1.06.2014

- rozdział 30

Bardzo mi za siebie wstyd i bardzo mi przykro :C Rozdział miał być wcześniej, ale jak to koniec roku szkolnego, pełno nauki, mało czasu. Tak więc zapraszam do czytania, a sama idę pokwilić w kącie. :C
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

- Piątek, piątek, nasz własny świątek. Troszkę szkoły i weekendu początek. - podśpiewywała sobie Elise.
- Co ty dzisiaj taka wesoła? - spytała koleżankę Camille.
- Bo już jutro wypad do Hogsmead!
- I przy okazji przyjęcie u Ślimaka. - dodała sucho Lilka
- Oj, przestań się tak już nad sobą użalać. - westchnęła zirytowana brunetka. -  Zaraz znajdziemy Kevina.
 Lilka zrobiła naburmuszoną minę i pobiegła schować się do łazienki. Camille szybko za nią ruszyła, jednak Lily zdążyła zamknąć jej drzwi przed nosem.
- Lilka, dobrze wiesz, że się na to zgodziłaś! - krzyknęła Cam waląc pięściami o drzwi. - Teraz już się nie możesz wycofać, za późno, musisz to zrobić! El, a może byś mi pomogła?
- Poczekaj, chcę wam tylko coś powiedzieć... Roger przyjeżdża jutro do Hogsmead! Nie mogę się doczekać! Tak się za nim stęskniłam!
- Roger przyjeżdża? - spytała Lilka uchylając drzwi i wytykając przez nie swoją głowę. Widząc to Camille skorzystała z okazji i złapała ją w taki sposób, że rudowłosa mogła tylko z jękiem wyczołgać się do sypialni.
- Zwariowałaś? Chciałaś mi urwać głowę? - spytała, rozmasowując kark.
- Nie. Chciałam cię wyciągnąć z twojej mysiej dziurki. A teraz siadaj. - brunetka popchnęła przyjaciółkę na jedno z łóżek. - Plan jest taki: dzisiaj mamy Historię Magii z Binnsem. Ja z Elise siądziemy razem, a ty dosiądziesz się do Kevina.
- A co z jego kolegami? Bo chyba jakichś ma, no nie?
- Oczywiście, że ma, ale, jak zauważyłyśmy - bo tak, poświęciłyśmy dla ciebie trochę czasu i poobserwowałyśmy go - oni siedzą razem i wygłupiają się na lekcjach, a Kevin siedzi sam, a często zaczął się do niego teraz dosiadać również Remus. Więc nie będzie problemu, jeśli się trochę pospieszysz i siądziesz z nim pierwsza.
- Mam się ścigać, żeby mi nikt nie zajął miejsca obok? Nie wiedziałam, że podrywanie to taka walka. W dodatku, będę musiała walczyć z chłopakami.
- Dobra, dobra, nie zmieniaj tematu. - przerwała jej Elise. - Usiądziecie razem i, jak to jest na lekcjach z Binnsem, pogadacie sobie, ile będziecie chcieli, byle byście byli cicho. Resztę, niestety, zostawiamy w twoich rękach.
- Czyli, że to już wszystko? Mogę spakować torbę? - spytała ucieszona rudowłosa.
- Nawet nie żartuj. Teraz musimy cię uszykować. Oj, Lilka, gdybyś wiedziała, ile my dla ciebie poświęcamy...
- Jeżeli wam się coś nie podoba, to mogę się sama uszykować! - odszczeknęła się Lily.
- Naprawdę? Sama się uszykujesz? - spytała niedowierzająco Elise poszukując tuszu do rzęs. Rudowłosa nic nie odpowiedziała, co wszyscy zgodnie uznali za odpowiedź przeczącą.
- No właśnie. Więc wskakuj w to i nie marudź. - Cam rzuciła jej brązową koszulę, krótkie, dżinsowe spodenki, granatową, szkolną pelerynę i parę czarnych baletek.
- Nie wierzę. Myślałam, że będzie gorzej.
- Nie przesadzaj, nie chcemy zrobić z ciebie ulicznicy. - zachichotała blondynka.
- Ty mi się tu nie uśmiechaj! Mogę się tylko domyślać co jeszcze wymyśliłyście!
- Dobrze, dobrze, nie gadaj już tyle, tylko leć się ubrać.
 Rudowłosa szybko poleciała do łazienki, obmyła się, przebrała, wysuszyła włosy i wyszła. Zdziwiło ją, że jej przyjaciółki siedziały, gotowe już do wyjścia.
- A wy, co? Dzisiaj zajęłyście moje miejsce, a mnie przerobiłyście na laleczkę?
- Nie, po prostu uznałyśmy, że budzenie cię godzinę wcześniej wcale nie dodaje nam za dużo czasu, więc warto by się pospieszyć.
- No to co dalej?
- Teraz trzeba cię uczesać i umalować. Nie wierzę, że ty w ogóle jakoś sobie radzisz bez nas na co dzień. - westchnęła brunetka.
 Lilka usiadła, złapała podręcznik do transmutacji i zaczęła studiować książkę w czasie, gdy Camille czesała jej włosy, a Elise malowała oczy. Czas dłużył się jej, a przez to, że co chwilę musiała przymykać jedno oko, ciężko jej było kończyć rozpoczęte zdania w książce, w końcu jednak dziewczyny oznajmiły, że to koniec, więc zadowolona rozprostowała nogi i poszła się przejrzeć w lusterku.
 Widząc odbicie samej siebie, poczuła samozadowolenie. Idealny makijaż, dobrze dobrany strój, a do tego ten piękny przeplatany warkocz, kończący się na piersiach.
 Złapała za torbę i razem pospieszyły na śniadanie, ponieważ zajęło im to sporo czasu i nie zostało go zbyt dużo na jedzenie.




- Odpisali nam.
 Te dwa słowa spowodowały szybsze bicie serca młodego Snape'a. Jeżeli tylko odpowiedź była twierdząca, Huncwoci mieli na karku całą bandę Ślizgonów. Role się odwrócą i od teraz to nie on będzie prześladowany przez Jamesa Pottera i Syriusza Blacka, ale Syriusz Black i James Potter będą prześladowani przez niego oraz innych Ślizgonów. Jeśli jednak odpowiedź będzie przecząca, jego pozycja w tej szkole nie zmieni się. 
- I co? - wykrztusił z siebie.
- Zgodzili się. - odpowiedział mu Yaxley. Severus poczuł niewysłowioną ulgę. Udało się. Teraz wszystko będzie inaczej.
- Wspaniale.
 Uśmiechnięty po uszy Snape wstał i ruszył do drzwi wyjściowych z Wielkiej Sali.
 Postanowił, że już zacznie planować, jak zamienić życie Huncwotów w piekło. Już zaczął obmyślać, jakich zaklęć na nich użyć, od czego zacząć.
 Jak na zawołanie za drzwiami wejściowymi zauważył Jamesa z Selene. No tak. Nowa szkolna parka. Najpierw podrywał jego Lily, a później przestawił się na tę piękną Selene, raniąc tym samym rudowłosą.
 Poczuł w sobie wzbierający gniew i przypomniał sobie, że teraz przecież może zrobić wszystko, co zechce, jeżeli nie będzie mu to groziło wyrzuceniem ze szkoły. Spojrzał za siebie. Za stołem nauczycielskim siedziało już pięciu nauczycieli. Zrobienie czegoś tutaj odpadało. Znów spojrzał na Jamesa i Selene. Minęli już drzwi wejściowe, a zaraz będą skręcać do stołu Gryffindoru. Desperacko rzucił się pędem przed siebie. W biegu specjalnie potrącił dziewczynę Huncwota tak, że ta aż wylądowała na posadzce. Obejrzał się za siebie i zobaczył, że wściekły James już za nim biegnie.
 Przyspieszył biegu. Żeby tylko dotrzeć do jednego z nieużywanych pomieszczeń w lochach.
 Zbiegł po schodach w dół i wbiegł w labirynt przejść. Wiedział, że Gryfon odnajdzie go po echu jego kroków, więc nie zwalniał. Gdy zauważył, że wściekły James jest już niedaleko, już prawie go ma, wyciągnął różdżkę i wskazał nią na drzwi na końcu ślepego korytarza. 
- Alohomora! - wykrzyknął. Złapał za klamkę, szarpnął nią i wbiegł do pomieszczenia. Zaraz po nim zjawił się tam okularnik. - Colloportus! - wykrzyknął.
- Co ty do złotego znicza wyprawiasz Smarkerusie? - spytał zdenerwowany Potter.
 Nie doczekał się odpowiedzi, ponieważ zanim zdążył wyciągnąć różdżkę, oberwał zaklęciem Levicorpus i wisiał w powietrzu.
- Radzę ci mnie odczarować, bo pożałujesz!
- Mam się ciebie bać? Jesteś nikim Jamesie Potterze, nikim, i niedługo przekonasz się, do czego jesteśmy zdolni.
- My? Jacy my? Jesteś tu sam przeciwko mnie do czarnych dementorów! Zdejmij mnie!
 Sięgnął do spodni, wyciągnął różdżkę i rzucił na Ślizgona zaklęcie Diffindo. Szata Severusa rozdarła się w wielu miejscach, co przypomniało mu, jak pod koniec ostatniego roku szkolnego na błoniach ośmieszył go na oczach wielu uczniów. Wezbrał w nim jeszcze większy gniew na to wspomnienie.
- Incarcerous! - wyrzucił z siebie i patrzył, jak Gryfona związują niewidzialne liny. - Myślę, że nie musisz już wisieć tak w powietrzu, choć z chęcią bym nadal na to popatrzył. Liberacorpus!
- Co ty się nagle taki odważny zrobiłeś? Nie rozumiesz, że tylko pogarszasz swoje położenie? Rozwiąż mnie, a może nie będę dla ciebie taki okrutny kiedy mnie puścisz!
- Puścić cię? Ani mi się śni. Skończmy to lepiej teraz, bo trochę mi się spieszy na lekcje, a tobie, jak widzę, nie. Drętwota!
 Sparaliżowany James nie poruszał się już, więc Severus złapał go za nogi i zaciągnął do stojącej w rogu pomieszczenia szafy. Otworzył drzwiczki, wpakował skrępowane linami, oraz sparaliżowane ciało Gryfona do środka i zamknął go.
 To uczucie, które w nim wzbierało, było wspaniałe. Teraz wiedział już, że nie będzie się miał czym martwić, że od teraz już każdy Huncwot będzie mu schodził z drogi. Uśmiechnięty od ucha do ucha otworzył zaklęciem drzwi, wyszedł i również zaklęciem je zaryglował. Przypomniał sobie, że jego szata jest cała poszarpana. Nie może się tak pokazać. Przemknął się do dormitorium i przebrał.
 Wiedział, że nie pojawienie się na lekcjach Pottera wzbudzi w reszcie Huncwotów i w Selene zaintrygowanie, ale i tak zajmie im to sporo czasu, zanim go odnajdą, a w tym czasie może się cieszyć wygraną i spokojem bez znienawidzonego Gryfona.

