Chciałam tutaj tylko tak szybciutko wszystkich poinformować, że teraz również osoby nie zarejestrowane na konto bloggera mogą pisać komentarze anonimowe :)
26.03.2014
25.03.2014
- rozdział 28
Jest! :D Dużo czasu minęło, wiem, ale nie było możliwości, zebym wcześniej go dodała. Za dużo na głowie ;/ Za to myślę, że jest to chyba najdłuższy rozdział, jaki napisałam i postaram się od teraz właśnie takie pisać :D Wiem, będzie tu również dużo niewiadomych, jednak jest tu również kilka odpowiedzi, jeżeli wiecie, co mam na myśli. Życzę miłego czytania :)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Trzeciego dnia roku szkolnego po lekcjach Lilka, jak to miały w planach z dziewczynami, miała zwiedzać zamek.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Trzeciego dnia roku szkolnego po lekcjach Lilka, jak to miały w planach z dziewczynami, miała zwiedzać zamek.
- Więc co chcesz sobie przypomnieć najpierw? - spytała rudowłosa, a wymawiając przedostatnie słowo rękami pokazała cudzysłów.
- Nie wiem, może... - zaczęła gorączkowo myśleć Elise
- Może pójdziemy na Wieżę Astronomiczną? - zaproponowała Camille, obdarzając blondynkę karcącym spojrzeniem i uśmiechając się słodko w kierunku Lilki.
- Ok. - powiedziała rudowłosa przedłużając każdą literę wyrazu i wywracając oczami. - A później? - dopytywała się, oblizując łyżeczkę po jogurcie.
- A później możemy pójść do sowiarni! - wykrzyknęła El.
- No dobra. No to chodźcie.
Wstały od stołu i ruszyły w kierunku Wieży Astronomicznej. Torby zostawiły uprzednio w dormitorium, więc nie musiały już iść do Pokoju Wspólnego.
- Witam panie. - odezwał się do nich głos, nadchodzący z prawej strony. Okazało się, że był to sir Cadogan - rycerz namalowany na jednym z obrazów. - Jak miło mi was znowu witać w tych jakże ogromnych progach.
- Witaj, sir Cadoganie. - przywitała się grzecznie Cam. - Nam także miło się z tobą znowu widzieć.
- Dziewczęta miłe jak zawsze! Ciekawe, czy przygotowane na nowy rok szkolny!
- A jakżeby inaczej? - uśmiechnęła się Lilka. - Przestudiowałyśmy już podręczniki.
- Podręczniki, owszem, nie zaprzeczę. Ale czy przestudiowałyście się w formie fizycznej?
- Fizycznej?
- I ty się mnie pytasz? Czy to ty czasem nie grałas w zeszłym roku w drużynie Quid...
- Dziękujemy, sir Cadoganie, ale nam się spieszy. - przerwała Camille. - Chodźcie, dziewczyny.
- A cóż to znowu? Co za bezczelność! - zawołał za nimi malowany rycerz. -Żeby tak mnie potraktować! Jeżeliś silniejsza, to chodź, nie uciekaj! Sprawdzimy, któż jest mężniejszy!
- Nie trzeba, sir Cadoganie. Przepraszam, ale nam się spieszy. - rzuciła przez ramię brunetka i pociągnęła dziewczyny po schodach w górę.
- Camille! To było niemiłe! - skarciła przyjaciółkę Lilka. - Poza tym, chciałam się dowiedzieć, o co mu chodziło.
- Przepraszam, ale naprawdę nie mam teraz ochoty na wysłuchiwanie go.
Lilka z oburzoną miną powlokła się za przyjaciółkami po schodach. Ostatnio dziwnie się zachowywały. Coś tu nie grało, ale nie miała teraz ochoty dochodzić się, co jest tego przyczyną. Mimo wszystko miała nadzieję, że wszystko samo się szybko wyjaśni i nie będzie potrzebna w tym jej interwencja.
- Nie mogę. - powiedziała Camille i zatrzymała się na schodkach, łapiąc się za brzuch. - Poczekajcie, złapałam kolkę.
- Widzę, że sir Cadogan miał rację. - uśmiechnęła się do niej rudowłosa. - Co jak co, ale kondycji to ty nie masz za grosz.
- Dziękuję ci bardzo. - powiedziała Cam i zsunęła się na schodki.
- Nic ci nie jest? - spytała Elise, kładąc rękę na ramieniu przyjaciółki.
