otaczała jakąś dziewczynę z Gryffindoru, która krzyczała: "Zostawcie mnie!" Była to Alicja, która chodziła na szósty rok nauki razem z Lily. Na czele grupki stał Lucjusz Malfoy. Rudowłosa poczuła, jak nieśmiałość ją opuszcza, a ogarnia gniew. Podeszła do grupki, wyjęła różdżkę i krzyknęła:
- Expelliarmus!
 Z ręki Lucjusza wypadła różdżka, którą Evans złapała w locie.
- Oddawaj to Evans! Ty głupia szlamo! - wykrzyknął
- To ty ją zostaw! - odkrzyknęła i rzuciła różdżkę w jeden z kątów Sali Wejściowej. 
- Chodźcie. Zwijamy się. - machnął na resztę Malfoy, złapał różdźkę i zszedł do lochów.
- Nic ci nie jest? - spytała Lily Alicję, pomagając jej wstać z ziemi. - Nic ci nie zrobili?
- Nie. Nic mi nie jest. Dzięki.
- Nie ma za co.
 O godzinie dwunastej wszyscy stawili się w Sali Wejściowej u pana Filcha, by wyjść do Hogsmead. Kolejka ruszała się powoli, ponieważ woźny nie chciał przepuścić nikogo, kogo nie byłoby na liście, więc dokładnie sprawdzał każdy jej zakamarek.
- To idziemy do Trzech Mioteł? - spytała Elise
- Jasne. Ale najpierw zajrzyjmy do jakiegoś sklepu z magicznymi gadżetami. Obiecałam, że kupię rodzicom jakiś prezent.
 Więc dziewczyny poszły do sklepu u Derwisza i Bangesa. Kupiły tam małą figurkę motylka, która gdy tylko wyczuje, że ktoś kłamie, od razu zaczyna trzepotać skrzydłami i brzęczeć. Następnie udały się do Miodowego Królestwa, a na koniec, zmęczone zakupami poszły na piwo kremowe do gospody pod Trzema Miotłami. Zmęczone po powrocie z Hogsmead, resztę dnia leniuchowały w dormitorium.

26.10.2013

- rozdział 2

 Budzik zadzwonił. Ciężkie powieki otworzyły się ociężale, a gołe stopy opadły na zimną posadzkę. Ręka powędrowała do źródła dźwięku i wyłączyła go. Burza rudych włosów opadła na plecy, a dziewczyna ruszyła w stronę łazienki. Przyjaciółki jeszcze spały. Przemyła się krótko, nałożyła lekki makijaż, założyła ubranie, spięła włosy w luźny kok i ruszyła samotnie do Wielkiej Sali na śniadanie. Przy stole Gryfonów siedziało kilku chłopców i dziewczyn. Usiadła sama i nałożyła sobie jajecznicy. Wychodząc zauważyła dużą grupkę osób stojącą przy jednej ze ścian w Sali Wejściowej. Podeszła bliżej, by sprawdzić, co wywołało to zamieszanie.
- Wypad do Hogsmead! - krzyknęła jakaś trzecioklasistka
 Zielonooka przepchnęła się bliżej i przeczytała: "Dnia 30 września odbędzie się pierwszy wypad do Hogsmead. Wszystkich trzecioklasistów i wzwyż prosimy o złożenie zgód u profesora Filcha." Wspaniale! Z uśmiechem ozdabiającym jej bladą twarz udała się na lekcję wróżbiarstwa na siódme piętro.
***
 Lekcje minęły wszystkim w dość dobrym humorze. Nie tylko zapowiedziany był już wypad do Hogsmead, ale jeszcze nic nie było zadane. Przyjaciółki po zostawieniu toreb w dormitorium uznały, że warto byłoby wyjść przewietrzyć się na błonia. Usiadły nad jeziorem i przyglądały się przepływającej Kałamarnicy, rozmawiając o tym, co kupią w Hogsmead, gdy do ich uszu doszły roześmiane głosy, pochodzące z boiska do Quidditch'a. 
- Idziemy to sprawdzić? - zapytała Camille.
- Nie, wolę nie... - odpowiedziała Lily
- Oj, nie bądź taka! Nie wstydź się, tylko szalej! - zaśmiała się Elisa
- No... no dobra. 
 Udały się na boisko i usiadły na trybunach. Obserwowały latające w górze miotły, których właściciele, gdy tylko je zobaczyli, od razu zeszli na ziemię. Oczom dziewczyn ukazała się roześmiana zgraja Huncwotów. Lily od razu pożałowała, że zgodziła się namówić na przyjście tutaj.