- Myślicie, że James bardzo pobił Severusa? - spytała Camille.
- Mam nadzieje, że pobili się oboje. Świetnie się dobrali. - odpowiedziała jej oschle Lilka.
- Lilka, rozchmurz się. Teraz hista. - zwróciła się do przyjaciółki Elise, a widząc grymas na jej twarzy, pokazała jej język. - Nie możesz być taka sztywna, bo wyjdzie na jaw, że to my cię do tego zmusiłyśmy.
- Wcale nie jestem sztywna! - oburzyła się rudowłosa, na co jej przyjaciółki parsknęły śmiechem.
- Co jak co, ale nikt na pewno nie zaprzeczy, że jesteś teraz sztywna. Chcesz, to mogę popytać. - zachichotała brunetka i już miała spytać się przechodzącego obok Puchona, ale Lilka pociągnęła ją za rękę.
- Nie waż się! Daj mi wreszcie spokój! - krzyczała na nią, a widząc uporczywe błagania przyjaciółki, Gryfonki dały jej spokój.
- No, to do zobaczenia po lekcji.
 Zmieszana Lilka patrzyła, jak odchodzą do ławki na końcu klasy, skąd, jak się domyślała, miały mieć najlepszy widok, by ją obserwować. Rozejrzała się po sali. Jest. Trudno było go z resztą nie zauważyć, ponieważ, jak to na lekcjach z Binnsem, każdy siadał z przyjaciółmi, by mieć z kim pogadać podczas długich wywodów nad Powstaniami Krasnoludów i innymi historycznymi wydarzeniami, podczas gdy Kevin usiadł sam. 
 Ruszyła w jego kierunku. Przeklęła w myślach widząc, jak w tym samym kierunku zmierza Remus. Przyspieszyła, i na szczęście zdążyła przed nim, gdyż bicie się o miejsce nie bardzo jej odpowiadało.
- Cześć Kevin, mogę się dosiąść? - spytała podenerwowana.
- Hej Lilka. Jasne, siadaj.
 Uśmiechnęła się i usiadła. Rozejrzała się jeszcze raz po klasie. Remus zdezorientowany usiadł sam na przodzie, Camille z Elise pokazywały jej zaciśnięte pięści na szczęście, Mia i Selene siedziały razem. Coś jej nie pasowało. Sądziła, że James wróci na lekcję i będzie siedzieć ze swoją dziewczyną, jednak nigdzie nie mogła go odnaleźć.
- Nie siedzisz z przyjaciółkami? - spytał, wyrywając ją z zamyśleń.
- Nie, dzisiaj mnie wygoniły. - uśmiechnęłam się.
- To tak, jak mnie chłopaki. - odwzajemnił uśmiech i wskazał głową ostatni stolik pod oknem, przy którym siedzieli dwaj rozchichotani chłopcy.
- Dobrze, więc dzisiaj omówimy Trzecią Bitwę Z Czarnymi Siłami. - oznajmił profesor i usiadł - a przynajmniej tak to wyglądało, ponieważ, jak wszyscy wiedzieli, już dawno stał się duchem - zaczynając opowiadać kolejną długą historię.
 Z początku wszyscy robili notatki, jednak już po jakichś piętnastu minutach większość się poddała. Lilka zerkała nerwowo za okno, wiedząc, że jej czas ucieka, a nie będzie miała drugiej takiej szansy. W końcu, widząc, że już tylko ona i Kevin robią notatki, spięła się jeszcze bardziej, gdyż oznaczało to, że minęła już co najmniej połowa lekcji. Zdesperowana podjęła najbardziej banalny temat do rozmowy, jaki wpadł jej do głowy.
- Ostatni rok, co nie? Te przygotowania do owutemów... nie mogę uwierzyć, że to już tak blisko.
- Tak, ja też. Jeszcze wczoraj siedziałem na stołku w Wielkiej Sali z Tiarą Przydziału na głowie. - zaśmiał się.
- Albo ten raz, kiedy na jednym ze swoich podwieczorków, Slughorn wylądował w misie z ponczem. - dodała rudowłosa podsuwając dyskretnie temat podwieczorku.
- Właśnie, ciebie też Ślimak zaprosił na jutro? - połknął haczyk.
- Niestety. I nadal nie mam z kim iść. Może... może ty byś chciał ze mną pójść? - spytała, gdy zabił dzwon, obwieszczający rozpoczęcie następnej lekcji. Zaklęła w myślach, mając nadzieję, że i tak ją dosłyszał.
- Jasne, z chęcią. To o której? Może być o siódmej?
- O siódmej będzie idealnie. - ucieszyła się, że jej plan się powiódł.
- No to będę czekał w Pokoju Wspólnym. Na razie. - pożegnał się. Tylko się odwrócił, a już znalazły się przy niej przyjaciółki.
- I co powiedział? - spytała El.
- Nie widzisz, jaka jest szczęśliwa? Na pewno się zgodził, mam rację Lilka? - dodała Camille.
- Oczywiście, a co, nie wierzycie w mój urok osobisty i w to moje wyluzowanie? - skarciła je rudowłosa.

21.04.2014

- rozdział 29

Spóźnione, no ale Wesołych Świąt! :D Mam nadzieję, że jesteście cali mokrzy w ten Śmigus Dyngus, tak jak ja :* Rozdział jest, mam nadzieję, że niezbyt krótki, tylko w miarę długi. Miłego czytania :)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

- No i co teraz zrobisz? - spytała Camille opierając się o biurko.
- A co mam zrobić? - spytała Lilka pakując książki do torby.
- No nie wiem. Może... chcesz zemsty? - spytała z chytrym uśmieszkiem brunetka. - Jeśli tak, to mogę ci pomóc, mam nawet taki plan...
- Nie! - wykrzyknęła rudowłosa. - Błagam cię, nie chcę już o nim gadać... chcę go po prostu zapomnieć i nie mieć z nim nic do czynienia! Więc błagam was.. nie wspominajcie mi więcej o nim! Wystarczy już, że nie mogę sobie wybić z głowy tego, że dwa razy omal go nie całowałam, a potem on zachowuje się jak dupek i całuje inną dziewczynę!
- Dobrze, dobrze, już nie będę. Ale pamiętaj, jeśli będziesz chciała się zemścić... - zaczęła Cam, ale widząc groźną minę przyjaciółki urwała.
- O rany, jeszcze mam na głowie ten wieczorek u Slughorna w sobotę! Może pójdę sama?
- Nawet o tym nie myśl! - zaprotestowała Elise. - Nie możesz pójść tam sama, przede wszystkim dlatego, że jesteś już w ostatniej klasie! Zrobisz z siebie pośmiewisko!
- No to z kim ja mam tam iść?
- Wiesz, ja z Elise przedtem planowałyśmy cię z kimś spiknąć. - uśmiechnęła się szyderczo Camille. - Zanim zaprotestujesz, posłuchaj. - dodała widząc, że Lilka już ma zamiar coś powiedzieć. - Chłopak jest przystojny, mądry i też chodzi do siódmej klasy. Jest po prostu stworzony dla ciebie! A przy okazji, gdybyś się z nim tam wybrała, mogłabyś wzbudzić zazdrość w Jam...
- Nie wymawiaj przy mnie tego imienia! - wykrzyknęła oburzona Lilka. - Nie wiem. Nie jestem dobra w podrywach...
- Ale Huncwota, za którym lata każda dziewczyna, jaką spotkasz, oczywiście pomijając mnie i Cam, potrafiłaś w sobie rozkochać. Może i nie na długo, ale udało ci się to osiągnąć. - podsumowała Elise.
- No dobrze, ale... nie wiem co mam robić. Podwieczorek już za dwa dni, a ja jestem w kropce, nie wiem nawet jak do niego zagadać.
- Normalnie, na pewno sobie poradzisz. Zarzucisz włosami, zamrugasz oczami, zakręcisz biodrami i już masz chłopaka w garści.
- Sama nie wierzę, że się na to zgadzam, ale dobrze, niech wam będzie. No to jak on się nazywa?
- Kevin Oldman.
- Kevin Oldman? Skądś go kojarzę...
- Do tego jest z Gryffindoru, więc Huncwoci będą mogli widzieć was chodzących razem caaały czas.
- A to mnie właściwie najmniej obchodzi. Mam nadzieję, że ja nie będę musiała już oglądać tych ich wkurzających uśmieszków. A teraz, jeśli pozwolicie, jestem głodna i chciałabym zejść na śniadanie.



