Powrót do domu jeszcze nigdy jej tak nie cieszył. Stęskniła się za rodzicami, jak zawsze, jednak tym razem miała im tak wiele do opowiedzenia, że nie wiedziała od czego zacząć.
Dni mijały jej powoli, odwiedziła wiele miejsc, przywróciła wiele wspomnień. Spędzała wiele czasu z rodzicami, z siostrą Petunią za to jak najmniej. W głębi bardzo bolały ją te wszystkie krzywe spojrzenia w jej stronę, jednak starała się ich unikać, lub przynajmniej udawać, że ich nie widzi ze względu na rodziców, którzy także źle się czuli z tą wrogością między jedynymi córkami. Na jej nie szczęście w okolicy mieszkał jeszcze Severus. Nie raz dziewczyna spacerując ulicami zauważała czarne, długie włosy gdzieś za drzewem, jednak starała się nie zwracać na to uwagi. Już nie mogła się doczekać, kiedy wreszcie pojedzie do Rogacza i spotka się z przyjaciółmi.
A miało to nadejść już jutro. Jutro rano miała spotkać się z przyjaciółmi i razem szaleć i nie przejmować się tym wszystkim, co przyprawia ją o przygnębienie. Uklękła przy walizce i zaczęła składać ubrania. Pod nosem nuciła chwytną melodyjkę. Spakowała w końcu wszystko, co mogło jej się przydać i z czystym sumieniem położyła się do łóżka.
Dziewczyna złapała z biurka uszykowaną już zwykłą, zieloną sukienkę z ramiączkami i poszła się przebrać. Zaczesała włosy w miękkie fale i zeszła na dół, na śniadanie. Usiadła przy stole i wzięła sobie jedną z kanapek ze stołu.
- Nie wierzę. Przyjeżdżasz, a już po tygodniu cię nie ma. - westchnęła mama rudowłosej i uśmiechnęła się szeroko do córki.
- Oj mamo, przecież jadę tylko na trochę. Niedługo będę.
- Ja mam nadzieję, bo muszę się jeszcze tobą nacieszyć przed twoim wyjazdem.
Lily odwzajemniła uśmiech, dokończyła śniadanie i poszła szybko po walizkę. Zeszła na dół, założyła czarne baletki i pożegnała się z rodzicami. Wyszła przed dom i machnęła różdżką, a natychmiast pojawił się przed nią Błędny Rycerz - środek transportu dla czarodziejów. Wsiadła i podała miejsce zamieszkania.
Po niezbyt przyjemnej podróży dziewczyna dotarła przed dom Potterów. Nie był to jednak zwykły domek. Był to wielki dom z wielkim ogrodem. Podeszła do drzwi i zadzwoniła dzwonkiem. Po chwili drzwi otworzył jej James z tym swoim Huncwockim uśmiechem.
- Wejdź, proszę.
Dziewczyna weszła i szła kierowana przez Rogacza. Poprowadził ją on najpierw przez kuchnię, w której krzątała się jego mama, przygotowując jakiś posiłek, następnie przez salon, w którym w fotelu siedział za Prorokiem Codzienny ojciec chłopaka. Weszli po schodach, przeszli przez długi korytarz i znaleźli się w drugim, tym razem trochę mniejszym saloniku. W środku wszyscy już czekali. Dziewczyna przytuliła swoje przyjaciółki, a James, zaczął wyliczać:
- Jedenaście... dwanaście. Jest nas akurat na grę w Quidditcha.
Tylko chłopak skończył mówić, drzwi otworzyły się. W progu stała trochę niższa od reszty dziewczyna o ciemnych, mocno pokręconych włosach, idealnej karnacji i czarnych oczach.
- Hej! Tu jesteście! Szukałam was wszędzie. James mówił, że będziecie w jego pokoju...
- Tak, musiałem sobie coś pomylić... No więc to jest Mia, moja kuzynka. Jest dwa lata młodsza. Przyjechała do mnie na wakacje, o czym nie powiedzieli mi rodzice. - powiedział od niechcenia i spojrzał przepraszająco na resztę, a następnie wszystkich przedstawił.
- No dobra, to gramy? Chodźcie. Wzięłam swoją miotłę. Mam Kometę 300, wiecie? - zaczęła Mia i wyleciała z pokoju.
Za dziewczyną wyleciała reszta. Przebrani już w coś luźniejszego wzięli miotły od Rogacza i wyszli za dom.
- Tata rzucił zaklęcia chroniące. Mugole nie będą patrzeć. - uspokoił resztę - No więc jakie składy? - dodał.
- Wyliczanka? - spytała Lily, a widząc zdziwione miny reszty dodała: - To taka mugolska zabawa. Można w ten sposób wyznaczyć drużyny bez oszukiwania. Tylko musimy wybrać dwie osoby, żeby zbierały resztę.
- No to może Ja i Roger? - zaproponował Hugo.
- Ok. No więc wy idźcie tam, na koniec podwórka, potem was zawołam. Tylko nie podsłuchujcie! - rudowłosa wskazała palcem, a gdy chłopcy odeszli, zaczęła wskazywać na każdego po kolei i mówić, jaki mają numerek. - dziewięć... dziesięć... jedenaście. Zapamiętajcie te numerki. Chłopcy, chodźcie! - zawołała, lecz dodała po cichu: - Tylko nie mówcie im, jakie są wasze numerki!
- No to jak? - spytał Hugo.
- Wybierajcie po kolei jakieś numerki od jeden do jedenastu. Osoba z tym numerkiem będzie w waszej drużynie.