- Nie, naprawdę. Już dobrze. - odpowiedziała brunetka. - Chodźcie, już prawie jesteśmy.
Szły jeszcze chwilkę w górę, gdy schody się skończyły. Weszły do rozległego pomieszczenia krytego dachem, jednak nie posiadającego ścian. Zamiast nich wstawiony był murek, sięgający dziewczynom do pasa, a na nim postawione były kolumny, na których było wyrzeźbione wiele słów dla dziewczyn niezrozumiałych, które podtrzymywały dach.
Camille podeszła do murka i zamiast wyjrzeć na zewnątrz, zsunęła się, jak uprzednio na schodkach i usiadła na podłodze. Lily i Elise za to wyjrzały na okolice zamku.
Widok stąd był niesamowity. Wszyscy uczniowie przechadzający się po błoniach wyglądali jak maleńkie mrówki, kropeczki. Chatka gajowego - Hagrida jak babeczka z kominkiem.
- Pięknie. - powiedziała rudowłosa.
- Oj tak. - skwitowała Elise. Camille podniosła się z podłogi i dołączyła do przyjaciółek.
- Chwileczkę, a to co? - spytała Lilka, wskazując palcem na boisko.
- To? Nie, nic. - uśmiechnęła się Elise i pokazała na jezioro - Spójrz! Wielka Kałamarnica!
- Nie, poczekaj, to trochę dziwne. - zaprotestowała Lilka przymrużając oczy.
- Lilka, chodźmy już. Jest mi nie dobrze. - pociągnęła Lilkę za rękę Camille. - Chyba zaraz zwymiotuję. Chodźmy do pielęgniarki.
- Nigdy nie miałaś lęku wysokości - powiedziała Lilka. - Coś kręcicie.
Przyjrzała się bardziej kropeczkom zmieniającym swoje pozycje i nagle dostała olśnienia.
- No nie! Jak ja mogłam zapomnieć! - klepnęła się dłonią w czoło. - Dzisiaj są kwalifikacje do drużyny Qidditcha! - krzyknęła rozradowana. - Może jeszcze zdążę! - dodała. Camille i Elise zrobiły takie grymasy z własnych twarzy, że Lilka zdziwiona spytała: - Co jest? Uważacie, że nie dam rady? No to się jeszcze okaże!
Roześmiana ruszyła pędem w stronę schodów.
- Lilka! Nie, zaczekaj! - krzyknęła za nią blondynka i razem z Camille puściły się za nią biegiem.
- Dlaczego? Uważacie, że nie dam sobie rady? Jeszcze wam pokażę!
- Nie, Lily. To nie o to chodzi. Zaczekaj!
Biegły za nią ile tylko miały sił w nogach, ale złapały ją dopiero na parterze.
- Lilka, błagam cię, nie idź tam.
- Dlaczego? - spytała tym razem stanowczo Lilka.
- Bo... nie mogę ci tego powiedzieć.
Zirytowana rudowłosa tylko machnęła na nie ręką i ruszyła w stronę boiska. Dziewczyny już nie próbowały jej złapać. Wiedziały, że nic to nie da, a mogą tylko pogorszyć sprawę.
Rudowłosa wbiegła do szatni, złapała pierwszą lepszą miotłę i wyleciała na boisko. W tym momencie James rzucał kaflem w pętle, a ktoś inny ich bronił. Widocznie teraz były kwalifikacje obrońców.
- Ścigający już byli? - spytała jakąś blondynkę, która stała najbliżej niej.
- Nie, jeszcze nie. Dopiero mają być.
Super! pomyślała Lilka. Jeszcze mam szansę.
Rozejrzała się po zebranych. Camille i Elise też już podbiegły, ale trzymały się z tyłu i obserwowały. Nawet nie weszły na trybuny, jakby myślały, że za chwilę i tak wrócą do zamku.
O co im chodziło? myślała Lily. Jeśli boją się, że się ośmieszy, że jej się nie uda, to pokarze im, że tak nie jest.
- Teraz proszę o ustawienie się wszystkich ścigających tutaj, w rządku! - krzyknął James i pokazał wszystkim miejsce przed sobą.
Lilka, jak i inni uczniowie startujący na tą pozycję ustawili się we wskazanym miejscu.