 Severus zbiegał po schodach przepychając się pomiędzy resztą uczniów.
- Evan! Evan! - krzyczał. Rosier się odwrócił i spytał swoim poważnym tonem:
- Czego chciałeś, Severusie? 
- Chciałem spytać, czy podjęliście już decyzję co do tej dwójki uczniów.
- Ach, o to chodzi. Tak, podjęliśmy już decyzję.
- No więc jak? Kto to jest?
- Oczywiście, przystaliśmy na twoją propozycję co do Pottera. - odpowiedział Evan. - I za zgodą większości, postanowiliśmy, że weźmiemy łącznie trzy osoby. - Severus szybko wciągnął powietrze do płuc. Trzy, pomyślał. Większa szansa, że jedną z nich będzie Lilka. - Oprócz Pottera będzie to Black i Lupin. Cała ta zgraja. Gdyby był jeszcze Pettigrew, to pewnie i jego byśmy wzięli.
- Pettigrew? To go nie ma?
- No oczywiście! - zwołał Evan kierując się do Wielkiej Sali. - Nie zauważyłeś, że nie ma go na lekcjach, w Wielkiej Sali ani nigdzie z Huncwotami? Słyszałem kilka niepokojących plotek na jego temat. Podobno został w domu, bo ma nadzieję, że uda mu się nas pokonać. - zaśmiał się. - Tak się na to napalił kiedy zabiliśmy mu ojca.
- Idiota.
- No, ale cóż. Nic na to nie poradzimy, że pali się na pewną śmierć. Czy tylko o tym chciałeś ze mną porozmawiać?
- Tak, tylko tego chciałem się dowiedzieć. 
- No więc dobrze. - rzucił przez ramię Evan i odszedł do przyjaciół.
 Udało się. Lilka jest bezpieczna. Musi jeszcze tylko dopilnować, żeby nikt nie zmienił swoich planów i nie postanowił włączyć do listy również jej. Nie darowałby sobie tego.
 Poza tym będzie teraz wiedział, że Potter, Black i Lupin są teraz celem wszystkich Wyrwanych Spod Prawa chodzących do szkoły. Nie będą teraz mogli uciec przed ich atakami, więc skończą się męczarnie Severusa, a zaczną ich. 
 Podszedł do przyjaciół i uśmiechnięty usiadł przy stoliku.
- Co się tak szczerzysz? - spytała Bella.
- Właśnie dowiedziałem się, kogo wybraliśmy za nasz cel. - odpowiedział jej Severus.
 Bella nie odpowiedziała, za to wygięła usta w grymasie przypominającym uśmiech i zaśmiała się pod nosem.

- Rogacz, idziemy wywinąć jakiś numer Ślizgonom? - spytał podekscytowany Syriusz. - O! Mam nawet taki pomysł! Dolejemy im do szklanek eliksiru Snu! Nawet się nie skapną, a wszyscy usną nad talerzami! Rogacz, czy ty mnie słuchasz? - spytał machając koledze ręką przed oczami.
- Słucham cię! Nie mogę teraz iść, idę na śniadanie z Selene.
- Lunatyku, to może ty? - spytał Syriusz po tym, jak drzwi się zamknęły za Jamesem.
- Nie. Dobrze wiesz, że ja nie lubię robić takich rzeczy.
- Jesteś beznadziejny. Gdyby był tu z nami Peter... a właśnie, ciekawe co tam u Glizdka. Chyba napiszę do niego list.
- Nie! - zaprotestował Remus. - Oni już na pewno wiedzą, co robi Glizdogon, a jak nie, to już niedługo się dowiedzą. Narobimy mu tylko kłopotów. - widząc pytające spojrzenie Syriusza, wytłumaczył: - Kiedy wyślesz mu list, to może on zostać przejęty, lub ktoś może namierzyć Petera. Najlepiej będzie, jak trochę poczekamy i namyślimy się, jak porozumieć się z nim nie zwracając na niego i przy okazji również na siebie uwagi.
- Ta cała sytuacja mnie już wkurza. Niech tylko spotkam tych Wyrwanych, to mnie popamiętają.
- Tak, tak Syriuszu. Na pewno cię popamiętają. Ale pamiętaj, że ich liczebność wobec ciebie jednego, to będzie jednak jakaś przewaga z ich strony. Czy możemy już iść na śniadanie?
- Tak, tak, jasne. - Syriusz zwlekł się z łóżka i wyszli z pokoju.
 Zeszli po schodach i w Pokoju Wspólnym podeszli do tablicy informacyjnej. Nowe ogłoszenie mówiło, że w następną sobotę będzie wypad do Hogsmeade.

 Lilka z przyjaciółkami wyszły z pokoju i skierowały się po schodach w stronę Pokoju Wspólnego. Po drodze rudowłosa wpadła na kogoś i omal nie upadłaby, gdyby dziewczyny jej nie złapały. Spojrzała w kogo weszła i od razu poczuła, że dobry humor ją opuszcza.
- Uważaj, jak leziesz. - rzucił James.
- Ja mam uważać? To przecież ty we mnie wpadłeś! - fuknęła Lilka.
- Ja? To ty chodzisz tak ślamazarnie, że nie da się cię ominąć! - wykrzyknął i wyminął ją, wspinając się dalej po schodach.
- Mój drogi Dumbledorze! Nie dość, że zrobił mi takie świństwo wczoraj, to jeszcze dzisiaj zachowuje się jak kompletny cham! Chodźmy stąd zanim całkowicie stracę cierpliwość! - wykrzyknęła Lilka i zbiegła po schodach na dół.


26.03.2014

Post informacyjny

 Chciałam tutaj tylko tak szybciutko wszystkich poinformować, że teraz również osoby nie zarejestrowane na konto bloggera mogą pisać komentarze anonimowe :)