- Witam drogie panie. Może chciałybyście się przyłączyć? - spytał z uwodzicielskim uśmiechem Syriusz
- No nie wiem. Nie umiem grać. - odpowiedziała Elisa
- Na pewno umiecie. Szybko wskakujcie na miotły. My czekamy! - odpowiedział i wraz z przyjaciółmi wzbił się w powietrze.
- No to jak? Idziemy? - spytała rudowłosa
- Jasne! - odpowiedziała Camille
 Dziewczyny zeszły do przebieralni dla dziewcząt, przebrały się w stroje do Quidditcha, wzięły ze schowka miotły i wzbiły się w powietrze. Zimny wiatr muskał ich twarze i rozwiewał włosy. Zielonooka dostała rumieńców.
- No to jak? Jest nas siedem. - spytał James
- To ja zejdę. Już i tak się zmęczyłem. - odpowiedział Peter
- Na pewno?
- Jasne.
- No dobra. No to tak: ja, Elise i... Lily na Syriusza, Remusa i Camille.
- Ok. To ja stanę na obronie. - powiedziała Elise.
- Ok. To ja i Lily będziemy ścigającymi. 
- Jasne. - odpowiedziała nieśmiało Lily.
 Wystrzelili w powietrze i kafel wszedł w grę. Najpierw piłkę miała Camille, ale James sprawnie jej ją odebrał i podał do Lily. Ta podleciała bliżej bramek i strzeliła gola.
- Dziesięć dla nas! - zawył James.
 Kafel kolejny raz wystrzelił w powietrze, tym razem sprawnie złapany prze James'a, który podał do Lily. Ta wykonała Manewr Porskowej i strzeliła bramkę.
- Lily! Manewr Porskowej? Gdzie się tego nauczyłaś? - zdziwił się Syriusz
- Kto powiedział, że nie grałam jeszcze w Quidditcha? - uśmiechnęła się już nie tak nieśmiała Lily
 Grali tak do wieczora. Kiedy zrobiło się ciemno postanowili, że wrócą do zamku. Lily, James i Elisa cieszyli się, ponieważ wygrali. Przed wejściem do zamku James zapytał Lily:
- Lily, wiesz, chciałem cię spytać, czy nie chciałabyś dołączyć do naszej drużyny Quidditcha. Musimy kimś zastąpić Levrona Clerwater'a, a tylko ty wydajesz się odpowiednia na ścigającego.
- Jasne, czemu nie. - uśmiechnęła się Lily
- To super. Pogadam jeszce z resztą i na pewno dostaniesz się do drużyny. Puchar Quidditcha mamy w kieszeni.
- Super.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jeżeli ktokolwiek to czyta: komentujcie!

25.10.2013

- rozdział 1

 Promienie słońca przeniknęły do wnętrza jednego z pokoi mieszkania przy  Badgerstreet 43, oświetlając twarz rudowłosej dziewczyny, śpiącej jeszcze w łóżku. W tej samej chwili zadzwonił budzik, a dziewczyna zerwała się na równe nogi, złapała ubrania i pobiegła do łazienki. Wzięła szybki prysznic, założyła zieloną, koktajlową sukienkę i czarne, niskie szpilki. Nałożyła lekki makijaż i rozczesała falowane, rude włosy. Zeszła na dół na śniadanie, gdzie zastała już mamę.
- Wszystko masz już spakowane? Książki, szaty, ubrania, pergaminy...
- Mamo, wszystko już mam, nie martw się. - uspokoiła mamę córka.
- Tak, wiem, tylko, że cały czas boję się, że czegoś zapomnisz. - powiedziała kobieta, nakładając córce dwa naleśniki drżącymi rękoma i podając jej syrop klonowy.
- To jak coś, wyślesz mi przez Elittę. Prześlę ci list, jak przyjedziemy, a ty mi odpiszesz na drugi dzień, i najwyżej coś wyślesz. 
- Dzień dobry, drogie panie. - powitał dziewczyny pan domu.
- Hej, tato.
- No i co? Gotowa? - spytał ojciec dziewczyny
- Tak. Ale mama martwi się, że znowu czegoś zapomnę. - uśmiechnęła się ruda i wzięła kolejny kawał naleśnika do ust.
- Pójdę zawołać Petunię. Też powinna się pożegnać. - oznajmiła pani domu, nakładając mężowi naleśniki.
- Nie musisz. I tak pewnie nie będzie miała ochoty ze mną rozmawiać. - oznajmiła córka
- Nie przesadzaj. 