- Charlie, Diana i Marcus! - wskazał palcem na pierwszych trzech. - Na miotły i gramy. Tamara, ty lecisz na pętle. Ja będę wam odbierał.
Wszyscy spełnili rozkaz kapitana. W powietrzu latała teraz Tamara, przyjęta na miejsce obrońcy, James i trzech ścigających. Jeden z nich - niski chłopak, nie grał najlepiej. Dwa razy nie zdołał złapać piłki, a raz podał ją zbyt mocno i Diana - druga ścigająca dostała w twarz i omal nie spadła z miotły.
Potem James znów podszedł do ścigających. Wychodziło na to, że teraz Lilka będzie leciała na miotle, więc już po nią sięgała, gdy...
- Carol, Susann i Laura! - zawołał. - Na miotły.
- A nie ja teraz powinnam grać? - spytała zdziwiona Lilka. Spojrzała jeszcze raz na swoją lewą - nadal stali tam tylko Carol i Susann. Laura była już po jej prawej.
- Nie, nie ty. - powiedział szybko. - Camille, Elise! Nie ma was tu? Miałyście to jakoś załatwić!
- Co załatwić? Ja też mam prawo spróbować! - wykrzyknęła zdenerwowana Lilka.
- Dziewczyny! Ja nie mogę teraz, chcę to jak najszybciej skończyć!
- Chodź, Lilka. - powiedziała Camille, która właśnie podbiegła do przyjaciółki. - Wytłumaczę ci po drodze.
- Co mi wytłumaczysz? Nie mam zamiaru się stąd ruszać bez wytłumaczenia!
- Lilka, proszę. - brunetka złapała ją za rękę i spróbowała pociągnąć za sobą.
- Nie. - rudowłosa wyrwała rękę z uścisku przyjaciółki. - Wytłumaczcie mi, o co tu chodzi. Co miałyście załatwić, i czemu nie mogę grać.
- To wy tu załatwiajcie wszystko, a ja idę. - rzucił przez ramię James. - Carol, Susann, Laura! Na miotły, szybko!
Elise posłała mu miażdżące spojrzenie, jednak widząc, że okularnika to nie rusza, spojrzała na przyjaciółkę, tym razem z czułością.
- Widzisz... pamiętasz wakacje u Jamesa? I to, jak spadłaś z miotły i przewieźliśmy cię do Munga? Lekarz powiedział nam... powiedział nam, że nie będziesz już mogła grać w Quidditcha.
Lilka nie wiedziała, co odpowiedzieć. Patrzyła szeroko otwartymi oczami na przyjaciółki jak zahipnotyzowana. Rzuciła jeszcze jedno spojrzenie za siebie. James latał w powietrzu jakby nigdy nic.
Rzuciła na ziemię swoją miotłę i rzuciła się biegiem w stronę zamku, a dziewczyny pobiegły za nią.
Rudowłosa wpadła do szkoły cała zziajana. Zamiast pobiec schodami do góry, ruszyła do lochów. W nadziei, że zgubi przyjaciółki, zagłębiła się w labirynt przejść. W końcu, nie słysząc już ich kroków, zsunęła się po ścianie i usiadła na zimnej ziemi.
Nie wiedziała dokładnie, gdzie się znajduje. Lochy zawsze były bardzo kręte i posiadały wiele tajemnych przejść. Istniała duża możliwość, że wpadła do jednego z nich.
Zagłębiła się w rozmyślaniach. Nie było jej źle z powodu tego, że nie będzie mogła już grać w Quidditcha. Zawsze był to dla niej taki "dodatek". Mogła się odprężyć latając w powietrzu, jednak nie było to coś więcej. Było to jej hobby, jednak nie czuła do tej gry pasji.
Zasmuciła ją postawa jej przyjaciół. Cam i El ukrywały przed nią prawdę, myśląc, że jak przegapi kwalifikacje, nie będzie problemu. Najbardziej jednak bolało ją zachowanie Jamesa. "Camille, Elise! Nie ma was tu? Miałyście to jakoś załatwić!" Te słowa bolały ją najbardziej. Myślała, że są przyjaciółmi, jednak jego postępowanie ostatnio się zmieniło. Raz jest dla niej miły, raz nie. Gra z nią w jakąś chorą grę, w której ona nie chce uczestniczyć.
Wstała z ziemi i postanowiła. Albo James zmieni swoje zachowanie, albo ona skończy tą znajomość tak, jak powinna to zrobić rok temu, kiedy dowiedziała się prawdy o Severusie, a przy okazji i o Huncwotach.