25.03.2014

- rozdział 28

Jest! :D Dużo czasu minęło, wiem, ale nie było możliwości, zebym wcześniej go dodała. Za dużo na głowie ;/ Za to myślę, że jest to chyba najdłuższy rozdział, jaki napisałam i postaram się od teraz właśnie takie pisać :D Wiem, będzie tu również dużo niewiadomych, jednak jest tu również kilka odpowiedzi, jeżeli wiecie, co mam na myśli. Życzę miłego czytania :)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 Trzeciego dnia roku szkolnego po lekcjach Lilka, jak to miały w planach z dziewczynami, miała zwiedzać zamek.
- Więc co chcesz sobie przypomnieć najpierw? - spytała rudowłosa, a wymawiając przedostatnie słowo rękami pokazała cudzysłów.
- Nie wiem, może... - zaczęła gorączkowo myśleć Elise
- Może pójdziemy na Wieżę Astronomiczną? - zaproponowała Camille, obdarzając blondynkę karcącym spojrzeniem i uśmiechając się słodko w kierunku Lilki.
- Ok. - powiedziała rudowłosa przedłużając każdą literę wyrazu i wywracając oczami. - A później? - dopytywała się, oblizując łyżeczkę po jogurcie.
- A później możemy pójść do sowiarni! - wykrzyknęła El.
- No dobra. No to chodźcie.
 Wstały od stołu i ruszyły w kierunku Wieży Astronomicznej. Torby zostawiły uprzednio w dormitorium, więc nie musiały już iść do Pokoju Wspólnego. 
- Witam panie. - odezwał się do nich głos, nadchodzący z prawej strony. Okazało się, że był to sir Cadogan - rycerz namalowany na jednym z obrazów. - Jak miło mi was znowu witać w tych jakże ogromnych progach.
- Witaj, sir Cadoganie. - przywitała się grzecznie Cam. - Nam także miło się z tobą znowu widzieć.
- Dziewczęta miłe jak zawsze! Ciekawe, czy przygotowane na nowy rok szkolny!
- A jakżeby inaczej? - uśmiechnęła się Lilka. - Przestudiowałyśmy już podręczniki.
- Podręczniki, owszem, nie zaprzeczę. Ale czy przestudiowałyście się w formie fizycznej?
- Fizycznej?
- I ty się mnie pytasz? Czy to ty czasem nie grałas w zeszłym roku w drużynie Quid...
- Dziękujemy, sir Cadoganie, ale nam się spieszy. - przerwała Camille. - Chodźcie, dziewczyny.
- A cóż to znowu? Co za bezczelność! - zawołał za nimi malowany rycerz. -Żeby tak mnie potraktować! Jeżeliś silniejsza, to chodź, nie uciekaj! Sprawdzimy, któż jest mężniejszy!
- Nie trzeba, sir Cadoganie. Przepraszam, ale nam się spieszy. - rzuciła przez ramię brunetka i pociągnęła dziewczyny po schodach w górę.
- Camille! To było niemiłe! - skarciła przyjaciółkę Lilka. - Poza tym, chciałam się dowiedzieć, o co mu chodziło.
- Przepraszam, ale naprawdę nie mam teraz ochoty na wysłuchiwanie go.
 Lilka z oburzoną miną powlokła się za przyjaciółkami po schodach. Ostatnio dziwnie się zachowywały. Coś tu nie grało, ale nie miała teraz ochoty dochodzić się, co jest tego przyczyną. Mimo wszystko miała nadzieję, że wszystko samo się szybko wyjaśni i nie będzie potrzebna w tym jej interwencja.
- Nie mogę. - powiedziała Camille i zatrzymała się na schodkach, łapiąc się za brzuch. - Poczekajcie, złapałam kolkę.
- Widzę, że sir Cadogan miał rację. - uśmiechnęła się do niej rudowłosa. - Co jak co, ale kondycji to ty nie masz za grosz.
- Dziękuję ci bardzo. - powiedziała Cam i zsunęła się na schodki.
- Nic ci nie jest? - spytała Elise, kładąc rękę na ramieniu przyjaciółki.
- Nie, naprawdę. Już dobrze. - odpowiedziała brunetka. - Chodźcie, już prawie jesteśmy.
 Szły jeszcze chwilkę w górę, gdy schody się skończyły. Weszły do rozległego pomieszczenia krytego dachem, jednak nie posiadającego ścian. Zamiast nich wstawiony był murek, sięgający dziewczynom do pasa, a na nim postawione były kolumny, na których było wyrzeźbione wiele słów dla dziewczyn niezrozumiałych,  które podtrzymywały dach.
 Camille podeszła do murka i zamiast wyjrzeć na zewnątrz, zsunęła się, jak uprzednio na schodkach i usiadła na podłodze. Lily i Elise za to wyjrzały na okolice zamku.
 Widok stąd był niesamowity. Wszyscy uczniowie przechadzający się po błoniach wyglądali jak maleńkie mrówki, kropeczki. Chatka gajowego - Hagrida jak babeczka z kominkiem. 
- Pięknie. - powiedziała rudowłosa.
- Oj tak. - skwitowała Elise. Camille podniosła się z podłogi i dołączyła do przyjaciółek.
- Chwileczkę, a to co? - spytała Lilka, wskazując palcem na boisko.
- To? Nie, nic. - uśmiechnęła się Elise i pokazała na jezioro - Spójrz! Wielka Kałamarnica!
- Nie, poczekaj, to trochę dziwne. - zaprotestowała Lilka przymrużając oczy.
- Lilka, chodźmy już. Jest mi nie dobrze. - pociągnęła Lilkę za rękę Camille. - Chyba zaraz zwymiotuję. Chodźmy do pielęgniarki.
- Nigdy nie miałaś lęku wysokości - powiedziała Lilka. - Coś kręcicie.
 Przyjrzała się bardziej kropeczkom zmieniającym swoje pozycje i nagle dostała olśnienia.
- No nie! Jak ja mogłam zapomnieć! - klepnęła się dłonią w czoło. - Dzisiaj są kwalifikacje do drużyny Qidditcha! - krzyknęła rozradowana. - Może jeszcze zdążę! - dodała. Camille i Elise zrobiły takie grymasy z własnych twarzy, że Lilka zdziwiona spytała: - Co jest? Uważacie, że nie dam rady? No to się jeszcze okaże!
 Roześmiana ruszyła pędem w stronę schodów.
- Lilka! Nie, zaczekaj! - krzyknęła za nią blondynka i razem z Camille puściły się za nią biegiem.
- Dlaczego? Uważacie, że nie dam sobie rady? Jeszcze wam pokażę!
- Nie, Lily. To nie o to chodzi. Zaczekaj!
 Biegły za nią ile tylko miały sił w nogach, ale złapały ją dopiero na parterze.
- Lilka, błagam cię, nie idź tam.
- Dlaczego? - spytała tym razem stanowczo Lilka.
- Bo... nie mogę ci tego powiedzieć.
 Zirytowana rudowłosa tylko machnęła na nie ręką i ruszyła w stronę boiska. Dziewczyny już nie próbowały jej złapać. Wiedziały, że nic to nie da, a mogą tylko pogorszyć sprawę.
 Rudowłosa wbiegła do szatni, złapała pierwszą lepszą miotłę i wyleciała na boisko. W tym momencie James rzucał kaflem w pętle, a ktoś inny ich bronił. Widocznie teraz były kwalifikacje obrońców.
- Ścigający już byli? - spytała jakąś blondynkę, która stała najbliżej niej.
- Nie, jeszcze nie. Dopiero mają być.
 Super! pomyślała Lilka. Jeszcze mam szansę. 
 Rozejrzała się po zebranych. Camille i Elise też już podbiegły, ale trzymały się z tyłu i obserwowały. Nawet nie weszły na trybuny, jakby myślały, że za chwilę i tak wrócą do zamku.
 O co im chodziło? myślała Lily. Jeśli boją się, że się ośmieszy, że jej się nie uda, to pokarze im, że tak nie jest.
- Teraz proszę o ustawienie się wszystkich ścigających tutaj, w rządku! - krzyknął James i pokazał wszystkim miejsce przed sobą.
 Lilka, jak i inni uczniowie startujący na tą pozycję ustawili się we wskazanym miejscu.
- Charlie, Diana i Marcus! - wskazał palcem na pierwszych trzech. - Na miotły i gramy. Tamara, ty lecisz na pętle. Ja będę wam odbierał.
 Wszyscy spełnili rozkaz kapitana. W powietrzu latała teraz Tamara, przyjęta na miejsce obrońcy, James i trzech ścigających. Jeden z nich - niski chłopak, nie grał najlepiej. Dwa razy nie zdołał złapać piłki, a raz podał ją zbyt mocno i Diana - druga ścigająca dostała w twarz i omal nie spadła z miotły. 
 Potem James znów podszedł do ścigających. Wychodziło na to, że teraz Lilka będzie leciała na miotle, więc już po nią sięgała, gdy...
- Carol, Susann i Laura! - zawołał. - Na miotły.
- A nie ja teraz powinnam grać? - spytała zdziwiona Lilka. Spojrzała jeszcze raz na swoją lewą - nadal stali tam tylko Carol i Susann. Laura była już po jej prawej.
- Nie, nie ty. - powiedział szybko. - Camille, Elise! Nie ma was tu? Miałyście to jakoś załatwić!
- Co załatwić? Ja też mam prawo spróbować! - wykrzyknęła zdenerwowana Lilka.
- Dziewczyny! Ja nie mogę teraz, chcę to jak najszybciej skończyć!
- Chodź, Lilka. - powiedziała Camille, która właśnie podbiegła do przyjaciółki. - Wytłumaczę ci po drodze.
- Co mi wytłumaczysz? Nie mam zamiaru się stąd ruszać bez wytłumaczenia!
- Lilka, proszę. - brunetka złapała ją za rękę i spróbowała pociągnąć za sobą.
- Nie. - rudowłosa wyrwała rękę z uścisku przyjaciółki. - Wytłumaczcie mi, o co tu chodzi. Co miałyście załatwić, i czemu nie mogę grać.
- To wy tu załatwiajcie wszystko, a ja idę. - rzucił przez ramię James. - Carol, Susann, Laura! Na miotły, szybko!
 Elise posłała mu miażdżące spojrzenie, jednak widząc, że okularnika to nie rusza, spojrzała na przyjaciółkę, tym razem z czułością.
- Widzisz... pamiętasz wakacje u Jamesa? I to, jak spadłaś z miotły i przewieźliśmy cię do Munga? Lekarz powiedział nam... powiedział nam, że nie będziesz już mogła grać w Quidditcha. 
 Lilka nie wiedziała, co odpowiedzieć. Patrzyła szeroko otwartymi oczami na przyjaciółki jak zahipnotyzowana. Rzuciła jeszcze jedno spojrzenie za siebie. James latał w powietrzu jakby nigdy nic.
 Rzuciła na ziemię swoją miotłę i rzuciła się biegiem w stronę zamku, a dziewczyny pobiegły za nią.
 Rudowłosa wpadła do szkoły cała zziajana. Zamiast pobiec schodami do góry, ruszyła do lochów. W nadziei, że zgubi przyjaciółki, zagłębiła się w labirynt przejść. W końcu, nie słysząc już ich kroków, zsunęła się po ścianie i usiadła na zimnej ziemi. 
 Nie wiedziała dokładnie, gdzie się znajduje. Lochy zawsze były bardzo kręte i posiadały wiele tajemnych przejść. Istniała duża możliwość, że wpadła do jednego z nich.
 Zagłębiła się w rozmyślaniach. Nie było jej źle z powodu tego, że nie będzie mogła już grać w Quidditcha. Zawsze był to dla niej taki "dodatek". Mogła się odprężyć latając w powietrzu, jednak nie było to coś więcej. Było to jej hobby, jednak nie czuła do tej gry pasji. 
 Zasmuciła ją postawa jej przyjaciół. Cam i El ukrywały przed nią prawdę, myśląc, że jak przegapi kwalifikacje, nie będzie problemu. Najbardziej jednak bolało ją zachowanie Jamesa. "Camille, Elise! Nie ma was tu? Miałyście to jakoś załatwić!" Te słowa bolały ją najbardziej. Myślała, że są przyjaciółmi, jednak jego postępowanie ostatnio się zmieniło. Raz jest dla niej miły, raz nie. Gra z nią w jakąś chorą grę, w której ona nie chce uczestniczyć. 
 Wstała z ziemi i postanowiła. Albo James zmieni swoje zachowanie, albo ona skończy tą znajomość tak, jak powinna to zrobić rok temu, kiedy dowiedziała się prawdy o Severusie, a przy okazji i o Huncwotach.
 Ruszyła z powrotem. Widać było, że tą częścią lochów nikt raczej nie chodzi, więc szepnęła Lumos i z zapaloną różdżką przy ziemi szukała śladów butów. Ku jej szczęściu na podłodze zebrała się już warstwa kurzu, a na niej odbite były ślady jej trampek. Ruszyła swoim własnym tropem i już po chwili była w Sali Wejściowej, a stamtąd wspięła się po schodach i udała się do Wieży Gryffindoru.