 Słychać było już tylko skrzypienie schodków, następnie głos pani Evans, szuranie kapciami po podłodze i na końcu po schodach na dół zeszła pani Evans ze starszą z córek - Petunią.
- Chciało ci się zejść, żeby się pożegnać, czy mama znowu zagroziła ci szlabanem? - zapytała, nie spoglądając na siostrę młodsza z córek.
- I tak już nie spałam, zeszłam na śniadanie, bo zgłodniałam. - odezwała się czarnowłosa i nie czekając na podejście mamy nałożyła sobie dwa naleśniki.
- No więc dzisiaj wyjeżdżam. Nie będziesz już musiała mnie znosić.
- Bardzo się z tego powodu cieszę. 
- Dziewczyny! - odezwał się pan Evans.
- Przepraszamy tato. -  odezwały się córki
- Lily, musimy już wychodzić, pójdziesz po swoje rzeczy? 
- Jasne.
 Rudowłosa weszła do swojego pokoju, wzięła w jedną rękę klatkę, w której siedziała żółta sowa, a drugą pociągnęła bagaż na dół. Następnie z pokoju zabrała już tylko kufer i torebkę.
- Petunio, może byś się pożegnała z siostrą? - powiedział do córki ojciec
- Tato, nie trzeba... - odezwała się Lily
- To pa, Lily. - dziewczyna nie mogła uwierzyć własnym uszom - dziwolągu... - dodała przyciszonym głosem. A jednak.
- Jasne. Pa. 
 Wyszli. Kierunek? Stacja King's Cross, peron 9 i 3/4 . 
***
 Dotarli. Peron 9 i 3/4 . Dziewczyna wzięła wózek, na którym leżał jej kufer, kociołek, walizki i klatka z Elittą, a następnie wzięła rozbieg i przeniknęła przez bramkę na ukryty peron, na którym czekał już Express Hogwart. Po chwili tuż obok niej pojawili się jej rodzice. Dziewczyna weszła do pociągu, znalazła pusty przedział, gdzie zostawiła ładunek i wyszła jeszcze na chwilę, by pożegnać się z rodzicami.
- To pa kochanie. Trzymaj się tam. I pisz co najmniej raz w tygodniu! - powiedziała przez łzy mama dziewczyny, tuląc ją do siebie.
- Będę. Obiecuję. Przyślę wam coś ciekawego, o to się nie bójcie. - uśmiechnęła się dziewczyna, przykryta burzą rudych loków.
- To pa. Będziemy tęsknić.
- Pa.
 Dziewczyna skierowała się do Expressu, weszła do swojego pustego przedziału, wyjęła książkę i pogrążyła się w jakiejś mugolskiej lekturze. Po chwili do przedziału zajrzały jej dwie przyjaciółki - Elisa Khan i Camille Bauer.  Na ich widok Elitta zahukała radośnie.
- No więc to tu się ukrywasz! 
 Siedziały radośnie, opowiadając sobie przygody z wakacji, gdy po jakimś czasie drzwi przedziału otworzyły się, a w nich pojawiła się twarz chłopca z Gryffindoru, jadącego na szósty rok nauki. Rówieśnika Lilki. Miał czarne, ułożone w nieładzie włosy, niebieski, duże oczy, nosił okulary, a jego przystojną twarz wykrzywiał uśmiech. 
- Można się dołączyć? Nie ma już wolnych miejsc.
- Jasne. - odpowiedziała Lily
- James Potter, a to Syriusz Black - wskazał ręką na czarnowłosego chłopaka, który usiadł po jego lewej stronie - Remus Lupin - tu jego ręka spoczęła na brązowowłosym chłopcu po jego prawej - i Peter Pettigrew - palec okularnika wskazał chłopca siedzącego obok Remusa. Był niższy od reszty i miał mysie włoski.
- Ja jestem Lily Evans, a to jest Elisa Khan i Camille Bauer - odpowiedziała rudowłosa. 
 Wyraźnie zmieszana wyjęła z torebki wcześniej czytaną książkę i pogrążyła się w lekturze. Reszta pogrążyła się w rozmowach, aż do dźwięku wózka ze słodyczami.
- Dzień dobry, kochanieńki. Chcielibyście coś? - uśmiechnęła się do nich tęga kobieta z wózkiem.
- Fasolki wszystkich smaków.  - poprosiła Lily
 Reszta podróży minęła im w dobrym nastroju (pomijając fakt, że Lily natrafiła na smak zgniłego jajka i wątróbki myszoskoczka). W Wielkiej Sali wszyscy przysiedli przy wspólnym stole Gryffindoru, a Camille szepnęła do Lily:
- Wiesz, kto z nami siedział?