Ruszyła z powrotem. Widać było, że tą częścią lochów nikt raczej nie chodzi, więc szepnęła Lumos i z zapaloną różdżką przy ziemi szukała śladów butów. Ku jej szczęściu na podłodze zebrała się już warstwa kurzu, a na niej odbite były ślady jej trampek. Ruszyła swoim własnym tropem i już po chwili była w Sali Wejściowej, a stamtąd wspięła się po schodach i udała się do Wieży Gryffindoru.
- Lilka! Przepraszam! - rzuciła się rudowłosej na szyję Elise. - Nie chciałam, żeby tak wyszło. Chciałyśmy coś zrobić, żebyś nie szła na to boisko. Wymyśliłyśmy jakieś zwiedzanie Hogwartu i sir Cadogan prawie nas wydał, a wtedy...
- Spokojnie. Nic się nie stało. Nie potrzebuję tego Quidditcha. I tak miałabym wtedy za mało czasu w tym roku. Jeszcze jestem Prefektem Naczelnym i byłby problem z pogodzeniem tego wszystkiego.
- Naprawdę? A nie złościsz się na nas? - spytała Camille.
- Nie wiem... a powinnam? - uśmiechnęła się Lilka.
- Nigdy. - dołączyły jej przyjaciółki.
- No dobrze. Niech wam będzie. Ale nie wiecie czasem, co się stało z Jamesem? Dziwnie się zachowywał.
- Nie mam pojęcia. - powiedziała Camille. - Też zauważyłam, że zachowuje się jakoś tak... dziwnie w tym roku szkolnym.
- No dobrze, dobrze, my tu gadu-gadu, a mój brzuszek domaga się kolacji! - przerwała przyjaciółkom El i pomasowała się po brzuchu.
- Tak, ja tez jestem głodna. - przyznała Lilka.
- No to idziemy na kolację! - krzyknęła brunetka i pociągnęła przyjaciółki za ręce
Zeszły do Wielkiej Sali i przyjrzały się wolnym miejscom przy stoliku. Przyszły dość wcześnie, a kwalifikacje jeszcze się nie skończyły, więc usiadły same przy stoliku i sięgnęły po jedzenie.
Elise zajadała zapiekankę, Camille tosty, a Lilka rogaliki z serem. Po chwili do uszu rudowłosej dotarł znajomy śmiech. Remus. Modliła się w duchu, by te trzy osoby nie dosiadły się obok nich, jednak na przekór jej prośbom, zajęli miejsca naprzeciwko. Razem z nimi przysiadły się również Selene i Mia.
- Wszystko dobrze, Lily? - spytał Remus.
- Właśnie, wszystko ok? Nie wyglądałaś na boisku najlepiej. - dołączył Syriusz.
- Nie, wszystko dobrze. A u was? - spytała Lilka i wymusiła na twarzy grymas, który miał przypominać uśmiech.
- Tak, u mnie wszystko w porządku. - odwzajemnił uśmiech Remus.
- A u ciebie, Syriuszu? - spytała i zerknęła na Jamesa. Znów wciągnięty był w rozmowę ze swoją kuzynką i jej przyjaciółką.
- Zależy, o co pytasz. Z jednej strony jest dobrze. Dostałem się na pozycję ścigającego. - spojrzał na rudowłosą, jakby to od niej zależało, czy może grać w Quidditcha. - Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie zła.
- No coś ty! Gratuluję.
- Dzięki. - spuścił wzrok i wpatrzył się w swój pusty talerz, jakby oczekując, że coś niezwykłego się na nim pojawi.
- Coś się stało?
- To długa historia. Remusie, pójdziesz ze mną? Muszę iść, spytać się o coś McGonagall.
Wstali i odeszli. Lilka z chęcią poszłaby za nimi, unikając konfrontacji z Jamesem, jednak jej przyjaciółki jeszcze nie zjadły, a ona nie chciała ich pospieszać, więc starała się skupić wzrok na rogaliku, który właśnie leżał na jej talerzu.
- Zobaczcie, jaki wielki pająk leży pod ławką! - krzyknęła nagle Mia, wytrącając wszystkich z zamyślenia i rozmów. Lily, jak i reszta spojrzała pod ławkę, jednak nie zauważyła tam nic. Wzbudziło to w niej więcej podejrzeń co do Mii. - O rany! Jestem taką gapą! To był tylko twój but, Selene! - dodała, gdy wszyscy wyłonili się już spod ławki.
