- Idziemy na biwak!
Wszyscy popatrzyli po sobie zdziwieni.
- Żartujesz? Jak ty to sobie wyobrażasz? Nas jest trzynastu. - powiedział z ironią Hugo.
- Zapomniałeś, że jesteśmy czarodziejami i niektórzy z nas mają już siedemnaście lat. - wytłumaczył James i nie słysząc więcej sprzeciwów dokończył: - No to tak: Ja załatwię dwa duże namioty. Jeden dla dziewczyn, jeden dla chłopców. Syriusz załatwi jedzenie i picie, a wy... wy po prostu spakujcie najważniejsze rzeczy i idziemy.
Każdy się zgodził. Jedno trzeba było przyznać: James wiedział, jak zabawić gości. Kiedy każdy zniósł swoje torby na dół, James dwa namioty, a Syriusz zapakowane jedzenie, złapali za swoje rzeczy i ruszyli. Wyszli na ulicę, ale ponieważ tam czar rzucony przez pana Pottera przestawał działać, a widok latających toreb i walizek nie jest dla mugoli codziennością, musieli wszystko nieść.
- James, gdzie my tak w ogóle rozbijemy obóz? - spytała Lily.
- Zobaczysz, jeszcze kawałek.
Zboczyli z drogi i weszli do lasu. James widocznie znał drogę bardzo dobrze. Szli aż nie weszli na sporą polankę.
- No więc, dziewczęta, pozwolicie, że my się zajmiemy namiotami. Wy możecie przynieść drewna na ognisko. - powiedział Syriusz i wypiął pierś, na co wszyscy wybuchnęli śmiechem.
***
Okolica przesłonięta kroplami deszczu. W powietrzu czuć spaliny z wielkiego miasta. Zgiełk panujący wokoło sprawiał, że nikt nie zauważał przechodzącego chłopca w długim, czarnym płaszczu. W końcu dotarł do niedużego mieszkania. Zapukał, a po chwili otworzył mu starszy mężczyzna z wielką blizną na twarzy.
- To ty. Wchodź. - powiedział.
Severus podążając za mężczyzną wszedł do pokoju, w którym siedziało jeszcze kilku jego przyjaciół i trzy osoby, które już kiedyś poznał.
- No więc jesteście już wszyscy. - odezwał się jeden z przewodzących grupie. - Możemy zaczynać.
Koledzy stanęli z jednej strony i wyciągnęli prawe ręce, a mężczyzna po drugiej, wykonując ten sam ruch.
- Nathanie, zaczynaj. - wydał polecenie.
- Tak, Corvusie.
Nathan podszedł do wszystkich i wyciągnął różdżkę, pytając chłopców: "Czy przysięgacie, że z własnej woli dołączacie do grupy Wyciągniętych Spod Prawa?". Chłopcy przytaknęli, a on znów spytał: "Czy przysięgacie, że nie ujawnicie nigdy i nikomu, kto jest członkiem grupy Wyciągniętych Spod Prawa?". Chłopcy znów przytaknęli. "Czy przysięgacie, że nie sprzeciwicie się ustanowionym prawom, zasadom, poleceniom i zadaniom grupy Wyciągniętych Spod Prawa?" - spytał znów. Po trzecim przytaknięciu mężczyzna schował różdżkę.
- Na mocy złożonej właśnie Przysięgi Wieczystej zostaliście prawowitymi członkami Wyciągniętych Spod Prawa. - powiedział Corvus.
***
Zapadł już zmierzch. Wszyscy rozsiedli się wokół ogniska. Namioty stały już rozstawione. Z butelką w ręce każdy śmiał się i opowiadał różne historie, jak to zwykle podczas obozowania. Na niebie nie było chmur, gwiazdy i księżyc oświetlały polanę dając wspaniały efekt. Remus wyczarowywał końcem różdżki kolorową mgiełkę wirującą wokół pozostałych. Wszystko wyglądało jak podczas bajki. Nikt zdawał się teraz nie pamiętać o tych wszystkich niewinnych osobach, które zginęły. O tym całym źle, które w tej chwili rosło w siłę. Widzieli teraz tylko siebie. Swoją przyjaźń. Popijali piwo kremowe i śmiali się do rozpuku. W pewnym momencie Lilka spytała Rogacza:
- James, ty podobno potrafisz zrobić cielesnego patronusa.
- No tak.
- No to mnie naucz. - rudowłosa wyszczerzyła zęby.
- Teraz? Może raczej nie, ale wiem, kiedy. W szkole ty mnie ucz eliksirów, a ja będę cię uczył, jak zrobić cielesnego patronusa.
- Dobrze.
Dziewczyna spojrzała na koszulę chłopaka i widząc jego różdżkę, postanowiła rozruszać trochę nogi. Szybko złapała jego własność i poderwała się do góry, uciekając w stronę lasu. Słysząc nawoływanie Jamesa jeszcze przyspieszała, jednak dobrze wiedziała, że Rogacz ma dobrą formę i mu nie ucieknie. I tak się właśnie stało. Chłopak przyparł ją do jednego z drzew. Zbliżał się powoli, aż dzieliły ich milimetry. Rudowłosa poczuła na swojej twarzy jego oddech. Ciepły, miły oddech. Nie chciała się odsuwać, jednak musiała, ponieważ ktoś im przerwał.
- Lilka! Szybko! Podaj!
To była Mia. Zupełnie, jakby nie zauważyła, co się właśnie działo, czekała, żeby rudowłosa podała jej różdżkę Jamesa. Lily zrobiła to i kiedy Mia uciekła spojrzała na chłopaka.
- Przepraszam. Ona chyba nie wie, co to przestrzeń osobista. Jutro ją odprowadzę do domu.
- Nie, nie rób tego. Jest na prawdę miła.
James uśmiechnął się do niej i wrócili do obozu.