- Lilka! Przepraszam! - rzuciła się rudowłosej na szyję Elise. - Nie chciałam, żeby tak wyszło. Chciałyśmy coś zrobić, żebyś nie szła na to boisko. Wymyśliłyśmy jakieś zwiedzanie Hogwartu i sir Cadogan prawie nas wydał, a wtedy...
- Spokojnie. Nic się nie stało. Nie potrzebuję tego Quidditcha. I tak miałabym wtedy za mało czasu w tym roku. Jeszcze jestem Prefektem Naczelnym i byłby problem z pogodzeniem tego wszystkiego. 
- Naprawdę? A nie złościsz się na nas? - spytała Camille.
- Nie wiem... a powinnam? - uśmiechnęła się Lilka.
- Nigdy. - dołączyły jej przyjaciółki.
- No dobrze. Niech wam będzie. Ale nie wiecie czasem, co się stało z Jamesem? Dziwnie się zachowywał.
- Nie mam pojęcia. - powiedziała Camille. - Też zauważyłam, że zachowuje się jakoś tak... dziwnie w tym roku szkolnym.
- No dobrze, dobrze, my tu gadu-gadu, a mój brzuszek domaga się kolacji! - przerwała przyjaciółkom El i pomasowała się po brzuchu.
- Tak, ja tez jestem głodna. - przyznała Lilka.
- No to idziemy na kolację! - krzyknęła brunetka i pociągnęła przyjaciółki za ręce
 Zeszły do Wielkiej Sali i przyjrzały się wolnym miejscom przy stoliku. Przyszły dość wcześnie, a kwalifikacje jeszcze się nie skończyły, więc usiadły same przy stoliku i sięgnęły po jedzenie.
 Elise zajadała zapiekankę, Camille tosty, a Lilka rogaliki z serem. Po chwili do uszu rudowłosej dotarł znajomy śmiech. Remus. Modliła się w duchu, by te trzy osoby nie dosiadły się obok nich, jednak na przekór jej prośbom, zajęli miejsca naprzeciwko. Razem z nimi przysiadły się również Selene i Mia.
- Wszystko dobrze, Lily? - spytał Remus.
- Właśnie, wszystko ok? Nie wyglądałaś na boisku najlepiej. - dołączył Syriusz.
- Nie, wszystko dobrze. A u was? - spytała Lilka i wymusiła na twarzy grymas, który miał przypominać uśmiech.
- Tak, u mnie wszystko w porządku. - odwzajemnił uśmiech Remus.
- A u ciebie, Syriuszu? - spytała i zerknęła na Jamesa. Znów wciągnięty był w rozmowę ze swoją kuzynką i jej przyjaciółką.
- Zależy, o co pytasz. Z jednej strony jest dobrze. Dostałem się na pozycję ścigającego. - spojrzał na rudowłosą, jakby to od niej zależało, czy może grać w Quidditcha. - Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie zła.
- No coś ty! Gratuluję.
- Dzięki. - spuścił wzrok i wpatrzył się w swój pusty talerz, jakby oczekując, że coś niezwykłego się na nim pojawi.
- Coś się stało? 
- To długa historia. Remusie, pójdziesz ze mną? Muszę iść, spytać się o coś McGonagall.
 Wstali i odeszli. Lilka z chęcią poszłaby za nimi, unikając konfrontacji z Jamesem, jednak jej przyjaciółki jeszcze nie zjadły, a ona nie chciała ich pospieszać, więc starała się skupić wzrok na rogaliku, który właśnie leżał na jej talerzu.
- Zobaczcie, jaki wielki pająk leży pod ławką! - krzyknęła nagle Mia, wytrącając wszystkich z zamyślenia i rozmów. Lily, jak i reszta spojrzała pod ławkę, jednak nie zauważyła tam nic. Wzbudziło to w niej więcej podejrzeń co do Mii. - O rany! Jestem taką gapą! To był tylko twój but, Selene! - dodała, gdy wszyscy wyłonili się już spod ławki.
 Lilka siedziała i rozglądała się po stolikach. Zauważyła, że przy stoliku Gryfonów siedzieli uczniowie ze zwieszonymi głowami, którzy zapewne zostali odrzuceni z drużyny, jak i uczniowie siedzący dumnie, którzy, widać do drużyny się dostali. Chciała szepnąć do przyjaciółek, czy skończyły już jeść, jednak jej serce trafił dzisiaj kolejny cios.
 Gdy spojrzała przed siebie, zobaczyła jak James całuje mocno Selene. Mia siedziała z szerokim uśmiechem,a kilku młodszych Gryfonów siedzących niedaleko przyglądało się temu wydarzeniu z otwartymi buziami.
 Lilka zacisnęła mocno zęby, pociągnęła dziewczyny za rękawy bluzek i wyszła z Sali z podniesioną brodą. Gdy tylko zniknęła za drzwiami rzuciła się biegiem po schodach w górę. Nie patrzyła już, jak i gdzie biegnie, trącała innych uczniów i w końcu, kiedy dotarła do dormitorium, wpadła jak burza do pokoju i nie zamykając drzwi rzuciła się na łóżko i zasłoniła szkarłatne kotary. Zaraz po niej do pokoju wpadły Elise i Camille. 
- Lilka? - spytała blondynka niepewnie, a słysząc ciche łkanie z łóżka przyjaciółki, nie czekała na odpowiedź. - To on jest tym chłopakiem, który wpadł ci w oko?
 Nie dostała odpowiedzi. Zamiast tego kotary rozsunęły się. Na łóżku siedziała po turecku Lilka z lekko rozmazanym makijażem i rumieńcami na policzkach. Patrzyła na nie smutnymi oczami, a one nie potrzebowały już odpowiedzi. 

24.02.2014

- rozdział 27

 Początek roku szkolnego, jak zawsze, wiąże się z przygotowaniem wszystkiego na cały rok szkolny. Podobnie jest w szkołach czarodziejów, jednak przygotowania dotyczą tutaj innych spraw. 
 Pierwszego dnia szkoły, czyli drugiego września, wszyscy uczniowie zebrali się w Wielkiej Sali na śniadaniu, po którym mieli odebrać swoje plany lekcji.
- Oby nie było tego dużo. W tym roku są owutemy, więc chcę mieć więcej czasu na lekcje. - mówiła Elise, czekając, aż profesor McGonagall, która rozdawała Gryffonom kartki z planami lekcji, podejdzie w końcu i do nich. Każdy uczeń miał specjalny plan lekcji, przystosowany do wybranych przez niego przedmiotów nauczania.
 Nauczycielka transmutacji w końcu podeszła również do nich.
- Tak! Ale mi się trafiło! - zawołała Camille, wzbijając do góry pięść, jakby chciała zatrąbić ciężarówką. - Dzisiaj mam tylko cztery lekcje!
- Tak? To spójrz, ile lekcji masz jutro. - zaśmiała się Lilka i pokazała palcem na jej planie jutrzejszy dzień.
- O rany! - nagle brunetce zrzedła mina. - Siedem! Ja jutro nie wytrzymam!
 Lilce trafiło się nieźle. Z przyjaciółkami wróciła do dormitorium, żeby spakować torbę, a następnie zeszły do lochów, ponieważ ich pierwszą lekcją były eliksiry.
  Stanęły przed klasą i czekały z resztą uczniów na profesora Slughorna. Gdy ten przybył, weszły do środka. Stało tam kilka dużych stolików, a przy każdym z nich cztery krzesła.
- Oho, będziemy musiały kogoś wziąć do naszego stolika. - zaczęła marudzić Camille.
 Wtem przystanęła obok nich Krukonka o długich, kasztanowych włosach. Ściskała do piersi książkę, a na ręce uwieszoną miała torbę. Uśmiechnęła się lekko i spytała:
- Mogę się dosiąść?
- Jasne. - odpowiedziała bez namysłu Lilka. - Lily Evans, to jest Elise Khan, a to Camille Bauer. - Elise odwzajemniła uśmiech dziewczyny, jednak Camille nadal miała naburmuszoną minę.
- Dzięki, jestem April Grace. Już się poznałyśmy, w przedziale dla Prefektów. 
- No tak, wiedziałam, że cię skądś znam. - uśmiechnęła się rudowłosa.
 Na początku lekcji profesor Slughorn opowiedział trochę o tym, jak będą wyglądać lekcje eliksirów na tym roku, jednak najwięcej czasu poświęcił opowiedzeniu o przygotowaniach do owutemów z eliksirów. W końcu zapisał na tablicy ingrediencje i sposób przygotowania, i zlecił każdemu uczniowi przygotowanie Eliksiru Euforii. 