Lilka siedziała i rozglądała się po stolikach. Zauważyła, że przy stoliku Gryfonów siedzieli uczniowie ze zwieszonymi głowami, którzy zapewne zostali odrzuceni z drużyny, jak i uczniowie siedzący dumnie, którzy, widać do drużyny się dostali. Chciała szepnąć do przyjaciółek, czy skończyły już jeść, jednak jej serce trafił dzisiaj kolejny cios.
Gdy spojrzała przed siebie, zobaczyła jak James całuje mocno Selene. Mia siedziała z szerokim uśmiechem,a kilku młodszych Gryfonów siedzących niedaleko przyglądało się temu wydarzeniu z otwartymi buziami.
Lilka zacisnęła mocno zęby, pociągnęła dziewczyny za rękawy bluzek i wyszła z Sali z podniesioną brodą. Gdy tylko zniknęła za drzwiami rzuciła się biegiem po schodach w górę. Nie patrzyła już, jak i gdzie biegnie, trącała innych uczniów i w końcu, kiedy dotarła do dormitorium, wpadła jak burza do pokoju i nie zamykając drzwi rzuciła się na łóżko i zasłoniła szkarłatne kotary. Zaraz po niej do pokoju wpadły Elise i Camille.
- Lilka? - spytała blondynka niepewnie, a słysząc ciche łkanie z łóżka przyjaciółki, nie czekała na odpowiedź. - To on jest tym chłopakiem, który wpadł ci w oko?
Nie dostała odpowiedzi. Zamiast tego kotary rozsunęły się. Na łóżku siedziała po turecku Lilka z lekko rozmazanym makijażem i rumieńcami na policzkach. Patrzyła na nie smutnymi oczami, a one nie potrzebowały już odpowiedzi.
Lilka z oburzoną miną powlokła się za przyjaciółkami po schodach. Ostatnio dziwnie się zachowywały. Coś tu nie grało, ale nie miała teraz ochoty dochodzić się, co jest tego przyczyną. Mimo wszystko miała nadzieję, że wszystko samo się szybko wyjaśni i nie będzie potrzebna w tym jej interwencja.
- Nie mogę. - powiedziała Camille i zatrzymała się na schodkach, łapiąc się za brzuch. - Poczekajcie, złapałam kolkę.
- Widzę, że sir Cadogan miał rację. - uśmiechnęła się do niej rudowłosa. - Co jak co, ale kondycji to ty nie masz za grosz.
- Dziękuję ci bardzo. - powiedziała Cam i zsunęła się na schodki.
- Nic ci nie jest? - spytała Elise, kładąc rękę na ramieniu przyjaciółki.
- Nie, naprawdę. Już dobrze. - odpowiedziała brunetka. - Chodźcie, już prawie jesteśmy.
Szły jeszcze chwilkę w górę, gdy schody się skończyły. Weszły do rozległego pomieszczenia krytego dachem, jednak nie posiadającego ścian. Zamiast nich wstawiony był murek, sięgający dziewczynom do pasa, a na nim postawione były kolumny, na których było wyrzeźbione wiele słów dla dziewczyn niezrozumiałych, które podtrzymywały dach.
Camille podeszła do murka i zamiast wyjrzeć na zewnątrz, zsunęła się, jak uprzednio na schodkach i usiadła na podłodze. Lily i Elise za to wyjrzały na okolice zamku.
Widok stąd był niesamowity. Wszyscy uczniowie przechadzający się po błoniach wyglądali jak maleńkie mrówki, kropeczki. Chatka gajowego - Hagrida jak babeczka z kominkiem.
- Pięknie. - powiedziała rudowłosa.
- Oj tak. - skwitowała Elise. Camille podniosła się z podłogi i dołączyła do przyjaciółek.
- Chwileczkę, a to co? - spytała Lilka, wskazując palcem na boisko.
- To? Nie, nic. - uśmiechnęła się Elise i pokazała na jezioro - Spójrz! Wielka Kałamarnica!
- Nie, poczekaj, to trochę dziwne. - zaprotestowała Lilka przymrużając oczy.
- Lilka, chodźmy już. Jest mi nie dobrze. - pociągnęła Lilkę za rękę Camille. - Chyba zaraz zwymiotuję. Chodźmy do pielęgniarki.