Z grupy wychodzili kolejno wszyscy, aż utworzyły się dwa zespoły. W jednym byli: Hugo, Camille, Elise, Remus, Skylynn i Michelle. W drugiej za to byli: Roger, Peter, Syriusz, Olivia, James, Lily i Mia, która była rezerwowym obrońcą. Każdy wsiadł na miotły i wzleciał w powietrze. Zaczęła się gra.
Wylądowali na ziemi. Zdążyli rozegrać dwa mecze, gdy przyszła mama Jamesa i zawołała wszystkich na posiłek. Weszliśmy do środka, Rogacz zaprowadził nas do łazienki, gdzie umyliśmy ręce i twarze. Ubrali się w poprzednie ubrania i zeszli na dół, do jadalni. W pomieszczeniu stał długi stół, na którym ułożone były talerze z potrawami. Przyjaciele usiedli i zaczęli jeść.
Po skończonym posiłku Rogacz poszedł przelewitować talerze do kuchni*. Gdy wrócił, oznajmił, że rodzice jadą do dziadków i wrócą jutro. Na tę wieść wszyscy się ucieszyli - sami w domu Huncwota, mogąc robić co chcą. Poszli do największego pomieszczenia w domu - salonu na parterze.Rozsiedli się, a James skądś wytrzasnął butelki z Ognistą Whiskey i z Piwem Kremowym.
- Stary, jak to zdobyłeś? - spytał Hugo.
- Ma się te sposoby. - odpowiedział z uśmiechem Rogacz.
Whiskey popijali sokiem dyniowym, przy okazji rozmawiając, śmiejąc się, tańcząc i co tylko przyszło im do głowy.
W końcu nastała noc. Nawet późna noc. Napoje skończyły się już, więc każdy sprzątnął tylko butelki i kubki, a następnie Rogacz wskazał pokoje. Dziewczyny spały w jednym, a chłopcy w drugim, jak rozkazali rodzice Huncwota. Zmęczeni położyli się spać, jednak jedna dziewczyna nie mogła usnąć. Lily musiała się napić, więc postanowiła, że nie będzie nikogo budzić, tylko sama pójdzie do kuchni i weźmie sobie jeszcze szklankę soku dyniowego. Wstała i równym krokiem, ponieważ wypiła najmniej ze wszystkich, ruszyła na parter. Otworzyła już ostatnie drzwi i weszła do pomieszczenia, delikatnie zamykając za sobą drzwi, by kogoś nie zbudzić. Podeszła do szafek. No tak, nie wiedziała, w której może być napój.
Wtem drzwi znów się otworzyły. W progu stał James. On również nie opił się na tyle, by tracić równowagę.
- Czemu nie śpisz? - spytał.
- O rany, obudziłam cię. Na pewno. Przepraszam.
- Nie, nie obudziłaś mnie. Chciało mi się pić.
- Mi też. W której szafce jest sok dyniowy?
- Zaraz ci pokażę.
Chłopak ruszył, idąc w stronę rudowłosej. Był już kilka centymetrów od niej, gdy potknął się i upadł właśnie na nią. Razem runęli na ziemię - Lilka na ziemię, a James na nią. NA szczęście nie uderzyli mocno.
- Przepraszam. - wyszeptał wyszukując wśród ciemności jej zielonych oczu. W końcu na nie natrafił.
Oboje spojrzeli w swoje oczy, które pośród ciemności nie łatwo było odnaleźć. Nic oprócz ich dwóch już nie istniało. James był coraz bliżej. Jego usta były coraz bliżej. Dzieliły ich minimetry. Czuli nawzajem swoje oddechy na twarzach. O niczym już nie myśleli.
- Wam też zachciało się pić?
Było to jak zimny kubeł na głowę. James wstał z Lilki i podał jej rękę, by ta również wstała. Spojrzeli w stronę drzwi. W progu stała Mia.
- No to jak? Napijemy się? Nie wiem, jak was, ale mnie strasznie suszy w gardle. James, masz może sok dyniowy? Uwielbiam sok dyniowy! - zaczęła nawijać dziewczyna, jakby nie zauważyła, co przed chwilą się tu wydarzyło.
James sięgnął do półki i wyjął z niej butelkę soku i trzy szklanki. Wszyscy się napili i wrócili do pokoi.
Następnego dnia o dziwo nikogo nie bolała głowa. Po zejściu na śniadanie James oznajmił z uśmiechem:
- Idziemy na biwak!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nie no, nawet nie wiecie, jak się cieszę, że napisałam ten rozdział :D Naprawdę ciężko było, ponieważ bardzo mi na nim zależało, jednak myślę, że udało mi się każde zdanie skleić w miarę logicznie ;)
Jak mogłaś nie doprowadzić do pocałunku!?!?!?!?!?!?! W następnej notce ma być pocałunek, obiecujesz? Fajna jest ta Mia xD Daj więcej opisów innych bohaterów, ploszę <: Kiedy Lily i James będą razem???
OdpowiedzUsuńPozdro <:
Nie mam rodzeństwa ani kuzynów, którzy spędzają u mnie wakacje, ale chyba rozumiem dlaczego ludzie tak na nich narzekają!!! Taki moment!!! Już myślałam, że nareszcie, a tu MIA!!! Po prostu chyba umrę :P
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :)
Nadrobiłam i jest mi smutno, bo teraz nie mogę przycisnąć następnego i dalej czytać, tylko muszę czekać ( a ostrzegam, że jestem niecierpliwa :P)
Pozdrawiam ♥
http://magicznaprzystanblogowelfik.blogspot.com/