- Proszę już wlać trochę eliksiru do flakoników, podpisać je i przynieść do mnie na biurko! - zawołał profesor. Minęła już pierwsza lekcja eliksirów i kończyła się druga, a większości uczniów i tak nie wychodziły eliksiry, między innymi eliksir Camille zamiast koloru niebieskawego posiadał zielony, a zamiast zapachu damskich perfum, posiadał zapach zgniłego sera.
- O, nie! Już po mnie! - zawołała brunetka.
- Szybko, profesor nie patrzy, podaj mi swoją ampułkę. - szepnęła April. Camille podała jej swoją fiolkę. - Opróżnij swój kociołek, bo zobaczy, że twój eliksir ma zły kolor. - szepnęła nalewając swojego eliksiru do flakoniku Camille.
- Co ty robisz, April? - spytała zdziwiona Lilka. Nigdy nie pochwalała oszustw.
- Nic się przecież nie stanie, a Camille będzie miała dobrze zrobiony eliksir. Proszę. - uśmiechnęła się Krukonka, podając brunetce jej naczynko. 
- Dziękuję. - uśmiechnęła się dziś po raz pierwszy podczas eliksirów Camille.
 Dziewczyny nalepiły swoje nazwiska na flakoniki i poszły oddać je do profesora. Kiedy Lilka podeszła  już do biurka, profesor uśmiechnął się szeroko i powiedział:
- Lily, widzę, że twój eliksir, jak zawsze ma odpowiedni kolor. Nigdy się na tobie nie zawiodłem! Wiesz, chciałbym cię spytać, czy nie przyszłabyś w sobotę do mnie na podwieczorek? Bardzo bym się ucieszył, gdybyś się zgodziła. 
- Dziękuję, profesorze. Z chęcią przyjdę, nigdy nie potrafiłam panu odmówić.
- No więc bardzo się cieszę. Przyjdź w sobotę o godzinie dziewiętnastej. Jeżeli chcesz, możesz kogoś przyprowadzić.
- Dobrze, profesorze. Jeszcze raz dziękuję.
 Rudowłosa nigdy nie lubiła tych przyjęć i podwieczorków w Klubie Ślimaka, jednak nie potrafiła mu odmówić. Zawsze, kiedy patrzył na nią tymi swoimi ciepłymi, brązowymi oczami, ona się zgadzała. Słowo "nie" nie przechodziło jej wtedy przez gardło.
- Od razu przeczuwałam, że ta cała April jest spoko. - powiedziała Camille wychodząc z sali. 
 Razem dotarły na parter, gdzie musiały się już rozdzielić, ponieważ Elise i Lily miały numerologię, na którą Camille nie uczęszczała. Brunetka miała teraz godzinę wolną.
 Dotarły pod klasę w samą porę i usiadły w ostatniej ławce. Pani Vivience znana była z tego, że podczas lekcji nie zważała na to, czy ktoś uważa. Wystarczyło, że w klasie było cicho i wszyscy notowali to, co zapisywała na tablicy.
- Znowu zostałaś zaproszona przez Ślimaka do tego jego klubu? - spytała blondynka mocząc koniuszek pióra w atramencie.
- Tak. Do tego powiedział, że mogę kogoś zaprosić. Teraz muszę z kimś iść, bo nie mogę się przecież pokazać sama.
- No to zaproś kogoś. Może któregoś Huncwota?
- Może. Jeszcze zobaczę.
- A tak w ogóle, to może przejdziemy się w środę po szkole? Muszę znowu przejrzeć te wszystkie zakamarki, bo się za nimi stęskniłam. - zaśmiała się cicho blondynka.
- W środę? - Lilka stała się podejrzliwa. - Jak chcesz. Możemy się przejść.
- No to super. - uśmiechnęła się Elise.
***
- No to kogo wybieramy? - spytał Severusa Macnair.
- Nie wiem. Ty kogoś wybierz. - burknął w odpowiedzi Severus i zaczął bawić się piórem.
- Dajesz mi tyle satysfakcji. - uśmiechnął się i zlustrował klasę. - Może... może Prewettowie?
- No nie wiem. - skrzywił się Snape. - Nie wydaje mi się, żeby jakoś szczególnie nam wszystkim przeszkadzali.
- Nikt, kogo jak dotąd wybrałem nie spełnia twoich warunków. - chłopak spojrzał zezem na Severusa, który pod wpływem jego wzroku odwrócił twarz. - Ta osoba nie musi nam aż tak przeszkadzać, wystarczy, że będzie denerwująca. Podaję ostatnią osobę, która mi się nie podoba. Nie obchodzi mnie to, czy lubisz tą osobę, czy nie. Nathan kazał nam wybrać dwie osoby, które nie pasują nam obu, ale teraz mam twoje zdanie głęboko gdzieś. Wybieram... - rozejrzał się po klasie i zatrzymując wzrok na jednej osobie uśmiechnął się sarkastycznie. - Lil...
- Czekaj! - wybuchnął Severus, gdy usłyszał początek tego imienia. Nie może pozwolić, żeby Lily groziło niebezpieczeństwo. Mimo wszystko nadal była mu bliska. - Ja chcę wybrać. - powiedział cicho obrzucony gradem spojrzeń reszty uczniów.
- Jak chcesz. Dawaj.
- No to... Potter.
- Potter? Dobry pomysł, o nim nie pomyślałem. Dobra, jedną osobę już mamy. Jeszcze druga, ale na to jest jeszcze czas. Listę mamy oddać do końca tygodnia, a z wykonaniem pierwszego zadania nie będzie trudno. Nathan dał nam czas do końca roku szkolnego.
***
 Po lekcji, dziewczyny poszły do Wielkiej Sali na obiad. Gdy tylko Lilka rozejrzała się po stole Gryfonów, jej serce zwolniło. 
 Obok Jamesa siedziała Selene, a obok niej Mia. Dlaczego? Przecież w pociągu James wydawał się poirytowany natręctwem tych dwóch dziewczyn, a teraz wydawał się wciągnięty w rozmowę z nimi. Od środka zaczęła zżerać ją zazdrość. I znowu to głupie pytanie: Dlaczego? Przecież zazwyczaj nie czuła tego uczucia z powodu chłopaka, a teraz jest to jedyne uczucie, jakie czuła. Mimo wszystko, nie mogła już się wycofać. Musiała obok nich usiąść.
 Położyła torbę na podłodze i dosiadła się obok Syriusza. Spojrzała jeszcze raz na Jamesa, a kątem oka zauważyła, że Selene się jej przygląda, więc przeniosła wzrok na nią.
 Selene patrzyła na nią wyzywająco, z wyższością. Zmieszana Lilka odwróciła wzrok i starała się już więcej na nich nie patrzeć.
- Spójrzcie, Snape'owi znowu ktoś ściąga gacie! - zaśmiała się Mia i wskazała na stół Ślizgonów. Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę, jednak Severus siedział przy stole i jadł obiad. Nikt nie zdejmował mu spodni. - No nie, musiałam sobie coś pomylić. - uśmiechnęła się słodko i zajęła się kurczakiem na swoim talerzu.


Lily i Camille

19.02.2014

- rozdział 26

- Szybko! Mamo, nie możemy się spóźnić! - zawołała Lilka do matki, która siedziała właśnie w łazience poprawiając włosy.
- Walizki są w samochodzie?
- Tak, zaniosłam je już pół godziny temu.
- No to możemy już iść. Petunio, my wychodzimy, zejdź pożegnać się z siostrą! 
- Już idę, idę! - zawołała z piętra starsza z sióstr. Zeszła po schodach i weszła do korytarza.
- No to pa, Petunio. Będę tęsknić. - uśmiechnęła się lekko rudowłosa.
- Pa, Lily. - odpowiedziała lakonicznie Petunia. Nic dziwnego, odkąd Lily sięga pamięcią, Petunia nigdy nie pożegnała się z nią w mniej suchy i pozbawiony emocji sposób, a od ukończenia trzeciej klasy nie jeździła z resztą rodziny na peron, tylko zostawała w domu. Rodzicom nigdy nie podobało się postępowanie córki, ale nie mogli nic na to poradzić. Petunia nie ustępowała.
 Starsza z sióstr wróciła do domu, a reszta wsiadła do samochodu i ruszyła. 
 Droga dłużyła się, jak zawsze. Lilka pośpieszała tatę, który prowadził, aby jechał szybciej, jednak nie było to potrzebne, ponieważ nie było większego ruchu na drodze. Dziewczyna miała dzisiaj po raz pierwszy pełnić funkcję Prefekta Naczelnego i chciała być trochę wcześniej.
 Samochód zatrzymał się na parkingu, a Lily wyleciała biegiem z niego i otworzyła bagażnik sięgając po kufer i klatkę z Elittą.
- Co tak szybko? Aż tak bardzo chcesz się nas pozbyć? - spytał ojciec rudowłosej, wyciągając dwie walizki z bagażnika i zamykając go.
- Przecież wiesz, że tak nie jest! - obruszyła się Lilka. - Kocham z wami mieszkać, ale nie mogę zaniedbać obowiązków Prefekta Naczelnego!
- Tak, wiemy - uspokoił ją ojciec. - przecież wiesz, że sobie żartuję.
 Wszyscy razem ruszyli po wózek i położyli na nim bagaże, a następnie podążyli w stronę barierki między peronem dziewiątym i dziesiątym, odprowadzeni zdziwionymi spojrzeniami przechodniów, z powodu pohukującej sówki.
 Dotarli pod metalową bramkę, rozejrzeli się i uznając, że nikt nie patrzy się w ich stronę, wbiegli na peron dziewięć i trzy czwarte.
 Peron, jak zawsze otoczony był dymem z pociągu. Rudowłosa rozejrzała się i zauważyła swoje dwie przyjaciółki, więc pociągnęła rodziców za ręce i podbiegła do nich.
- El, Cam! Tak się stęskniłam! - przytuliła się Lilka, a jej rodzice zaczęli rozmowę z rodzicami Elise i Camille. Dziewczyny wywróciły oczami i zajęły się własną rozmową.
- Lily, chyba kogoś dla ciebie mamy. - szepnęła Elise.
- Dziewczyny, ile razy wam powtarzałam? Nie musicie mi nikogo szukać. Sama potrafię sobie kogoś znaleźć. Właściwie... już chyba znalazłam. - wymamrotała szybko Lilka wznosząc do góry swoje zielone tęczówki.
- Tak? Kogo? - spytała Camille zacierając ręce z podniecenia.
- A to już moja sprawa. Na razie nie musicie wiedzieć. - rudowłosa wystawiła język do przyjaciółek.
 Rozmawiały tak jeszcze przez chwilę i mówiąc rodzicom, że wrócą za chwilę, zostawiły bagaże i poszły ocenić sytuację na peronie.
 Lilka rozglądała się, czy nie ma czasem kogoś, komu nie mogłaby pomóc. Razem z dziewczynami pomogły pewnej drugoklasistce, i nie widząc więcej okazji do pomocy wróciły do rodziców. Widząc, że na zegarku jest już za dziesięć jedenasta, zabrały walizki, pożegnały się i weszły do pociągu.
- Więc czym zajmują się teraz Roger i Hugo? - spytała Lilka rozglądając się za pustym przedziałem.
- Roger dalej się uczy. Chce zostać uzdrowicielem. - odpowiedziała Elise wodząc wzrokiem za oknem.
- A Hugo czeka, aż ukończę szkołę. Wtedy chce założyć razem ze mną małą restaurację w Hogsmead. - Camille przycisnęła ręce do serca.
- Wspaniale. Mają już super plany. Wy pewnie też, a ja... ja nie mam żadnych planów na przyszłość. - westchnęła Lilka. -Hej, widziałam tam Syriusza! Może się dołączymy? - spytała wskazując palcem na właściwy przedział.
 Dziewczyny się zgodziły i razem weszły do środka. Siedzieli tam tylko naprzeciwko siebie Syriusz i James, pogrążeni w rozmowie.
- Hej, chłopaki. Możemy się dołączyć? - spytała Elise.
- Jasne, wchodźcie. - ucieszył się Syriusz.
- A gdzie Remus i Peter? - spytała Camille siadając na ławce. Dziewczyny usiadły tak, że z jednej strony siedzieli Cam, El i Syriusz, a z drugiej Lilka i James.
- Remus jest z Michelle w jej przedziale. - odpowiedział na pytanie James.
- A Peter? - dociekała czarnowłosa. James nie odpowiedział od razu.
- A Peter nie jedzie. - burknął, unikając spojrzenia dziewczyn.
- Jak to Peter nie jedzie? - spytała zbita z tropu Lilka. - A co ze Sky? Ona też nie jedzie?
- Nie, Sky jedzie, jest z koleżankami. Peter... Peter nie może jechać. - wydukał Syriusz koncentrując swoją uwagę na palcach rąk.
- Jak to nie może jechać? Nie rozumiem.
- No po prostu: nie może jechać i tyle.
- Nie może nie jechać! Nie ukończy szkoły jak nie przyjedzie! - obruszyła się Elise.
- Wie o tym, ale... ale nie może jechać.
- Dlaczego? - dociekała Lily.
- Ponieważ nie chce! - wybuchł James. - Nie chce jechać, bo... bo chce pomścić ojca. Został i założył z kilkoma osobami organizację... mają zamiar powstrzymywać Wyjętych Spod Prawa. My też chcieliśmy dołączyć... chcieliśmy mu pomóc... 
- Nie możecie! - zawołały dziewczyny.
- Tak nam powiedział. Powiedział, że to jest jego sprawa. Że nie chce mieć swoich przyjaciół na sumieniu, że woli sam się tym zająć, i że nie chce nawet słyszeć, że chcemy mu pomóc. - powiedział okularnik tak szybko, jak mógł, a następnie wziął głęboki wdech i uśmiechnął się ponuro.
- To straszne, nie mógł poczekać do końca tego roku? - spytała blondynka zaciskając z całej siły torebkę.
- Nie, powiedział, że dłużej nie wytrzyma, musi coś zrobić, nie mogą tak siać spustoszenia. Ale nie martwcie się, nic mu nie będzie. Ochotników jest coraz więcej. Będziemy często rozmawiać i pisać. 
- A co ze Sky?
- Sky wie. Na początku oburzyła się i powiedziała, że nie pozwoli na to, ale w końcu pozwoliła mu opuścić ten rok, pod warunkiem, że będzie na siebie uważać.
- To wspaniała dziewczyna. - uśmiechnęła się Lilka.
- Tak, wspaniała. - zgodzili się wszyscy chórem.
 Zapadła krępująca cisza. Nikt nie wiedział, co ma powiedzieć. W końcu, chcąc to zmienić, Lilka się odezwała:
- No a co z tobą Syriuszu? Miałeś mi coś wyjaśnić.
- A, to. Widzisz... wyprowadziłem się z domu. - odpowiedział Łapa z taką lekkością, że Lilka aż oniemiała.
- Wyprowadziłeś się z domu? Do Jamesa, tak? - spytała. W tej chwili James zaczął skradać swoją rękę jak najbliżej ręki Lilki.
- No jasne. Jest świetnie, jego rodzice są bardzo mili. - Syriusz wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Ale dlaczego się wyprowadziłeś? - drążyła temat Lilka. Jamesa palce dotknęły skóry na jej ręce, więc mimowolnie się uśmiechnęła i zarumieniła. James za to zachichotał cichutko spoglądając to na nią, to na ich ręce.
- No bo, widzisz... w moim domu nie jest tak jak w innych. Tam obowiązują straszne zasady i za ich nie spełnienie są jeszcze gorsze kary. Rodzice zawsze się o wszystko złościli, na przykład o to, że jestem w Gryffindorze. Kiedy raz użyli na mnie Cruciatusa, wkurzyłem się, spakowałem i wyprowadziłem. Ale teraz to już przeszłość, nie chcę mieć z nimi nic wspólnego.
- To straszne. Jak można na własnym dziecku używać Zaklęć Niewybaczalnych?
- Teraz dzieją się naprawdę dziwne rzeczy, ale w moim domu jest tak od dawna.
 Nikt nie drążył już tego tematu. Syriusz pytał dziewczyny o Rogera i Hugona, a Rogacz chichotał czasem, gdy Lilka tłumiła w sobie wybuchnięcie śmiechem, spowodowane kreśleniem przez niego wielu różnych kształtów za pomocą opuszek palców. Chwilę później drzwi przedziału znów się otworzyły.
- Hej, James! - w progu stanęła Mia wraz z jakąś dziewczyną. - Tutaj jesteś, wszędzie cię szukałyśmy, nawet nie wiesz, ile czasu nam to zajęło, a jeszcze to przepychanie się na korytarzach. No dobra, przejdźmy do rzeczy: to jest Selene Binder, moja przyjaciółka. Chyba nie masz nic przeciwko, żebyśmy się dołączyły?
 Rogacz patrzył na nie zdziwiony. Przyjaciółka Mii była piękną brunetką. Zapewne wielu chłopców od razu by się zgodziło na jej widok, jednak nie on.
- Widzisz, chyba się nie zmieścimy. Jest nas za dużo. - powiedział, podkreślając ostatnie dwa słowa.
- Nie przesadzaj, James. Ja i tak muszę iść na spotkanie Prefektów i wszystkiemu się przyjrzeć. Siadajcie, dziewczyny.
 James posłał jej pytające spojrzenie, a ona uśmiechnęła się tylko łobuzersko, wstała i wyszła.
 Lilka starała się nigdy nie być niemiła. Zawsze starała się wszystkim pomagać, niezależnie od tego, jak i kiedy. Poza tym, polubiła Mię, mimo wszystko była miłą dziewczyną, która po prostu za dużo mówi i wpada w nieodpowiednich momentach, ale przecież to nie jest jej wina. Do tego ta piękna Selene. W jej obecności Lilka poczuła się jak szara myszka.
 Wreszcie dotarła do przedziału, w którym było spotkanie Prefektów. Jak się dowiedziała, Prefektem Naczelnym Slytherinu został Severus, Hufflepuffu Charlie Tahan, a Ravenclawu April Grace.
 Poza tym dostała wszelkie informacje i zadania przeznaczone dla Prefektów Naczelnych. Wszyscy obecni w przedziale przebrali się w uniformy swojego domu i wyszli, aby patrolować korytarze.