- Nigdy nie miałaś lęku wysokości - powiedziała Lilka. - Coś kręcicie.
Przyjrzała się bardziej kropeczkom zmieniającym swoje pozycje i nagle dostała olśnienia.
- No nie! Jak ja mogłam zapomnieć! - klepnęła się dłonią w czoło. - Dzisiaj są kwalifikacje do drużyny Qidditcha! - krzyknęła rozradowana. - Może jeszcze zdążę! - dodała. Camille i Elise zrobiły takie grymasy z własnych twarzy, że Lilka zdziwiona spytała: - Co jest? Uważacie, że nie dam rady? No to się jeszcze okaże!
Roześmiana ruszyła pędem w stronę schodów.
- Lilka! Nie, zaczekaj! - krzyknęła za nią blondynka i razem z Camille puściły się za nią biegiem.
- Dlaczego? Uważacie, że nie dam sobie rady? Jeszcze wam pokażę!
- Nie, Lily. To nie o to chodzi. Zaczekaj!
Biegły za nią ile tylko miały sił w nogach, ale złapały ją dopiero na parterze.
- Lilka, błagam cię, nie idź tam.
- Dlaczego? - spytała tym razem stanowczo Lilka.
- Bo... nie mogę ci tego powiedzieć.
Zirytowana rudowłosa tylko machnęła na nie ręką i ruszyła w stronę boiska. Dziewczyny już nie próbowały jej złapać. Wiedziały, że nic to nie da, a mogą tylko pogorszyć sprawę.
Rudowłosa wbiegła do szatni, złapała pierwszą lepszą miotłę i wyleciała na boisko. W tym momencie James rzucał kaflem w pętle, a ktoś inny ich bronił. Widocznie teraz były kwalifikacje obrońców.
- Ścigający już byli? - spytała jakąś blondynkę, która stała najbliżej niej.
- Nie, jeszcze nie. Dopiero mają być.
Super! pomyślała Lilka. Jeszcze mam szansę.
Rozejrzała się po zebranych. Camille i Elise też już podbiegły, ale trzymały się z tyłu i obserwowały. Nawet nie weszły na trybuny, jakby myślały, że za chwilę i tak wrócą do zamku.
O co im chodziło? myślała Lily. Jeśli boją się, że się ośmieszy, że jej się nie uda, to pokarze im, że tak nie jest.
- Teraz proszę o ustawienie się wszystkich ścigających tutaj, w rządku! - krzyknął James i pokazał wszystkim miejsce przed sobą.
Lilka, jak i inni uczniowie startujący na tą pozycję ustawili się we wskazanym miejscu.
- Charlie, Diana i Marcus! - wskazał palcem na pierwszych trzech. - Na miotły i gramy. Tamara, ty lecisz na pętle. Ja będę wam odbierał.
Wszyscy spełnili rozkaz kapitana. W powietrzu latała teraz Tamara, przyjęta na miejsce obrońcy, James i trzech ścigających. Jeden z nich - niski chłopak, nie grał najlepiej. Dwa razy nie zdołał złapać piłki, a raz podał ją zbyt mocno i Diana - druga ścigająca dostała w twarz i omal nie spadła z miotły.
Potem James znów podszedł do ścigających. Wychodziło na to, że teraz Lilka będzie leciała na miotle, więc już po nią sięgała, gdy...
- Carol, Susann i Laura! - zawołał. - Na miotły.
- A nie ja teraz powinnam grać? - spytała zdziwiona Lilka. Spojrzała jeszcze raz na swoją lewą - nadal stali tam tylko Carol i Susann. Laura była już po jej prawej.
- Nie, nie ty. - powiedział szybko. - Camille, Elise! Nie ma was tu? Miałyście to jakoś załatwić!
- Co załatwić? Ja też mam prawo spróbować! - wykrzyknęła zdenerwowana Lilka.
- Dziewczyny! Ja nie mogę teraz, chcę to jak najszybciej skończyć!
- Chodź, Lilka. - powiedziała Camille, która właśnie podbiegła do przyjaciółki. - Wytłumaczę ci po drodze.
- Co mi wytłumaczysz? Nie mam zamiaru się stąd ruszać bez wytłumaczenia!
- Lilka, proszę. - brunetka złapała ją za rękę i spróbowała pociągnąć za sobą.