- No tak. James Potter.
- Nie o to mi chodzi! To jest nasz szukający i kapitan drużyny. Zauważyłaś, że często się tobie przygląda?
- Żartujesz! Mi? Kto by chciał mnie? 
- Widocznie on. 
- Oj, przestań. Na pewno nie.
 Wszyscy najedli się do syta, a następnie poszli do dormitoriów i położyli się spać. Po tak obfitej uczcie natychmiast zasnęli.
***
 Następnego dnia zaczęły się już zajęcia. Po śniadaniu wszyscy udali się do lochów na eliksiry z profesorem Slughornem. Podczas lekcji, Dumbledore poprosił rudowłosą, aby udała się z nim do jego gabinetu. Gdy przybyli na miejsce, Lily zapytała:
- Dyrektorze, coś się stało?
- Ależ nie. Chciałem się tylko spytać, jakie miałaś oceny w zeszłym roku z zaklęć i obrony przed czarną magią?
- Wybitne.
- Wyśmienicie. Chciałem cię więc spytać, czy nie zechciałabyś reprezentować naszej szkoły w Międzyszkolnych Zawodach Zaklęć?
- W czym?
- W Międzynarodowych Zawodach Zaklęć. Rozpoczynają się 10 października, gdy do naszej szkoły przybywają reprezentanci szkół: Beauxbatons i Durmstrangu. Składają się z trzech etapów, w których wyłonimy zwycięzcę. 30 października odbędzie się bal na cześć zwycięzcy. Więc jak?
- Z chęcią.
ŁUUP!
- O rany, co to było? - zapytała dziewczyna
- Muszę to sprawdzić. Rozumiesz już wszystko? - Lily pokiwała głową - Mam nadzieję, że przygotujesz się do tego. Poproś pana Rubsen'a i pana Groud'a, napewno ci pomogą. - uśmiechną się, wstał i udał się do drzwi. Zielonooka zrozumiała, że ona też powinna już wyjść, więc wstała i ruszała za profesorem. Gdy wyszła, był już lunch, więc udała się prosto do Wielkiej Sali.
- Co on chciał? - spytały od razu przyjaciółki, a dziewczyna od razu im wytłumaczyła.
- Jeju.
- I jak? Podziałało? - słowa zaskoczyły zielonooką. Obróciła głowę w drugą stronę i zobaczyła roześmianą twarz okularnika, który siedział z nią w przedziale do Hogwartu.
- C-co podziało? - spytała nieśmiało, zbita z tropu.
- Nic nie słyszałaś? Ten huk...
- To twoja sprawka?
- Nasza. Jesteśmy huncwotami.
- Słyszałam o was! Pani Vivience mówiła coś o tym na historii magii.
- Oj, przestań, nie jesteśmy aż tak sławni. - roześmiał się chłopak. Kątem oka Lily zauważyła niezadowolone miny innych dziewczyn. Domyśliła się, że chodzi o to, że rozmawia z Jamesem. - No to... udało ci się uniknąć szlabanu lub czegoś tam?
- Jakiego szlabanu?
- To poco cię w końcu zabrał z lekcji Dumbledore?
- A, o to ci chodzi. Nie, chodzi o to, że mam wziąć udział w Międzyszkolnych Zawodach Zaklęć.
- Więc na darmo zużyliśmy nasze diabełki hukliwe? 
- Widocznie tak. 
 Reszta lekcji minęła im szybko i z wielką ulgą przyjaciółki padły na kanapę przy kominku w Pokoju Wspólnym Gryffindoru.
- Lily, musisz pozbyć się tej nieśmiałości. - powiedziała Camille
- Proszę?
- Jesteś za bardzo nieśmiała.
- Nie prawda!
- Prawda. Jeżeli taka będziesz cały czas, Potter nigdy się z tobą nie umówi. 
- Kto powiedział, że chcę się z nim umówić?
- My to widzimy. Znamy cię.
- Wiecie co? Mam dość. Idę spać.
 Poszła do pokoju i zastała tam leżącą i studiującą książkę "Transmutacja. Stopień szósty." Jennice. Wzięła z kufra mugolską książkę i pogrążyła się w lekturze. Po godzinie do pokoju zaczęły wracać dziewczyny, a ona zasnęła.

~~~~~~~~~~~~~~~~~

Mam nadzieję, że się spodoba. Usunęłam wiele rzeczy z opowiadania, aby zrobić je trochę po swojemu ( między innymi Voldemorta ) .