 Gdy odwiedziła swoje części przedziałów, ogłosiła tam, że należy już przebrać się w szaty szkolne i pomogła kilku pierwszoklasistom, postanowiła wrócić do przyjaciół. Otworzyła drzwi i widząc, że nie ma już miejsca na ławkach, ponieważ jedna jest zajęta przez Cam, El i Syriusza, a druga przez Selene, Jamesa i Mię, postanowiła oprzeć się o drzwi i w taki sposób przeczekać te dwadzieścia minut, zanim pociąg nie dojedzie na miejsce.
 Rozmawiała jeszcze trochę z przyjaciółkami i Syriuszem. James nie mówił już do niej nic, ponieważ cały czas był zagadywany przez Selene, która okazała się Gryfonką. Zdziwiła się, że nigdy nie zwróciła na nią uwagi w Pokoju Wspólnym, Wielkiej Sali, bibliotece i innych miejscach, w których przecież uczniowie tak często się spotykali. W końcu wszyscy poczuli, że pociąg zwalnia, więc złapali za swoje bagaże i klatki ze zwierzakami i wyszli na zewnątrz.
 Uderzenie zimnego, wieczornego powietrza przyprawiło ją o rumieńce. Rozejrzała się po stacji i zawołała wskazując na nauczycielkę transmutacji:
- Pierwszoroczniacy! Proszę do Pani McGonagall!
 Jak na razie było to wszystko, co miała zrobić, więc poszła z przyjaciółkami do jednego z powozów. 
 Ta noc była piękna. Na niebie iskrzyły się maleńkie gwiazdki, jakby granatowy widnokrąg posypany był białym brokatem, a na środku jaśniał mały, biały rogalik - księżyc.
 Powóz zatrzymał się i dziewczyny wysiadły, a następnie zaczęły wspinać się po niezliczonej ilości stopni. Gdy rudowłosa dotarła na ich szczyt, jak zwykle zaparło jej dech w piersiach. Piękno tego starego zamku, w którym miały mieszkać przez następne dziesięć miesięcy nigdy jej się nie znudziło. Nie mogła uwierzyć, że jest to jej ostatni rok w tym miejscu, że więcej tu nie powróci. Łzy napłynęły jej do oczu, jednak nie pozwoliła im spłynąć. Szarpnięta za rękaw przez Elise, weszła do środka.
 Nawet nie zauważyła przez te wakacje, jak bardzo brakowało jej tych ogromnych pomieszczeń. Jej pokój wydał jej się malutki w połączeniu z Salą Wejściową. 
 Weszła do Wielkiej Sali i drugi raz nie mogła zaczerpnąć powietrza. Wszyscy ci ludzie, jej przyjaciele, nauczyciele, magiczne stoły, to wszystko tak wspaniale jej się kojarzyło, tak bardzo jej tego brakowało. Mimo wszystko ruszyła i usiadła przy stole Gryffindoru.
- Jak myślicie, ile dzieciaków w tym roku będzie w Gryffindorze? - spytała Elise.
- Mam nadzieję, że jak najmniej, wkurzają mnie te bachory wołające rodziców. - odburknęła Camille spoglądając spode łba na drzwi wejściowe, w których lada moment miała pojawić się gromadka jedenastolatków z profesor McGonagall na czele.
- Przecież sama taka byłaś. Jeszcze pamiętam, jak na pierwszym roku płakałaś, kiedy Express ruszał. - zaśmiała się Lilka i wystawiła do przyjaciółki język.
- Cicho. Sama nie byłaś lepsza. - odpowiedziała naburmuszona brunetka. W tym momencie do pomieszczenia weszła profesor od transmutacji, a za nią dzieci.