- Nie. - rudowłosa wyrwała rękę z uścisku przyjaciółki. - Wytłumaczcie mi, o co tu chodzi. Co miałyście załatwić, i czemu nie mogę grać.
- To wy tu załatwiajcie wszystko, a ja idę. - rzucił przez ramię James. - Carol, Susann, Laura! Na miotły, szybko!
Elise posłała mu miażdżące spojrzenie, jednak widząc, że okularnika to nie rusza, spojrzała na przyjaciółkę, tym razem z czułością.
- Widzisz... pamiętasz wakacje u Jamesa? I to, jak spadłaś z miotły i przewieźliśmy cię do Munga? Lekarz powiedział nam... powiedział nam, że nie będziesz już mogła grać w Quidditcha.
Lilka nie wiedziała, co odpowiedzieć. Patrzyła szeroko otwartymi oczami na przyjaciółki jak zahipnotyzowana. Rzuciła jeszcze jedno spojrzenie za siebie. James latał w powietrzu jakby nigdy nic.
Rzuciła na ziemię swoją miotłę i rzuciła się biegiem w stronę zamku, a dziewczyny pobiegły za nią.
Rudowłosa wpadła do szkoły cała zziajana. Zamiast pobiec schodami do góry, ruszyła do lochów. W nadziei, że zgubi przyjaciółki, zagłębiła się w labirynt przejść. W końcu, nie słysząc już ich kroków, zsunęła się po ścianie i usiadła na zimnej ziemi.
Nie wiedziała dokładnie, gdzie się znajduje. Lochy zawsze były bardzo kręte i posiadały wiele tajemnych przejść. Istniała duża możliwość, że wpadła do jednego z nich.
Zagłębiła się w rozmyślaniach. Nie było jej źle z powodu tego, że nie będzie mogła już grać w Quidditcha. Zawsze był to dla niej taki "dodatek". Mogła się odprężyć latając w powietrzu, jednak nie było to coś więcej. Było to jej hobby, jednak nie czuła do tej gry pasji.
Zasmuciła ją postawa jej przyjaciół. Cam i El ukrywały przed nią prawdę, myśląc, że jak przegapi kwalifikacje, nie będzie problemu. Najbardziej jednak bolało ją zachowanie Jamesa. "Camille, Elise! Nie ma was tu? Miałyście to jakoś załatwić!" Te słowa bolały ją najbardziej. Myślała, że są przyjaciółmi, jednak jego postępowanie ostatnio się zmieniło. Raz jest dla niej miły, raz nie. Gra z nią w jakąś chorą grę, w której ona nie chce uczestniczyć.
Wstała z ziemi i postanowiła. Albo James zmieni swoje zachowanie, albo ona skończy tą znajomość tak, jak powinna to zrobić rok temu, kiedy dowiedziała się prawdy o Severusie, a przy okazji i o Huncwotach.
Ruszyła z powrotem. Widać było, że tą częścią lochów nikt raczej nie chodzi, więc szepnęła Lumos i z zapaloną różdżką przy ziemi szukała śladów butów. Ku jej szczęściu na podłodze zebrała się już warstwa kurzu, a na niej odbite były ślady jej trampek. Ruszyła swoim własnym tropem i już po chwili była w Sali Wejściowej, a stamtąd wspięła się po schodach i udała się do Wieży Gryffindoru.
- Spokojnie. Nic się nie stało. Nie potrzebuję tego Quidditcha. I tak miałabym wtedy za mało czasu w tym roku. Jeszcze jestem Prefektem Naczelnym i byłby problem z pogodzeniem tego wszystkiego.
- Naprawdę? A nie złościsz się na nas? - spytała Camille.
- Nie wiem... a powinnam? - uśmiechnęła się Lilka.
- Nigdy. - dołączyły jej przyjaciółki.
- No dobrze. Niech wam będzie. Ale nie wiecie czasem, co się stało z Jamesem? Dziwnie się zachowywał.
- Nie mam pojęcia. - powiedziała Camille. - Też zauważyłam, że zachowuje się jakoś tak... dziwnie w tym roku szkolnym.
- No dobrze, dobrze, my tu gadu-gadu, a mój brzuszek domaga się kolacji! - przerwała przyjaciółkom El i pomasowała się po brzuchu.
- Tak, ja tez jestem głodna. - przyznała Lilka.
- No to idziemy na kolację! - krzyknęła brunetka i pociągnęła przyjaciółki za ręce
Zeszły do Wielkiej Sali i przyjrzały się wolnym miejscom przy stoliku. Przyszły dość wcześnie, a kwalifikacje jeszcze się nie skończyły, więc usiadły same przy stoliku i sięgnęły po jedzenie.
Elise zajadała zapiekankę, Camille tosty, a Lilka rogaliki z serem. Po chwili do uszu rudowłosej dotarł znajomy śmiech. Remus. Modliła się w duchu, by te trzy osoby nie dosiadły się obok nich, jednak na przekór jej prośbom, zajęli miejsca naprzeciwko. Razem z nimi przysiadły się również Selene i Mia.
- Wszystko dobrze, Lily? - spytał Remus.
- Właśnie, wszystko ok? Nie wyglądałaś na boisku najlepiej. - dołączył Syriusz.
- Nie, wszystko dobrze. A u was? - spytała Lilka i wymusiła na twarzy grymas, który miał przypominać uśmiech.
- Tak, u mnie wszystko w porządku. - odwzajemnił uśmiech Remus.
- A u ciebie, Syriuszu? - spytała i zerknęła na Jamesa. Znów wciągnięty był w rozmowę ze swoją kuzynką i jej przyjaciółką.
- Zależy, o co pytasz. Z jednej strony jest dobrze. Dostałem się na pozycję ścigającego. - spojrzał na rudowłosą, jakby to od niej zależało, czy może grać w Quidditcha. - Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie zła.
- No coś ty! Gratuluję.
- Dzięki. - spuścił wzrok i wpatrzył się w swój pusty talerz, jakby oczekując, że coś niezwykłego się na nim pojawi.
- Coś się stało?
- To długa historia. Remusie, pójdziesz ze mną? Muszę iść, spytać się o coś McGonagall.
Wstali i odeszli. Lilka z chęcią poszłaby za nimi, unikając konfrontacji z Jamesem, jednak jej przyjaciółki jeszcze nie zjadły, a ona nie chciała ich pospieszać, więc starała się skupić wzrok na rogaliku, który właśnie leżał na jej talerzu.
- Zobaczcie, jaki wielki pająk leży pod ławką! - krzyknęła nagle Mia, wytrącając wszystkich z zamyślenia i rozmów. Lily, jak i reszta spojrzała pod ławkę, jednak nie zauważyła tam nic. Wzbudziło to w niej więcej podejrzeń co do Mii. - O rany! Jestem taką gapą! To był tylko twój but, Selene! - dodała, gdy wszyscy wyłonili się już spod ławki.
Lilka siedziała i rozglądała się po stolikach. Zauważyła, że przy stoliku Gryfonów siedzieli uczniowie ze zwieszonymi głowami, którzy zapewne zostali odrzuceni z drużyny, jak i uczniowie siedzący dumnie, którzy, widać do drużyny się dostali. Chciała szepnąć do przyjaciółek, czy skończyły już jeść, jednak jej serce trafił dzisiaj kolejny cios.
Gdy spojrzała przed siebie, zobaczyła jak James całuje mocno Selene. Mia siedziała z szerokim uśmiechem,a kilku młodszych Gryfonów siedzących niedaleko przyglądało się temu wydarzeniu z otwartymi buziami.
Lilka zacisnęła mocno zęby, pociągnęła dziewczyny za rękawy bluzek i wyszła z Sali z podniesioną brodą. Gdy tylko zniknęła za drzwiami rzuciła się biegiem po schodach w górę. Nie patrzyła już, jak i gdzie biegnie, trącała innych uczniów i w końcu, kiedy dotarła do dormitorium, wpadła jak burza do pokoju i nie zamykając drzwi rzuciła się na łóżko i zasłoniła szkarłatne kotary. Zaraz po niej do pokoju wpadły Elise i Camille.
- Lilka? - spytała blondynka niepewnie, a słysząc ciche łkanie z łóżka przyjaciółki, nie czekała na odpowiedź. - To on jest tym chłopakiem, który wpadł ci w oko?
Nie dostała odpowiedzi. Zamiast tego kotary rozsunęły się. Na łóżku siedziała po turecku Lilka z lekko rozmazanym makijażem i rumieńcami na policzkach. Patrzyła na nie smutnymi oczami, a one nie potrzebowały już odpowiedzi.
Subskrybuj:
Posty (Atom)