 Do Gryffindoru nie przyjęto najwięcej dzieciaków, jednak również nie najmniej.
- Pierwszoroczni! Do mnie! - wołała Lilka.
 Gdy dzieci ustawiły się za nią, poprowadziła je pod portret Grubej Damy, ostrzegając, które schodki są zmyłką, co jednak nie dało większego efektu, ponieważ zawsze ktoś w pułapkę wpadał.
 Mimo przeszkód wszyscy dotarli na miejsce.
- To jest portret Grubej Damy, czyli przejście do Pokoju Wspólnego naszego domu. Aby uchylił się, należy prawidłowo wypowiedzieć hasło, które będzie co jakiś czas zmieniane. O tym, jakie jest nowe hasło dowiecie się z tablicy informacyjnej w Pokoju Wspólnym. Jeżeli nie będziecie znali hasła, będziecie musieli zostać tutaj i poczekać, aż nie przyjdzie ktoś, kto je zna i otworzy wam przejście. Teraźniejsze hasło to "Lukrecja". Myślę, że zapamiętacie.
 Wszyscy weszli do środka.
- Wasze bagaże są w waszych pokojach. Po lewej są dormitoria chłopców, a po prawej dziewczyn. Dziewczynki mogą odwiedzać chłopców, ale chłopcom nie radzę odwiedzać dziewczyn. Jeżeli chcecie się dowiedzieć, dlaczego, spytajcie starszych kolegów, lub sami się przekonajcie, choć nie radzę. A teraz zmykajcie poszukać swoich pokojów.
 Gdy tylko Lilka skończyła mówić, posłała dzieciom przyjazny uśmiech i odwróciła się do nich tyłem, żeby dołączyć do przyjaciółek, siedzących na kanapie przed kominkiem.
- No i jak pierwszy dzień Pani Prefekt Naczelna? - spytała ironicznie Elise.
- Nieźle. Te dzieciaki wszystko pojmują od razu, a przynajmniej tak mi się wydaje. Chyba nie będzie trzeba im wszystkiego znowu tłumaczyć.
- Ten rok musi być wspaniały. - powiedziała Camille, wpatrując się w ogień w kominku.
- Oj, tak. Ten rok musi być wspaniały. - zgodziły się chórem Elise i Lily.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hahahahaha! Taaaak! W końcu! Nie mogłam się doczekać, kiedy będę mogła napisać ten rozdział, i kiedy w końcu mogłam, to tak się nakręciłam, że chyba wyszedł to jeden z najdłuższych, jakie napisałam (to dobrze :D). W końcuuu! Dobra, ja lecę, bo aż się za siebie wstydzę ;D 

11.02.2014

- rozdział 25

 Lily obudziło łaskotanie w policzek. Otworzyła oczy i zobaczyła swoją sówkę miziającą ją skrzydłem. Wstała i spojrzała na zegarek na ścianie. Jest dziewiąta, trzeba wstawać. Podniosła się z łóżka i sięgnęła po karmę dla ptaków. Dała jeść Elitcie i zamknęła okno, a następnie zeszła na dół na śniadanie. Usiadła przy stoliku w kuchni obok mamy.
- Dzień dobry. - przywitała się.
- Dzień dobry. - odpowiedziała jej kobieta. - Zjadaj śniadanie i się ubieraj, bo o dziesiątej wychodzimy.
- Gdzie? - zdziwiła się Lilka sięgając po kanapkę z serem.
- Jak to gdzie? Na Pokątną. Musimy zrobić zakupy.
- No tak, zapomniałam.
 Dziewczyna migiem dokończyła śniadanie i ruszyła z powrotem na górę. Po drodze mijała się ze swoją starszą siostrą, która właśnie schodziła zjeść. Na schodach Petunia próbowała podstawić jej nogę, jednak nie udało jej się to. Lily już za bardzo ją znała, żeby dać się nabrać na ten kawał, który w tym przypadku był po prostu zgryźliwością. 
 Weszła do pokoju i sięgnęła po ubrania, a następnie poszła do łazienki.
 Zdjęła z siebie piżamę składającą się z szarych, króciutkich spodenek i żółtej, długiej bluzki na ramiączkach, a założyła sukienkę, którą miała na sobie wczoraj. Związała znów włosy w eleganckiego koka i dokończyła poranną toaletę.
 Po wyjściu z łazienki poszła do siebie i wyjęła z kufra portmonetkę z pieniędzmi. Zawsze trzymała takie rzeczy w kufrze, ponieważ Petunia lubiła sobie "pożyczać" niektóre rzeczy do niej należące, a kufer szkolny był jedynym miejscem, gdzie bała się zaglądać, a co dopiero wkładać ręce.
 Rudowłosa przywiązała Elitcie list do Remusa, wypuściła ją na dwór i zeszła na dół do kuchni.
- Jeszcze tylko wstawię Petunii zapiekankę do mikrofalówki. - oznajmiła mama Lilki. - Petunio, - zwróciła się do starszej z sióstr. - nie wiem, o której wrócimy, może nam zejść długo, więc jak coś, to daj tacie zapiekankę, kiedy wróci z pracy, dobrze?
- Dobrze. - odpowiedziała Petunia uśmiechając się sztucznie do matki. Zawsze przed nią udawała, a raczej starała się udawać aniołka, co naprawdę irytowało Lilkę.
- No dobrze, to my wychodzimy. Pa, kochanie.
- Papa, mamusiu.
 Kobiety wyszły z domu i wsiadły do taksówki. Miały wielkie szczęście, że ulica Pokątna była niedaleko, trzydzieści kilometrów od domu, więc nie czekała ich długa podróż.
 Kiedy dotarły pod pub "Dziurawy Kocioł" i przeszły na tyły sklepu, Lily zastukała różdżką w odpowiednie cegły, a te odsunęły się ukazując przejście na Ulicę.
- Nie jest tak źle. Dobrze, że wybrałyśmy się wcześniej, bo nie ma za dużo ludzi. - uśmiechnęła się rudowłosa do matki. Lilka odziedziczyła po niej urodę - swoje zielone oczy w kształcie migdałów, bladą cerę. Kolor włosów i charakter za to odziedziczyła po ojcu.
- Tak, racja. No więc może najpierw wymienimy pieniądze, a później pójdziemy do Esów i Floresów po książki?
- Jasne.
 Razem podążyły na koniec ścieżki, gdzie znajdował się Bank Gringotta. Weszły do środka i podeszły do lady. 
 Zza biurka spoglądał na nie wygięty w niesmacznym grymasie goblin. Ignorując jego minę wymieniły pieniądze mugolskie na galeony, a następnie pospiesznie opuściły to miejsce, w którym wydawało im się, że nie są mile widziane. Mimo, że wszystkie gobliny za każdym razem były zajęte papierkową robotą, zawsze wydawało im się, że nie podoba im się obecność osoby spoza świata czarodziejów.
 Ruszyły w kierunku Esów i Floresów. Po drodze mijały zakręt do Ulicy Śmiertelnego Nokturnu. Widać było kilka osób kręcących się tam, jednak Lilkę najbardziej zaciekawił jeden chłopiec o tłustych, czarnych włosach. Zastanawiała się, czy to nie Severus, gdy dotarły pod księgarnię.
 Weszły do środka i zakupiły potrzebne podręczniki i flakoniki z atramentem. Lilka z własnych pieniędzy kupiła sobie jeszcze nowe pióro i książkę do czytania.
- Jeszcze będę musiała kupić ci kociołek, bo tamten się zużył, nową szatę wieczorową, bo tamte chyba nie są za małe? - Matylda Evans spojrzała na swoją córkę, a ta przytaknęła. - I oczywiście jeszcze ingrediencje do eliksirów.
- Jeżeli chcesz, mogę sama pójść wybrać szatę u Madame Malkin, a ty do mnie dołączysz i ją kupimy.
- Jeżeli chcesz, to dobrze. Dołączę do ciebie, kiedy kupię kociołek i ingrediencje.
 Rudowłosa oddzieliła się od matki i ruszyła w przeciwnym do jej kierunku. Minęła tylko trzy sklepy i już była na miejscu. Otworzyła drzwi, które popchnęły serce dzwonka, wydobywając z niego dźwięk. Po chwili tuż obok niej pojawiła się właścicielka i spytała:
- Dzień dobry, panienko. Zapewne Hogwart? - Lily przytaknęła, a kobieta kontynuowała: - Szata, tak?
- Właściwie, to nie. - odpowiedziała nieśmiało rudowłosa. - Potrzebuję stroju wieczorowego.
- No tak, oczywiście! Chodź za mną, zaraz ci coś pokażę.
 Kobieta poprowadziła ją do drugiego pomieszczenia, gdzie na wieszakach wisiały uszyte już stroje.
- Wybierz sobie coś, dobrze?
 Dziewczyna nie odpowiedziała, tylko zaczęła oglądać ubrania. Ku jej zaskoczeniu nie było wieszaków. Zamiast tego ubrania lewitowały w powietrzu.
 Lily przeglądała stroje i wybrała dla siebie trzy sukienki. Wzięła je ze sobą i przymierzyła w przebieralni. Uwzględniając wygląd i to, jak na niej leżą wybrała jedną, a resztę odłożyła na biurko. Nie musiała już długo czekać, ponieważ po chwili pojawiła się jej matka. Razem udały się do lady. W tym samym momencie, w którym rudowłosa położyła strój na ladzie, zadźwięczał dzwonek. Odruchowo Lilka spojrzała w stronę drzwi i zobaczyła Jamesa z rodzicami i Syriuszem. "Widocznie już wrócili", pomyślała. Podeszła do przyjaciół i uścisnęła ich na powitanie.
- Hej, James, Syriuszu! Jak było w Turcji? - spytała.
- Hej, Lilka! Super! Mamy jeszcze zdjęcie przy Meczecie w Stambule, pokażemy ci w szkole. - uśmiechnął się szelmowsko James. Rudowłosa zaczerwieniona odwzajemniła uśmiech.
- No dobrze, ale pamiętajcie, że macie mi jeszcze coś do wytłumaczenia! - dziewczyna pogroziła dwójce palcem.
- Pamiętamy, pamiętamy, ale to może dopiero w pociągu lub w szkole. - uspokoił Lilkę Syriusz.
 Stali jeszcze chwilę i gawędzili, jednak Lily, popędzana przez mamę musiała wrócić już do domu. 
 W swoim pokoju zobaczyła czekającą już sowę Elittę.

Syriusz <3

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Rozdział mdły, nie za bardzo mi się podoba, ale to dlatego, że staram się jak najszybciej skończyć z wakacjami, a wejść w czas szkoły, ponieważ mam już takie plany, że łohohohoho *.*, a nie mogę ich zacząć przed szkołą ;) To chyba tyle, życzę wam, żebyście nie usnęli nad tym rozdziałem! ;c